Jest spore grono ludzi z pogranicza PO i prawicy, które dobrze dziś funkcjonuje. Radosław Sikorski był przecież ministrem obrony w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. W tym samym rządzie wiceministrem spraw zagranicznych był Paweł Kowal, obecny przewodniczący Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Powołanie Jana Stanisława Ciechanowskiego na stanowisko ambasadora RP w Argentynie jest więc w tym gronie oczywiste. Mówił to zresztą Kowal: że zna Ciechanowskiego od wielu lat, szanuje go, nie spodziewał się, że wybierze on karierę dyplomatyczną, ale jest z tego zadowolony.
A skąd go zna? Ciechanowski całe życie funkcjonował na pograniczu nauki i polityki. Jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, ale nie dlatego Kowal i inni decydenci go znają.
Kowal może go pamiętać z czasów, gdy Ciechanowski zaczynał karierę, jeszcze w kancelarii premiera Jerzego Buzka. Albo gdy był zastępcą dyrektora sekretariatu pierwszego prezesa IPN Leona Kieresa. Ale pewnie pamięta go z okresu trochę późniejszego. Otóż gdy Kowal był sekretarzem stanu w MSZ, Ciechanowski był doradcą kierownika Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Potem awansował na wiceszefa tej instytucji, później, po śmierci w katastrofie smoleńskiej Janusza Krupskiego, został p.o. kierownikiem, by wreszcie, w roku 2013, zostać pełnym szefem urzędu. Do stycznia 2016 r.
W czasach PiS Ciechanowski został odsunięty od stanowisk państwowych, mógł więc napisać habilitację i wykorzystywać granty w zakresie badań nad historią stosunków polsko-hiszpańskich. A teraz wraca
do pracy rządowej.
Co ciekawe, jego kandydatura









