Bloomberg zwycięzca

Bloomberg zwycięzca

Czy miliarder i baron medialny sprawdzi się jako burmistrz Nowego Jorku?

Wydał 60 milionów dolarów, aby zdobyć posadę, która rocznie przynosi 195 tysięcy. Co więcej, z pensji tej zamierza pobierać tylko jednego dolara. Dziennikarze zastanawiają się: „Czy Michael Bloomberg jest żądnym władzy, niekompetentnym bogaczem, czy też supermenem, który uratuje Nowy Jork?”.
„Bloomberg w polityce to kiepski dowcip. Ten seksistowski pyszałek potrafi jedynie uganiać się za spódniczkami”, mówią o nim rozjątrzone feministki.
1 stycznia 59-letni Bloomberg zostanie burmistrzem największej metropolii świata, sternikiem flagowego okrętu globalnych finansów, ojcem „miasta, które nigdy nie śpi” – Nowego Jorku. Nawet w „normalnych” czasach rządzenie tym 8-milionowym molochem jest karkołomnym zadaniem. Obecnie zaś nowojorczycy wciąż nie mogą otrząsnąć się po zamachu terrorystycznym z 11 września i drżą przed kolejnymi atakami zdecydowanych na wszystko fanatyków. Zagłada World Trade Center spowodowała

utratę 115 tysięcy miejsc pracy,

szacuje się, że w ciągu najbliższego roku zatrudnienie straci kolejnych 100 tysięcy mieszkańców Nowego Jorku. Przedsiębiorstwa plajtują lub przenoszą się w miejsca bardziej „bezpieczne”. W ten sposób „Wielkie Jabłko” (jak nazywany jest Nowy Jork) straciło 14 tysięcy firm. Deficyt budżetowy amerykańskiej metropolii sięgnie 4, a może nawet 6 miliardów dolarów. Zdaniem ekspertów, jest niemal pewne, że terroryści dokonają na Manhattanie kolejnego zamachu jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Zaś 108. burmistrz Nowego Jorku jest politycznym nowicjuszem i nigdy nie sprawował pochodzącego z wyborów urzędu.
Za to Michael „Mike” Bloomberg jest człowiekiem niezwykle bogatym. Zarabia 2,3 miliona dolarów dziennie i to po odliczeniu podatków. Jego majątek magazyn „Forbes” ocenia na 4 miliardy dolarów, wydaje się jednak, że burmistrz-elekt „jest wart”, jak to mówią Amerykanie, co najmniej 5,18 mld dol. Na liście najbardziej zamożnych obywateli USA Bloomberg zajmuje 42 miejsce. Z pewnością jest najbogatszym Amerykaninem, jaki kiedykolwiek pełnił urząd publiczny. Słynny Nelson Rockefeller, nieżyjący już wiceprezydent USA i gubernator Nowego Jorku, zgromadził „tylko” 2,5 miliarda (uwzględniając obecną wartość waluty).
„W trudnych czasach nowojorczycy postawili na Wuja Dagoberta”, napisał hamburski tygodnik „Der Spiegel”. Jak pamiętamy, Dagobert to zamożny, skąpy i chciwy krewniak Kaczora Donalda. Burmistrz elekt dzieli się wszakże swymi pieniędzmi z bliźnimi (nawet, jeśli to robi na pokaz) – w ubiegłym roku przekazał 579 różnym organizacjom charytatywnym ponad 100 milionów dolarów. W swej autobiografii, opatrzonej charakterystycznym tytułem „Bloomberg o Bloombergu”, medialny magnat napisał: „Filantropia i służba publiczna to moje największe miłości, zaraz po moich córkach i mojej firmie”. Złośliwi zauważyli jednak, że przedsiębiorca stał się naprawdę hojny dopiero wtedy, gdy zdecydował się walczyć o fotel burmistrza Nowego Jorku.
Przez lata nic nie wskazywało, że Bloomberg zdecyduje się na karierę polityczną. Syn księgarza, studiował ekonomię na uniwersytecie Johna Hopkinsa w Baltimore. Pieniądze na studia zdobył, pracując jako dozorca na parkingu. W 1966 r. podjął pracę w banku inwestycyjnym Salomon Brothers. Zdolny i pracowity,

nie był jednak lubiany,

bowiem zazwyczaj brutalnym językiem mówił kolegom prawdę w oczy i nie zawierał przyjaźni. Z tych właśnie powodów został w 1981 r. zwolniony w czasie reorganizacji firmy. Na otarcie łez otrzymał odprawę – 10 milionów dolarów. Zainwestował je w sposób genialny. Założył firmę Bloomberg LP, zajmującą się sprzedawaniem informacji finansowych. Przedsiębiorstwa, świadczące do tej pory podobne usługi, jak Telerate i Reuters, po prostu wyświetlały na swych ekranach ceny akcji czy obligacji. W terminalach Bloomberga, czynnych 24 godziny na dobę, finansiści mogli korzystać z bazy danych, zasięgać informacji o fuzjach i bankructwach, przeprowadzać własne analizy. Obecnie na świecie znajduje się 162 tysiące terminali Bloomberga, z których każdy przynosi dochód w wysokości 1240 dolarów miesięcznie. Urządzenia te stały się symbolem prestiżu – zainstalowały je bank centralny Stanów Zjednoczonych i Stolica Apostolska. Firma Bloomberg LP przynosi 2,3 miliarda dolarów rocznego dochodu i zatrudnia w prawie 100 krajach 8 tysięcy pracowników. Szef dbał o partnerskie stosunki w przedsiębiorstwie – zlikwidował gabinety dyrektorów, wprowadził darmowe przekąski, na korytarzach kazał zainstalować ogromne akwaria, próbował spotkać się na lunchu z każdym pracownikiem, przyznał sobie najniższą z możliwych pensji.
Nie obyło się jednak bez kłopotów. Dyrektor szybko

zdobył sobie opinię podrywacza,

łowcy spódniczek i „męskiego szowinisty”. Często pozwalał sobie na „słone” dowcipy. W wydanej oficjalnie „Książce żartów Bloomberga” przeczytać można m.in.: „Jeśli kobieta przechodzi koło miejsca budowy i nie słyszy gwizdów, wraca i spaceruje tak długo, aż któryś z murarzy zagwiżdże”, czy też: „Co jest największym kłamstwem świata? – Jeśli facet mówi dziewczynie, z którą wieczorem idzie do łóżka: „Nie martw się, jutro też będę cię szanował””. W połowie lat 90. takie swawole skończyły się trzema skargami sądowymi o „napastowanie seksualne”, z których jedna dotyczyła bezpośrednio Bloomberga. Byłe pracownice firmy stwierdziły przed sądem, że dyrektor stworzył „wrogie środowisko permanentnego napastowania seksualnego i degradacji kobiet”. Magnat medialny uważał jakoby kobiety tylko za obiekty pożądania seksualnego, zwalniał te, które wyszły za mąż i miały dzieci, zaś dziewczynie, która przyznała, że jest w ciąży, poradził: „Ach, zabij to”. W 1995 roku Mary Ann Olszewski, wcześniej również zatrudniona u Bloomberga, opowiedziała reporterom „Village Voice”, że dwa lata wcześniej została zgwałcona przez wysokiego menedżera firmy, Bryana Lewisa, w jego pokoju hotelowych w Chicago. Świadkowie przed sądem twierdzili, że Mary i Bryan poprzedni wieczór spędzili wesoło w barze, wypijając imponujące ilości whisky, zaś nazajutrz po „gwałcie” również byli w najlepszej komitywie. Michael Bloomberg, zeznający w tej sprawie, powiedział, że „brakuje mu trzeciego, niezależnego świadka”. Rozsierdziło to kręgi feministek. Rozległy się gniewne głosy: „Jak zgwałcona kobieta może przedstawić świadka? Przecież to czysty seksizm”. Ostatecznie wszystkie trzy skargi zostały wycofane lub oddalone, jednak Bloomberg stał się ostrożniejszy w swoich żartach. Nadal był jednak niepoprawnym kobieciarzem. W 1993 roku rozwiódł się ze swą żoną, Susan Brown. Sam przyznaje: „Małżeństwo rozpadło się, bo lubiłem wychodzić z domu, aby się zabawić. Teraz jestem porządnym milionerem na Manhattanie”. Do bliskich przyjaciółek Bloomberga należały piosenkarka Diana Ross, aktorka Marisa Berenson, tancerka Ann Reinking. Obecnie medialny baron pokazuje się w towarzystwie Diany Taylor, dyrektorki wydziału finansowego na Long Island.
Bloomberg już w ubiegłym roku

