Był, jest i będzie czerwony

Był, jest i będzie czerwony

Kiedy tylko ujawnia się bardziej mroczne oblicze polskiej prawicowej sceny politycznej, choćby w błazeńskich obrazkach świętujących polskich faszystów, którzy wznoszą toasty za Hitlera czy układają swastykę z czekoladowych wafelków, natychmiast z zadziwiającą prawidłowością następuje automatyczne przekierowanie uwagi na barwy czerwone i takież sztandary. Odbywa się rytualny spektakl rzekomych dwóch ekstremizmów: faszyzmu i komunizmu, pojawia się widmo równorzędnych totalitaryzmów. Polska prawica i polityczne centrum, przy powszechności fobii (a raczej wybranej strategii propagandowej) antykomunistyczno-antylewicowej, niezbornie, ale konsekwentnie wybielają sam faszyzm i relatywizują jego zbrodnie. Idzie za tym łagodne, pobłażliwe ponad obowiązujące prawo, traktowanie zbrodni, przestępstw, wykroczeń i całego klimatu brunatnej przemocy na polskich ulicach. Kiedy Tomasz Lis, naczelny „Newsweeka” i sztandarowy medialny antypisowiec, dzieląc się „refleksjami” na temat manifestacji zorganizowanej po sejmowym blamażu opozycji w sprawie społecznego projektu broniącego praw kobiet, ma przed oczyma morze czerwonych flag i nazywa to „zarazą”, jest w tym momencie spleciony w braterskim uścisku z Jarosławem Kaczyńskim („zarazki przynoszone przez uchodźców”). I niczym się nie różni od tych, którzy bezprzytomnie ryczą przy każdej okazji: „Raz sierpem, raz młotem…”. Jeden z najlepiej opłacanych aktorów polskiej sceny medialnej bez przymusu obnaża swoją intelektualną mizerię.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 05/2018, 2018

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz