Bliżej Europy, dalej od Placu Czerwonego?

Wyprawa papieża na Ukrainę to były jakby dwie podróże… „Papież przeżył na jawie swój wielki sen”, powiedział rzecznik Watykanu, Joaquin Navarro-Valls, o zakończonej w środę wizycie Jana Pawła II na Ukrainie – w kolebce wschodniego chrześcijaństwa. Ten ziszczony sen nie powinien jednak przekształcić się w zmorę senną prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego, mówi się w najbliższym otoczeniu papieża Podkreśla się przy tym jego gesty zmierzające do rozładowania napięcia, jakie w przededniu wizyty stworzył swymi deklaracjami patriarcha Aleksij II, ostrzegając, że jeśli papież przyjedzie na Ukrainę, zostanie to potraktowane niemal jako casus belli. „Opuszczając ziemię ukraińską, serdeczne pozdrowienia pragnę skierować do braci i sióstr oraz pasterzy Kościoła prawosławnego”, powiedział Jan Paweł II przed odlotem z lwowskiego lotniska, zwracając się ze słowami pożegnania do narodu ukraińskiego, dla którego papieska wizyta miała wymowę pobłogosławienia uzyskanej równo 10 lat temu własnej państwowości. Docenił tę wymowę wizyty prezydent Leonid Kuczma, który w jej ostatnim dniu z nie ukrywanym wzruszeniem uczestniczył w mszy świętej według obrządku bizantyjskiego na lwowskim hipodromie. 700 tysięcy, a według niektórych ocen, nawet milion Ukraińców – dwa razy więcej wiernych niż poprzedniego dnia na mszy rzymskokatolickiej – skandowało podczas mszy „My lubymo papu!”. Przyłączali się do nich licznie obecni Polacy, Rosjanie, Węgrzy i Słowacy. Kuczmie też trochę wiwatowano, ale głównie z pierwszych rzędów. „Cudowna broń” pokory Przebieg wizyty na Ukrainie śledzono bardzo uważnie w Moskwie. Patriarcha Moskwy i Wszechrusi, Aleksij II, pojechał w tym samym czasie w „równoległą podróż” na Białoruś, ale w światowych mediach nie zrobił papieżowi konkurencji. W otoczeniu Ojca Świętego za dobry znak przyjęto to, co mogłoby uchodzić za afront. Zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego, Wołodymyr, na czas pobytu papieża wyjechał z Kijowa. „Byłoby znacznie gorzej, gdyby został na miejscu i nie przyszedł na spotkanie przedstawicieli Rady Kościołów i Wspólnot Religijnych z Janem Pawłem II, które odbyło się w Kijowie. Zamiast tego wybrał dyplomatyczny unik”, mówią obserwatorzy. Na spotkaniu byli natomiast, obok katolickiej hierarchii oraz protestantów, żydów i muzułmanów, zwierzchnicy dwóch mniejszościowych ukraińskich Kościołów prawosławnych, które odmówiły podporządkowania się Moskwie: Kijowskiego i Autokefalicznego, patriarchowie niekanoniczni Filaret i Metodij (niekanoniczni, czyli nie uznawani na razie przez inne Kościoły prawosławne). I tym razem, podobnie jak 50 dni wcześniej w Grecji, papież posłużył się – jak to nazwał jego biograf, Luigi Accattoli – „cudowną bronią” pokory. Od pierwszych chwil pobytu na Ukrainie przyznał, że niektórzy katolicy postępowali nie całkiem zgodnie z duchem wspólnej dla katolików i prawosławnych Ewangelii w trakcie odbierania przez unitów, tj. grekokatolików świątyń, które po zdelegalizowaniu przez Stalina ich Kościoła w 1946 r. zostały oddane prawosławnym. Jan Paweł II, mówiąc o „smutnych okresach” w stosunkach między katolicyzmem a prawosławiem, od razu w przemówieniu powitalnym na lotnisku zwrócił się do Kościoła prawosławnego: „Podczas gdy prosimy o przebaczenie za błędy w dawnej i bliższej przeszłości, z naszej strony wybaczamy krzywdy, których doznaliśmy sami”. Gdy zapytano rzecznika Watykanu, czy rosyjski bądź ukraiński Kościół prawosławny zwracały się do papieża o wybaczenie im win, Navarro-Valls miał gotową odpowiedź: „Nie, ale Ojciec Święty nie po raz pierwszy robi coś więcej niż to, o co go proszą”. Papież nie ograniczył się do słów. Poprosił kardynała Lubomira Huzara, aby oddał prawosławnym ze Lwowa, w którym zostały tylko dwie cerkwie, dwie świątynie z kilkudziesięciu rewindykowanych przez unitów po ponownej legalizacji Kościoła greckokatolickiego w wolnej Ukrainie. 600 km różnicy i dwa światy Historia sprawiła, że były to dwie podróże w jednej. Z Kijowa do Lwowa jest tylko 600 km, ale zachodnia Ukraina była pod władzą radziecką o 20 lat krócej, a gdy się w ZSRR znalazła, państwowy ateizm jakby nieco stracił siłę. Wówczas już tylko ludzie na posadach bali się chodzić do kościoła. Po uroczystym powitaniu papieża przez prezydenta Leonida Kuczmę, z honorami należnymi głowie państwa, na 45-kilometrowej trasie prowadzącej z kijowskiego lotniska do miasta witały papieża tylko dwa plakaty i kordony milicji oraz nieliczne grupki ciekawskich, zachęcone kilkoma artykułami w stołecznej prasie. Tyko ukraińskie wydanie „Komsomolskiej Prawdy” dało na pierwszej stronie wielkie zdjęcie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 27/2001

Kategorie: Wydarzenia