Dzisiejsza lustracja to nie tylko szukanie byłych agentów W archiwum ”Polskiego Radia” prasowe wycinki poświęcone sprawie lustracji wypełniają kilkanaście pękatych teczek. Rok po roku, miesiąc po miesiącu wrzucano do nich cienkie kartki papieru – wycięte z gazet teksty. Dziś zajmują one całą półkę i jeszcze trochę. Lustracja – sądząc po objętości zgromadzonych materiałów, będących przecież refleksem toczonych debat – to fundamentalny problem III RP. Czyżby? Dla większości Polaków, których przecież lustracja nie dotyczy, to temat obcy, to gry i zabawy ”onych” – elit politycznych. Gry i zabawy szczególnie brutalne. Ich stawką jest polityczna i cywilna śmierć ”trafionego”. Ale nie tylko jego – również jego przyjaciół, współpracowników, całych formacji. Stawką jest też najnowsza historia Polski, panteon jej bohaterów, społeczna świadomość. To dlatego o lustrację, o jej kształt, toczy się tak zacięta batalia. A jej kolejny rozdział – zatytułujmy go ”Gazeta Wyborcza kontra sędziowie Kauba i Nizieński” – oglądać możemy od kilkunastu dni. W tej batalii ”Wyborcza” jest sama, za to sędziów-lustratorów wspomagają zaprzyjaźnione media – ”Nasz Dziennik”, ”Tygodnik Solidarność”, ”Życie”. Tu nie przebiera się w słowach. ”Lustracja błotem się toczy” – mówi Adam Michnik. I w odpowiedzi słyszy: ”Sępy Temidy”. Skąd bierze się taka temperatura sporu? Uznajmy, że bitwa o to, czy przeprowadzać lustrację, czy też nie, została zakończona. Sejm uchwalił stosowną ustawę, podpisał ją prezydent. Machina ruszyła. Więc o to nikt już się nie kłóci. Teraz spór toczy się o to, jak lustracja ma wyglądać. Czy mają prowadzić ją sędziowie, którzy na lewo i prawo udzielają upolitycznionych i w gruncie rzeczy niezbyt mądrych wywiadów? I którym, poza zawziętymi bojownikami AWS-u, mało kto ufa. Czy lustracja ma być elementem politycznej rozgrywki? Czy ma być narzędziem w rękach jednej grupy politycznej, narzędziem, które ma wyeliminować politycznych rywali? Czy wreszcie w cieniu procesu lustracyjnego nie są prowadzone gry służb specjalnych, gry, które stają się plagą III RP? Na razie nikt na te pytania nie odpowiada. O całej sprawie próbował wywiedzieć się publicysta ”Gazety Wyborczej”, Paweł Smoleński, ale zastępca rzecznika interesu publicznego, Krzysztof Kauba, de facto uchylił się od rozmowy. Na przysłane faksem pytania odpowiedział pisemnie. Tak było mu wygodniej. Mamy więc pozostawioną z pustymi rękami ”Gazetę Wyborczą” i kluczących wokół tematu sędziów-lustratorów, wspieranych przez AWS-owskie media, coraz bardziej żarliwe i sprzedawane w coraz mniejszych nakładach. I pytania, na które nikt nie chce odpowiedzieć. Logika przecieku Sędziowie-lustratorzy nie dość, że otwarcie demonstrują swe skrajne poglądy, to i robią niewiele, by oddalić od siebie podejrzenia o stronniczość. Choćby tak, by ukrócić lustracyjne przecieki. Te przecieki to zatrute strzały – dla części opinii publicznej już sam fakt, że sędzia Nizieński składa w sprawie polityka X oskarżenie do Sądu Lustracyjnego, jest równoznaczne z wyrokiem. Więc AWS-owska prasa owymi ”wyrokami” szafuje hojnie. Cytat z ”Wyborczej”: ”Polityk koalicji, osoba w pełni wiarygodna, choć pragnąca zachować anonimowość, mówi: – O sprawie Jurczyka opowiedział mi, nie pytany, jeden z rzeczników, zanim sprawa trafiła do Sądu Lustracyjnego. Nie wykluczam, że opowiadał nie tylko mnie. I nie tylko o Jurczyku”. Tych zdań akurat sędzia Kauba nie sprostował. Dlaczego? Jest w Polsce grupa ludzi, która o wiele wcześniej od innych wie, co szykuje sędzia Nizieński. Choćby Marian Krzaklewski. Lider AWS dysponował na przykład zastanawiająco szeroką wiedzą na temat lustracyjnych losów Janusza Tomaszewskiego. I wcześniej od innych, zanim sędzia Nizieński podjął w tej sprawie decyzję, mówił, że sprawa wicepremiera trafi do Sądu Lustracyjnego. Sam zresztą przyznał się, że o sprawie Tomaszewskiego wiedział więcej i wcześniej niż inni politycy. Skąd tę wiedzę miał? Kto mu to powiedział? Dziennik ”Życie” z kolei chlubi się tym, że wyprzedza inne media, informując, czyja sprawa akurat trafia do Sądu Lustracyjnego. Trudno uwierzyć, by była to zasługa operatywności dziennikarzy, którzy przenikają do tajnych pomieszczeń. Warto przypomnieć, że kilka miesięcy temu redaktor naczelny ”Życia” podpisał apel, by nie dawać wiary oskarżeniom o agenturalność wysuwanym wobec premiera Buzka. Apel był piękny, pełen wzniosłych słów. Rzeczywistość go zweryfikowała – AWS-owskie gazety godnie milczały, gdy logika lustracji uderzała w ich polityka. I skrzętnie, na pierwszych
Tagi:
Robert Walenciak









