Budżetówka? Nie, dziękuję

Budżetówka? Nie, dziękuję

Warszawa 30.06.2021 r. Ratownicy medyczni - protest - Ministerstwo Zdrowia. fot.Krzysztof Zuczkowski

Moja pensja pokrywa tylko koszty wynajmu mieszkania, nie licząc nawet rachunków za media Praca w sektorze publicznym, kiedyś tożsama ze złapaniem Pana Boga za nogi, dziś coraz częściej jest postrzegana jako ostateczność dla tych, którym nie udało się nigdzie indziej. Kasia: – Od przeszło 22 lat pracuję w ZUS. Tusk zamroził nam pensje na 10 lat. Odkąd PiS doszło do władzy, nieco się poprawiło. Ale to, co się wyprawia od marca zeszłego roku, to jakaś farsa. Niemal 99% założeń tarczy dla przedsiębiorców obsługuje ZUS, a jeszcze doszło 300+, teraz 500+ i niemal cały Polski Ład. Podwyżka wymuszona minimalną O jakiej poprawie mówi Kasia? – Moja pensja to 2390 zł netto – wyjaśnia. – Mam orzeczenie o niepełnosprawności, w związku z tym mogę pracować siedem godzin dziennie. Ale od ubiegłego roku wywiera się naciski na osoby z orzeczeniami, aby załatwiły sobie zgody na nadgodziny. Za te dodatkowe godziny płacili nam jednak tylko w pierwszym kwartale, potem już można było odebrać je sobie wcześniejszymi wyjściami. Tyle że nie ma kiedy wyjść. Jak idę na urlop lub na zwolnienie, to moja robota leży. Nowy pracownik na start dostaje 2800 zł brutto, zatem nie ma co się dziwić, że nikt do tej pracy nie chce przyjść. A my już drżymy na samą myśl o tym, że na jesieni znowu zamkną placówki edukacyjne, bo to oznacza siedzenie do nocy i wypłacanie „opiek”. Żeby wypłacić jeden zasiłek, muszę obsłużyć cztery różne aplikacje. Wystarczy, że jedna nie działa, i leżę. A nie działa bardzo często. Uwielbiam, jak nasza pani prezes mówi o tym, że prawie wszystko „robią automaty”. Jest przezabawna! Podwyżki? – Ostatnią dostałam w 2017 r. – 290 zł brutto. Gdy zaczynałam, w moim wydziale było 21 osób, zostało 13. Marzena, urzędniczka: – Przed covidem nie narzekałam aż tak bardzo, bo sytuację poprawiały premie kwartalne. Od półtora roku ich nie ma. Teraz jedyne podwyżki, jakie nas czekają, to równanie do minimalnej… Jeśli nie zamkną szkół jesienią, szukam innej pracy, bo nie wyrobimy finansowo. Magda: – Pracuję w szkolnictwie. Podwyżki się zdarzają, ale wynagrodzenia są takie, że po urodzeniu dziecka nie opłaca mi się wracać do pracy, bo żłobek zjadłby 60% pensji. Gdyby nie mąż i dodatkowe zajęcia, nie byłoby żadnych szans się utrzymać. Kocham swoją pracę i tylko to jeszcze mnie trzyma w tym miejscu. Wstyd mi mówić, ile zarabiam Kamila, miejska urzędniczka: – Czasami aż mi wstyd mówić, ile zarabiam. Premie? Po kilkunastu latach pracy nie przekraczają 1400 zł, ale raczej jest to ok. 1000 zł dwa razy w roku. Nie ma płatnych nadgodzin – możliwy jest tylko ich odbiór. Kamila dostaje 3200 zł netto. – Ludzie odchodzą, szczególnie mężczyźni. Kobiety – wiadomo – mogą urodzić dziecko, a potem wrócić, brać opiekę i to je trzyma w tej pracy. Wszystko jednak pod warunkiem, że partner zarabia więcej, bo jeśli nie, marny ich los, szczególnie kiedy ma się na głowie kredyt. Hania, urzędniczka ratusza w dużym mieście, dział księgowości, zarabia 2100 zł netto:– Ta praca pozwala mi pogodzić życie zawodowe z macierzyństwem, ponieważ ze względu na pracę partnera odbieranie i zawożenie dzieci jest na mojej głowie. Na tym jednak kończy się lista zalet: – Zaczęłam pracę w tym roku, wiedząc, że przychodzę na najniższą krajową plus dodatek stażowy, mimo że pracuję na stanowisku specjalistycznym. W naszym dziale praktycznie nie udaje się znaleźć osób z doświadczeniem, wolą pracować w sektorze prywatnym. Podwyżek żadnych się nie planuje – z wyjątkiem tej wymuszonej wzrostem płacy minimalnej. Dlatego przychodzą tylko stażyści, bez doświadczenia czy studiów kierunkowych. Gdyby nie mąż, który dobrze zarabia, pracując jako specjalista w sektorze prywatnym, umarlibyśmy chyba, tym bardziej że dzieci wymagają fizjoterapii. Moja pensja pokrywa tylko koszty wynajmu mieszkania, nie licząc nawet rachunków za media. W dodatku jest tyle pracy, że dość często bierzemy ją do domu na weekendy czy wieczory. Nie ma szans na odbiór tych godzin, nikt tego nawet nie liczy. Nie stać nas na wakacje, w tym roku byliśmy nad morzem tylko dlatego, że zaprosiła nas rodzina. Nie wchodzą w grę żadne wczasy. Hania nie ukrywa, że bez wahania ucieknie do sektora prywatnego, gdy tylko zdobędzie większe doświadczenie w księgowości.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 35/2021

Kategorie: Kraj