postanowił, że zostanie politykiem,

i to nie byle jakim. Odwiedził burmistrza Nowego Jorku, słynnego Rudolpha Giulianego i powiedział, że interesują go trzy „roboty” – prezydenta USA, sekretarza generalnego ONZ lub też fotel, na którym właśnie zasiada Giuliani. „Możesz startować na burmistrza, ale i tak nie masz szans. W Nowym Jorku jest pięć razy więcej Demokratów niż Republikanów. Tu wybieramy Republikanów tylko wtedy, gdy mamy poważne kłopoty”, poradził Giuliani, który żelazną ręką wykorzenił przestępczość, ale prawo zabraniało mu ubiegania się o trzecią kadencję.
Bloomberg uprzednio był Demokratą, przeszedł jednak do obozu Republikanów, bo tylko tam miał szansę uzyskać nominację. Nie żałował grosza na pozyskanie łask wyborców – na same tylko reklamy telewizyjne wydał 41 milionów dolarów. Była to najdroższa kampania wyborcza na burmistrza w dziejach świata.
Rywal Bloomberga z ramienia Demokratów, bezbarwny prokurator Mark Green, mógł utopić w kampanii tylko 12 milionów. Ale w „normalnych czasach” medialny baron i tak poniósłby druzgoczącą klęskę. Amerykanie nie lubią „rekinów z grubym portfelem”, usiłujących kupić urząd publiczny. Po 11 września wszystko się zmieniło. Wielu nowojorczyków doszło do wniosku, że tylko dynamiczny i skuteczny człowiek interesu może ocalić miasto. Na kilka dni przed wyborami szalę przeważył legendarny Giuliani, który udzielił ambitnemu miliarderowi zdecydowanego poparcia: „Wiem, że nie wszyscy się ze mną zgadzaliście, ale kochałem to miasto. Teraz chciałbym wam przedstawić Mike’a Bloomberga. Z takim burmistrzem Nowy Jork będzie w dobrych rękach”, przekonywał Rudy.
I nowojorczycy posłuchali. Medialny magnat zwyciężył, chociaż większością zaledwie 40 tysięcy głosów (wśród kobiet uzyskał jednak niższe poparcie). Bloomberg ma przed sobą

zadanie na miarę Herkulesa.

Musi dokonać 15-procentowych oszczędności w budżecie, nie zrażając poszczególnych mniejszości etnicznych czy grup interesów i nie podwyższając podatków. Musi prowadzić negocjacje ze związkami zawodowymi (a przecież zakazał działalności związkowej w swojej firmie). Powinien przekonać inwestorów i przedsiębiorców, że warto jest pozostać w „Wielkim Jabłku”. Musi kołatać w Waszyngtonie, zabiegając o federalną pomoc dla miasta. Po zamachu prezydent George Bush obiecał przekazać na rzecz Nowego Jorku 20 miliardów dolarów, lecz fala współczucia szybko opadła, a Biały Dom ma inne priorytety – walkę ze światowym terroryzmem. Z przyrzeczonych 20 miliardów połowa już zniknęła w budżetowych „czarnych dziurach”. Co najważniejsze, nowojorczycy oczekują, że 108. burmistrz przywróci im uczucie spokoju, udowodni, że koszmar wreszcie dobiegł końca.
„Samo tylko usunięcie gruzów i odbudowa zburzonych wieżowców pochłonie 40 miliardów. Ale jeszcze większym problemem jest odbudowa zaufania. Musisz przekonać obywateli Nowego Jorku, że jeśli pójdą za tobą, przeprowadzisz ich przez Morze Czerwone i wszystko będzie w porządku” – mówi były burmistrz Nowego Jorku, Ed Koch.
Następca Giulianego ma duże szanse, by wyzwaniom tym sprostać. Dysponuje znakomitymi kontaktami w kręgach biznesu. W przeszłości dowiódł, że nie brakuje mu energii, wytrwałości i twórczych idei. Jeśli jednak na Manhattanie dojdzie do kolejnego niszczycielskiego zamachu, nawet geniusz Bloomberga może okazać się bezradny.

Wydanie: 2001, 49/2001

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy