Premier krainy króla Ubu

Premier krainy króla Ubu

exposé premier z reguły mówi o rzeczach dla kraju najważniejszych, o tym, co rząd chce zrobić, by poprawić bezpieczeństwo i poziom życia obywateli. Mówi, co zamierza zrobić dla państwa i jego mieszkańców. Jest to niejako sprawozdanie ze stanu państwa i plan działań na przyszłość. Z uwagi na ograniczony czas takiego wystąpienia premier zwykle mówi syntetycznie, koncentrując się na sprawach najważniejszych.

Gdyby tak potraktować przemówienie programowe premiera Morawieckiego, należałoby sądzić, że jednym z największych problemów Polski i Polaków (a także Polek) jest bezpieczeństwo w ruchu drogowym, a zwłaszcza bezpieczne przejścia dla pieszych. Im premier poświęcił wiele uwagi w swoim – przydługim zresztą, przekraczającym limit czasu – exposé. W tym zakresie Mateusz Morawiecki opisał jakiś inny kraj niż Polska.

Oczywiście bezpieczeństwo w ruchu drogowym jest ważnym problemem, ale bez przesady. Są chyba sprawy ważniejsze, zarówno bieżące, np. ochrona zdrowia (w tym wielomiesięczne kolejki do lekarzy specjalistów), jak też o zasięgu długoterminowym, choćby ochrona środowiska. Tak na marginesie, od smogu umiera w Polsce znacznie więcej ludzi, niż ginie na drogach. Jeśli już jednak pan premier chciał powiedzieć coś mądrego w kwestii bezpieczeństwa na drogach, to powinien (on albo jego doradcy) zajrzeć najpierw do urzędowych statystyk, trochę nad nimi podumać, a dopiero później o tym mówić z trybuny sejmowej. Tymczasem ten fragment wystąpienia premiera Morawieckiego opierał się chyba na przypadkowo wybranej kronice wypadków z jakiejś gazety i na wstrząsającym reportażu z którejś telewizji, dotyczącym śmiertelnego wypadku na przejściu dla pieszych. Przy okazji nie zapomniał pan premier skrytykować wyroku zapadłego w sprawie nielubianego przez władze dziennikarza. Jak widać, pan premier umysł ma bardzo analityczny i znakomicie odróżnia rzeczy ważne od nieważnych.

No to może zacznijmy od oficjalnej statystyki. W ubiegłym roku na polskich drogach w prawie 32 tys. wypadków śmierć poniosły 2862 osoby. To bardzo dużo. Ale też w tym samym czasie przeszło 5 tys. osób popełniło samobójstwo. Prawie dwa razy więcej. Czy państwo i społeczeństwo nie może naprawdę nic zrobić, by zapobiec przynajmniej części samobójstw? Czy nie może nic zrobić, by poprawić opiekę i pomoc psychologiczną oraz psychiatryczną, by rozbudować instytucję telefonów zaufania? Nie może również nic zrobić, by ograniczyć choćby mowę nienawiści i brutalne zachowania wobec wykluczonych z różnych powodów – wszak to oni często popełniają samobójstwa, nie radząc sobie z życiem? Ale w żadnej telewizji nie było wstrząsającego reportażu o samobójstwie, więc dla premiera i dla rządu nie ma tematu.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 49/2019, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.

Wydanie: 2019, 49/2019

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Komentarze

  1. Tanaka
    Tanaka 29 grudnia, 2019, 00:10

    Pan Morawiecki w ogóle nie wie co mówi, ale wie do kogo – swojego szefa.
    To dziwne, straszne i śmieszne, ale w sumie żałośnie śmieszne, że Morawiecki nie wie co mówi także w dziedzinach, na których się powinien co najmniej z grubsza znać. W końcu zrobił studia MBA i w banku też coś robił. Chyba, że główna część tego co robił to było oglądanie przelewów na własne konto.

    Ma pan profesor rację: sprawa wypadków na drogach jest ważna, ale nie najważnniejsza. Oprócz większej niż ilość śmiertelnych wypadków na drodze ilości samobójstw (jak to w ogóle możliwe, że katolicy sami się zabijają ??), wielokrotnie więcej jest śmierci z powodu smogu, fatalnego odżywiania, niedoczekania w kolejce do lekarza, smutnego, beznadziejnego życia, które konczy sie przedwcześnie i źle bo życie wśród tak wielu uciążliwosci, jakie funduje cyniczne państwo i bardzo wielu ludzi mających w pogardzie tzw. bliźnich.

    Właśnie skoczyło się tzw. Boże Narodzenie. kilka, może kilkadziesiąt akcji rozdawania „zupy dla bezdomnych”, trochę worów materialnych odpadów dla nich, jakieś „kolędy dla samotnych” i – oczywiście – puste, jak zawsze, kościelne gadanie, że „to czas szczególny, radości i bliskości” i jeszcze kilka słów w tym rodzaju. I tyle.
    To powoduje, że Polska nie jest krajem dla starych ludzi. W ogóle nie jest krajem dla ludzi innych niż bierni, zrezygnowani, chorzy.

    Wracając do wypadków na drogach, znowu należy zapytać: jak to możliwe, że katolik zabija, albo morduje na drodze ludzi? To niemożliwe, z mocy powagi tego czym jest religia i kim jest jej wyznawca. Premier Morawiecki zlikwidowałby problem wypadków na drogach błyskawicznie, zwracając się do ministrów, ktorych ma chyba ze 150 – biskupów: proszę załatwić sprawę w najbliższą niedzielę! I załatwią: biskup przypomni, napomni, wezwie, a katolik sobie przypomni, spoważnieje i nie będzie leciał zabijać ludzi, a będzie się przemieszczał szosami godnie, poważnie, z szacunkiem dla wszelkiego życia, może nawet dla życia żaby, będzie życzliwy na drodze dla innych, zawczasu włączał migacze, nie oślepiał halogenami, upewniał się, czy na przejście na piesze nikt nie wchodzi, prędkość jazdy dostosuje do warunków, poinformuje policję o chuliganach na drodze i co kwadrans będzie w cichości oraz radości duszy odmawiał „zdrowaśkę” na poważną intencję bezpiecznej jazdy wszystkich.
    Oczywiście – nie wlezie pijany do auta nie pojedzie mordować.

    Bardzo proste rozwiązanie. Działa niezawodnie w kraju Cywilizacji Miłości. W krajach Cywilizacji Śmierci to nie powinno przecież działać, ale działa, co jest bardzo dziwne. Tam mniej mordują na szosach niż w katolickiej Polsce.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy