Kulisy pracy w CBŚ: To wciągało. Jak bagno. Taplanie się w tym bandyckim syfie sprawiało mi radość Victor Gorsky – absolwent WSPol w Szczytnie, oficer z przeszło 20-letnim stażem w służbie kryminalnej, zajmował się zwalczaniem patologii społecznych, prostytucji, narkomanii i poszukiwaniem osób. Od 2000 r. oficer CBŚ, obecnie na emeryturze. Pracując od początku lat 90. w policji w służbach operacyjnych, czy – jak mówią niektórzy – kryminalnych, zdobyłem tyle doświadczenia, że potrafiłem odróżnić dobro od zła i policjanta, który chciał pracować, od klasycznego lewara, którego celem było przeżycie 15 lat do emerytury, a później liczenie procentów za każdy dodatkowy rok służby. Zajmowałem się przestępczością narkotykową, zaczynałem od nurków, którzy produkowali po domach i garażach polską heroinę i rozprowadzali ją wśród swoich. Później nastały czasy LSD, marihuany, kokainy, ecstasy i polskiego towaru eksportowego, amfetaminy. Ktoś zauważył, że jeden czy dwóch policjantów zajmujących się narkotykami w takim mieście jak Piła to zdecydowanie za mało, więc utworzono specjalny wydział, później zaś połączono nas z pezetami i stworzono Centralne Biuro Śledcze. Czyli nasze FBI. Prestiż, ciut większa kasa, lepszy sprzęt, o wiele szersze możliwości, nie mówiąc już o standardzie pracy. (…) Ale CBŚ to także nowoczesne formy walki z bandziorami. Jedną z nich jest wykorzystanie „policjanta pod przykryciem”, który na czas realizacji zadania staje się inną osobą, kameleonem. Z zewnątrz wygląda jak zbój, jak biznesmen, jak handlarz narkotyków, jak klasyczny cwaniak, wnętrze zaś jest cały czas to samo. Tylko głowa fiksuje, bo trudno podejmuje się decyzje, gdy mogą one kosztować życie własne, partnera lub partnerki, ludzi z ochrony. Albo które mogą spierdolić robotę komuś, kto rozpracowywał grupę przestępczą kilka lat. Takim PPP byłem ja. Udało mi się ukończyć kurs, zostać „namaszczonym” i pracować przy sprawach, o których wie niewielu. Siedziałem za biurkiem, rozmyślałem o swojej karierze, a raczej jej braku, bo bez znajomych w policji nijak kariery zrobić się nie da, czekając jak na szpilkach na telefon z kolejną propozycją wyjazdu. Bo to wciągało. Jak bagno. Taplanie się w tym bandyckim syfie sprawiało mi radość, a kiedy moi przeciwnicy znajdowali się już w więzieniach, mogłem się umyć i czekać. Aż w końcu ktoś zauważał, że za długo jestem w „poczekalni” i trzeba wykorzystać potencjał. A może, chociaż odganiam taką myśl, może chcieli mnie zweryfikować, czy jeszcze się nadaję do roboty pod przykryciem? (…) TEN TELEFON postawił mnie na nogi. – Siema, brachu! Żyjesz, masz chwilę? – rozległ się w słuchawce głos Cewe. – Jak nie, jak tak, dla ciebie zawsze. – Trochę picu nie zaszkodzi. Z coverami trzeba dobrze żyć, żeby jeździć na roboty, bo to oni rozdają karty. – Słuchaj, jest temat do rozkminienia, na południu Polski. Tarnów, narkotyki, koleś chodzi koło grupy handlującej wszystkim, czym się da, do tego mają wejście na marihuanę przemycaną z Czech, i to w każdej ilości. Dasz radę pociągnąć? – Spróbuję, czemu nie. Mam robić sam czy kogoś dostanę? – Jest Młody z ostatniego kursu, jeszcze nie był na robocie, z Torunia – usłyszałem. – Ma jaja i „to coś”. Chcę, żebyś sprawdził, czy się nadaje. Musimy go zweryfikować, żeby mieć pewność, że nie wymięknie na robocie i będzie trzymał język za zębami. Sprawdzisz, czy potrafi rozmawiać z bandziorami, czy łapy mu nie chodzą z nerwów i nie jąka się jak Klaudiusz. (…) Wchodzisz? Jasne, że wchodzę, ale poczekałem pół minuty, żeby Cewe nie myślał, że mi zależy. Przecież nie wyskoczę z radości z fotela z okrzykiem: „Kurwa, chłopie, z nieba mi spadłeś, pewnie, że biorę”. Szacunek musi być. (…) Powinni wiedzieć, że znam swoją wartość i nie każdą robotę będę brał, bo po roku mógłbym wypoczywać tylko za granicą, tak moja gęba by się opatrzyła w całej Polsce. No i ja jestem panem siebie, a nie kolesie z Warszawki. Niech wiedzą, że mam swoją robotę na miejscu, gdzie też mnie cenią. Ale w końcu wystarczy tej ciszy. – Jasne, czekam na info. Przyjeżdżam do Wawy, dogadujemy detale i do boju. (…) Wróciłem na ziemię, czyli do szarej, zwykłej, codziennej roboty, bo jako cebeesiak zajmuję się zwalczaniem zorganizowanej przestępczości narkotykowej. Mam więc u siebie w Pile do czynienia z grupą zajmującą










