Módl się, pracuj i… głosuj

W Lidze Polskich Rodzin przystąpienie do UE nazywają wycieczką do piekła, a samą Unię stalinowskim kołchozem

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Liga Polskich Rodzin powstała cztery miesiące temu, zlepiła się gwałtownie z małych ugrupowań, a już w niedzielę wyborczą lekko weszła do parlamentu. W ciągu następnych dni, gdy innym ubywało, im narastało, aż wreszcie zatrzymało się na poziomie 7, 87%, co oznacza 38 mandatów. Tymczasem nastroje od euforii przesuwają się w stronę frustracji – można było wziąć więcej.
– Wczoraj byliśmy pospolitym ruszeniem, a dziś jesteśmy w parlamencie – zachwycał się 23 września Antoni Macierewicz. – Jesteśmy nową siłą, która zbuduje w Polsce przyszłą prawicę i wcześniej czy później wygra wybory.
Tłum zebrany w warszawskim Ursusie wołał: – Dzięki Ci, Boże!.
W części gastronomicznej były oscypki, nóżki w galarecie, wiejski chleb. Prostota czytelna dla wyborców. Menu dowiezione z zaprzyjaźnionej kuchni. Tak jedli zwycięzcy. O ironio, przegranej Unii Wolności dania przygotowało Café de Paris, a był to m.in. grenadier w lekkim, porowym sosie. – To tylko utwierdziło wyborców, że dobrze zrobili, zostawiając sprzedawczyków – zapewnia jeden z działaczy Ligi.
Wieczór wyborczy. Macierewicz z Janowskim padali sobie w ramiona. Dziś Gabriel Janowski złości się, twierdzi, że jego koledzy mieli małe ambicje – byle wejść i dostać pieniądze na partię. Tymczasem samo pojawienie się Janowskiego w Lidze dało jej parę procent. To stwierdzenie budzi zdziwienie innych liderów. – Janowski? Przyłączył się do nas bardzo późno, to nie on pociągnął nas do sukcesu – mówi jeden z nich.
Jednak Janowski jest uparty. Ma poczucie niedosytu. – Powinniśmy mieć 15% i kreować układ rządowy – zapewnia butnie.
– Zwycięstwo byłoby większe, gdyby ludzie poszli do wyborów – to opinia prof. Ryszarda Bendera, wykładowcy KUL, działacza LPR. – Ci, którzy zostali w domach, nie chcieli oddać swojego głosu na czerwonych, a o nas nie wiedzieli. Ci, którzy poszli, też czuli awersję do czerwieni, jednak dostrzegli światełko w tunelu, dostrzegli Ligę Polskich Rodzin.
Inni świeżo upieczeni posłowie uważają, że sprawa nie jest taka prosta. – Ci ludzie stracili wszelką nadzieję. To najgorsze, co mogło się zdarzyć – twierdzą. – Wcale nie będzie nam łatwo ich pozyskać.

