Budżet na rok 2000 nie przyniesie rewolucji dla naszych portfeli. Ci, co mają zbiednieć, zbiednieją i nie powinni liczyć na to, że pomoc ze środków państwa pozwoli im tego uniknąć. Ci, co się bogacą, oddadzą budżetowi tyle samo i lżej im raczej nie będzie.
Można by więc powiedzieć, że budżet na rok 2000 jest, wzorem Misia z filmu Barei, budżetem na miarę naszych możliwości, a nie na miarę naszych potrzeb. To jednak przede wszystkim budżet będący wyrazem filozofii gospodarczej wicepremiera Leszka Balcerowicza, który uchodzi za zwolennika tzw. “małego budżetu”. Małego – czyli takiego, w którym, zgodnie z regularni liberalizmu ekonomicznego, państwo świadomie próbuje ograniczać swój udział w finansowaniu różnych dziedzin, zwłaszcza ze sfery społecznej, ale za to nie drenuje nadmiernym fiskalizmem portfeli obywateli.
Z taką koncepcją można się zgadzać lub ją krytykować i przyrównywać, jak to się zdarzyło na sali sejmowej, do szalonego, liberalnego pociągu, który ciągnie już tylko salonkę z uprzywilejowanymi – ale nie można zaprzeczyć, że jest to koncepcja spójna i logiczna.
Przynajmniej w warstwie myślowej, bo wiadomo, ze jej realizacja jest mało prawdopodobna. Co do ograniczania fiskalizmu – to
właściwie trudno o nim mówić. W przyszłym roku mniejszy podatek zapłacą wprawdzie osoby prawne, ale za to wyższe będą dochody budżetu z tytułu VAT-u i akcyzy. Nasze państwo nie może bowiem pozwolić sobie na rezygnację z części dochodów budżetowych, wymagają tego potrzeby związane z finansowaniem kosztów czterech wielkich reform i ogromny deficyt ZUS-u. Nie brak głosów krytyki, że wydatki na różne cele społeczne rosną w zbyt małym stopniu, wolniej niż tempo przyrostu produktu krajowego brutto. To prawda, ale warto zwrócić uwagę, że powstać ma rezerwa budżetowa na wypłatę dodatków rodzinnych, przyznawanych wszak najbardziej potrzebującym.
Ryszard Bugaj mówi: “To nie jest budżet żadnego dramatycznego przełomu. Zastrzeżenia budzą natomiast założenia makroekonomiczne. Autorzy budżetu udają, że nie zauważają zagrożeń płynących z dużego deficytu obrotów bieżących z zagranicą. Podjęli natomiast wysiłki, by ukryć pewne wydatki budżetu, zwiększające deficyt. Przykład – jeśli Agencja Rozwoju Przemysłu kupuje karabiny, to z formalnego punktu widzenia nie jest to wydatek budżetu. Ale agencję zasilają przecież środki skarbu państwa. Szacunek wydatków budzi więc moje wątpliwości. Wydatki na cele społeczne wprawdzie rosną, ale bardzo dużą pozycję stanowi tu transfer środków z ZUS- u do funduszy emerytalnych, co uszczupla inne wydatki”.
Jak się wydaje, najbardziej dramatycznym elementem przyszłorocznego budżetu może być skała prywatyzacji. Ryszard Bugaj uważa, że będziemy wręcz mieli do czynienia z wyprzedawaniem na siłę majątku państwa, byle tylko załatać dziury budżetowe i obronić bilans obrotów z zagranicą. Z jednej strony, trudno o inne, równie pewne źródło dochodów państwa. Z drugiej – wiadomo, że wkrótce zacznie ono wysychać i budżetowego Misia, z którego sypie się siano, już niedługo nie będzie można łatać tym sposobem.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy