Obecność sił pokojowych na Bałkanach doprowadziła do rozkwitu prostytucji Płatna miłość stała się jedną z najważniejszych gałęzi gospodarki Macedonii. W niektórych wioskach mieszkańcy żyją niemal wyłącznie z seks-biznesu. We Vrutoku jedna sprzedajna dziewczyna przypada na czterech mieszkańców, w Volesta pod Tetovem – jedna na trzech. Do niezwykłego boomu prostytucji, także dziecięcej, przyczyniła się obecność międzynarodowych oddziałów, pełniących pokojową służbę na terytorium byłej Jugosławii. W Bośni i Hercegowinie stacjonuje 20 tys. uzbrojonych, przeważnie młodych mężczyzn, w Kosowie – 43 tys. i jeszcze 2 tys. w Macedonii. Do tego dochodzi 7 tys. cywilów z ONZ i prywatnych organizacji humanitarnych, z których prawie każdy dysponuje portfelem wypchanym markami czy dolarami. Oczywiście, żołnierze i cywile nie poświęcają całej swej życiowej energii na umacnianie pokoju. Zwłaszcza wieczorem i nocą mają inne potrzeby. Nic dziwnego, że – jak pisze “Der Spiegel” – prostytucja stała się w Macedonii kwitnącym interesem. Owszem, żołnierze mają do dyspozycji wiele domów uciech w Kosowie, zwłaszcza przy wylotowych ulicach z Kosowa i Prizrenu, te jednak znajdują się pod “zarządem” Albańczyków, mających często opinię pozbawionych skrupułów bandziorów. Zwłaszcza oficerowie i pracownicy organizacji humanitarnych wolą więc wyprawiać się po erotyczne rozkosze do Macedonii, gdzie jest bezpieczniej. Sutenerzy robią kokosowe interesy. Na Ukrainie czy w Mołdawii można kupić kobietę za tysiąc marek. W macedońskiej stolicy – Skopie “żywy towar” kosztuje co najmniej cztery razy więcej. Jeśli przyjąć 10% zapłaty dla dziewczyny i 20% na łapówki dla policji, wydatek “amortyzuje się” najpóźniej po sześciu tygodniach. Nie wszystkie prostytutki dobrowolnie wykonują swą profesję. Ludmila z Odessy biła się wraz z koleżanką dwa dni w starej ładzie, ponieważ znajomy o imieniu Borys obiecał jej pracę kelnerki w Atenach. Podróż skończyła się w Płowdiw w Bułgarii. W motelu czekali już sutenerzy. Obie dziewczyny musiały rozebrać się do naga, wejść na stół i w milczeniu czekać, aż mężczyźni z obscenicznymi tatuażami na ramionach, obwieszeni złotą biżuterią, przeprowadzą “licytację”. Ludmila i tak miała szczęście. Kupił ją pewien Czarnogórzec, traktujący młodą Ukrainkę jako wartościową własność, której nie wolno uszkodzić. Albańczycy natomiast często gwałcą swe dziewczyny i “odbijają im twarze do tyłu”, jak to się mówi w “branży”. Na granicy macedońskiej Ludmila usiłowała uciec. Szepnęła pogranicznikowi, że została porwana. Żołnierz uśmiechnął się tylko i nie zareagował. Z paszportu Czarnogórca sprawnie wyłowił kilka chwil wcześniej dziesięciodolarowy banknot. W Skopie Ludmila pozbyła się jednak swego “właściciela”. Jeden z jej klientów okazał się wysokim oficerem policji, oddała się więc pod jego opiekę. Odtąd na własną rękę świadczy usługi w hotelu w Skopie i wychwala Macedonię jako “złoty Zachód”. Policjant zapewnia dziewczynie bezpieczeństwo, jeśli tylko jest dla niego miła. Ludmila żali się jednak, że wybrała sobie trudny zawód: “A najgorzej jest na Bałkanach. To, co mężczyźni w Albanii czy w Macedonii wyprawiają z kobietami, to grzech przed Bogiem”. Prostytucja w Macedonii jest nielegalna, ale nikt nie przejmował się tym faktem. Skandal wybuchł dopiero w końcu grudnia, gdy program “Weltspiegel” niemieckiej telewizji publicznej ARD wyemitował wywiad z 16-letnią Sesil, która wyznała, że już w wieku 12 lat została wysłana na ulicę. Kiedy miała 15 lat, zarobkowała w Tetovie, gdzie klientami byli przede wszystkim żołnierze zaopatrzeniowej Bundeswehry. W tym samym programie pewien zachowujący anonimowość niemiecki żołnierz wyznał ze łzami w oczach, jak to w Kosowie uprawiał seks z nieletnią. Już wcześniej wiedziano, że co piąta prostytutka w Macedonii nie skończyła jeszcze 18 lat. Dopiero telewizyjne rewelacje pobudziły miejscową policję do działania. Oficjalnie zamknięto “lokale rozrywkowe”. Taksówkarze i krupierzy z Kasino Scala w Skopie wiedzą jednak, jak trafić do domów pod znakiem czerwonej latarni. Jeden z lupanarów mieści się w centrum Tetowa i prosperuje w najlepsze, symbolicznie tylko udając kantor handlowy. Do “różowych komnat” trzeba wejść przez pokój z małym biurkiem i kilkoma segregatorami. Właściciel, wyglądający jak sutener z karykatury, w rozchełstanej koszuli i z grubymi pierścieniami na serdelkowatych paluchach żali się na policyjne represje: “Dlaczego nie chcą dać chłopcom tej odrobiny rozrywki? Tylko 200 marek za całą noc! To prawie taryfa socjalna!”.
Tagi:
Jan Piaseczny