Misja ojca Rydzyka

Winne są media. Nie dostrzegały, ukrywały, manipulowały – to najczęściej powtarzające się zarzuty. Gdyby nie one i „jazgot Samoobrony” wynik byłby dwucyfrowy. Gdyby nie Ośrodki Bałamucenia Opinii Publicznej – tak nazywają badania opinii publicznej, które spychały Ligę w okolice Alternatywy – wynik byłby wyższy.
Dziś liderzy mówią o budowaniu masowej partii politycznej, a jeszcze niedawno były to pojedyncze nazwiska z mało mówiącymi przybudówkami. Wyliczmy: Antoni Macierewicz (Ruch Katolicko-Narodowy), Jan Łopuszański (Porozumienie Polskie), Roman Giertych (Stronnictwo Narodowe), Adam Biela (Ogólnopolskie Forum Stowarzyszeń Narodowych) i Zygmunt Wrzodak („Solidarność”) z Ursusa. Momentem przełomowym, o czym liderzy mówią niechętnie, stało się dołączenie do Rodzin posłanki Anny Sobeckiej. Wahała się między AWSP i LPR, wybrała Ligę. W Toruniu, skąd startowała i w Radiu Maryja zrozumieli to natychmiast.
Zaraz po sukcesie podziękowaniom nie było końca. Jednak po kilku dniach LPR nabrała pewności siebie i już nie rzuca się do kolan ojca Rydzyka. – Jesteśmy wdzięczni, że Radio Maryja nas nie odtrąciło – zapewnia prof. Bender. – Ale przecież dawało też miejsce i czas innym ugrupowaniom. Sądzę nawet, że mogłoby nas być więcej na antenie. Przecież chcemy udowodnić, że prawdy wiary można głosić nie tylko w kruchcie.
– Rzeczywiście, na początku kampanii ojciec Rydzyk popierał i Ligę, i AWSP – potwierdza socjolog, prof. Janusz Czapiński – ale pod koniec kampanii przekreślił AWSP i wszystkie siły przerzucił na LPR. Tak więc misja ojca Rydzyka powiodła się, a Liga powinna być mu wdzięczna.
Zaraz po wyborach Kościół jest ostrożny. Na razie wyścig do Częstochowy wygrał Lepper, który jako pierwszy modlił się na Jasnej Górze. Zapytany o LPR biskup Stanisław Stefanek stwierdził: „Patrząc na rodowód przywódców, widzę, że przed zespołem jawi się dużo pracy”.
Święte słowa. Oto prof. Bender z KUL, który półtora roku temu obwieścił, że Oświęcim nie był obozem zagłady, lecz pracy. Wcześniej, gdy nie wszedł do Sejmu z listy ZChN, Wałęsa mianował go do KRRiTV. W 1997 nie wszedł do Sejmu z listy ROP.
Oto Antoni Macierewicz, o którym w 1997 r. „Gazeta Wyborcza” pisała: „Skłócony ze wszystkimi środowiskami politycznymi. Czy to koniec kariery?”. Właśnie został posłem ROP. I z tego ROP zaraz go usunięto. Jana Olszewskiego, z którym dziś współdziała, oskarżał o poprzednie porażki wyborcze, sugerował masońskie związki.
Zygmunt Wrzodak. W 1993 r. bezskutecznie kandydował z listy „S”, w 1997 r. również, potem schodził na obrzeża polityki. Teraz świetnie przeszedł w Rzeszowie.
Afera lustracyjna, kłótnie, opluwanie innych, więcej porażek niż sukcesów – to im nie zaszkodziło. Okazali się niezatapialni.

Czy muszą mieć przywódcę

Paczka liderów poradziła sobie znakomicie. Wrzodak w Rzeszowie miał 32 tys. głosów, Gabriel Janowski w Siedlcach – 22 tys., w Radomiu Jan Łopuszański wyprzedził Tomasza Nałęcza z koalicji SLD-UP, w Poznaniu mandat otrzymał Maciej Giertych, choć dostał osiem razy mniej głosów niż Krystyna Łybacka, otwierająca listę SLD-UP.
Wielkim przegranym jest natomiast prof. Bender. Przyznaje, że źle obstawił. – Czerwona fala przelała się przez Senat, za to Sejm obronił się – zapewnia poetycko. Startował do Senatu, bo był przekonany, że znowu będzie on bardziej na prawo. Tak zadecydują wyborcy. Dostał 77.920 głosów. Bender wykłada, pisze, jest we władzach Ruchu Katolicko-Narodowego.
Czy muszą mieć lidera? – Może to być jedna osoba, ale możemy też rządzić kolektywnie – zapewnia Gabriel Janowski. – Przez te miesiące współpracy z kolegami poszedłem na takie ustępstwa, że teraz jestem gotowy do następnych.
Tę opinię potwierdzają i inni działacze, choć dodają, że największe szanse ma Macierewicz, który zakrzyczy Olszewskiego. – Być może jedynymi ludźmi w Lidze, którzy potrafią współdziałać, będą posłowie Tomczak i Nowina-Konopka. Razem zdejmowali głaz z rzeźby papieża, pewnie razem znowu zdecydują się na jakiś spektakularny gest – komentują złośliwi.
Bo dziś nawet nie są pewni, czy będą razem. – Może będzie to jedno ciało, a może federacja – zastanawia się Ryszard Bender. – Powstaliśmy ze skrzyżowania Ligi Polskiej i Ligi Rodzin, ale była to szybka, przedwyborcza decyzja. Teraz musimy spokojnie zastanowić się, co dalej.
Dziś Ligę łączą soczyste określenia pod adresem przeciwników. AWSP jest karłowate i niedołężne, trzeba je dobić, przedtem wyciągnąć z niego parę ciekawych osób. Unia Wolności? Roman Giertych twierdzi, że ta noga Okrągłego Stołu została urwana. Czas na następne. Balcerowicz to fałszerz budżetu. I tak w kółko.
– Liga nie stworzyła własnego elektoratu – mówi prof. Czapiński. – To elektorat AWS istniejący od czterech lat, czekający, aż ktoś mu powie: „Jestem czysty i dziewiczy, nie splamiłem się zdradą, chronię wartości”.

Głosowała gospodyni

I rzeczywiście. Ludzie Ligi wyglądają skromnie. Macierewicz, Łopuszański, Bender – nie szpanują garniturami. Halina Nowina-Konopka należała do najbardziej przaśnie ubranych posłanek. Matka wielodzietnej rodziny, występowała w nierzucających się w oczy kostiumach i bluzkach, pamiętających poprzednią kadencję.
Sukces. – Elektorat AWS musiał coś ze sobą zrobić. Sama nazwa była już tak skompromitowana, że ludzie o poglądach prawicowych odrzucali ją. PiS i PO nie były dla nich propozycją. Została tylko Liga, mocno akcentująca swój katolicyzm i patriotyzm – komentuje prof. Jacek Leoński, socjolog z Uniwersytetu Szczecińskiego. Prof. Leoński zauważa, że LPR miała prosty i jasny program. Na ile realny, to już inna sprawa. Ale prostota przebiła się. Prof. Lena Kolarska-Bobińska twierdzi, że starsze panie i gospodynie domowe, które zbudowały zwycięstwo Ligi, nie mają zbyt wielkich ambicji ekonomicznych. Dla nich najważniejszy jest światopogląd. Opinię tę podziela prof. Jacek Leoński. – Módl się i pracuj, nie narzekaj – to filozofia obowiązująca w środowiskach parafialnych, w których dominują starsze panie. Są one oporne na argumenty inne niż padające z ambony – ocenia.

Nie chcemy do skansenu

Zadufanie zwycięskich sił, lekceważenie, ale i zbieg okoliczności – to wszystko pomogło Lidze. Co dalej? Już w odpowiedziach na to pytanie widać, jak pęka Liga. Gabriel Janowski nie widzi żadnej możliwości porozumienia z innymi ugrupowaniami, chyba że na warunkach jego partii. Platforma zadba o własne korzyści, a Samoobrona pokaże cały swój postkomunizm. Większym problemem dla ugrupowania są, jego zdaniem, „wtyczki”, które mają ich zniszczyć. I to jest prawdziwy problem. Poza tym, jak mówi, „państwo jest w rozkładzie”. Prof. Bender dodaje, że jego koledzy parlamentarzyści winni zająć się bezrobociem i spowodować, by Polska „kwitła kołyskami, bo naród ginie”.
Osobnym tematem jest wejście do Unii Europejskiej. Ligowcy chcą doprowadzić do referendum w tej sprawie. – Musimy się ocknąć i nie ulegać Brukseli – zapewniają. Popierać nikogo nie będą, bo wszędzie jest czerwono lub różowo. – Będziemy mieć mocne wystąpienia – zapewnia Ryszard Bender.
Ale nie wszyscy chcą utrwalać obraz Ligi butnej i twardej. Ci, którzy byli już posłami, trzeźwo rozglądają się po Wiejskiej. – Nie wykluczamy koalicji, będziemy współdziałać we fragmentach pewnych spraw – to coraz częstsze opinie. Coraz więcej nowych posłów Ligi nie chce być w skansenie, do którego spychają ich inne ugrupowania. Jak to zrobić? Jak uzgodnić taktykę? Co zwycięży? Twarda postawa czy ustępstwa? Nad tym trzeba się zastanowić daleko od mediów, wobec których LPR jest nieustannie nieufna. Abonent jest czasowo niedostępny – to jedyna informacja uzyskana pod warszawskim numerem. Oby nie był to zły znak.


Skąd się wziął elektorat LPR?
27% to głosujący w 1997 na ROP, 26 % – były elektorat KPEiR, 15% AWS, co ciekawe – 1% byłych wielbicieli SLD tak radykalnie zmieniło poglądy, że wybrało LPR. Biernych, tych którzy w 1997 r. w ogóle nie poszli do urn, Liga przyciągnęła tylko 5%. Nie była więc nową propozycją, była zamiast.
Największe poparcie, powyżej 10%, zyskała w województwach: podlaskim, lubelskim, podkarpackim i małopolskim. Bieda i silne słowo Kościoła – tak socjologowie oceniają sukces w tych regionach. Najgorzej wypadła LRP w województwach zachodniopomorskim i lubuskim.
Hasło „Aby Polska Polską była” najbardziej spodobało się osobom starszym, z podstawowym wykształceniem i mieszkającym na wsi.

 

Wydanie: 2001, 40/2001

Kategorie: Wydarzenia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy