Byłem „żołnierzem wyklętym”

Byłem „żołnierzem wyklętym”

Jako ostatni żyjący z naszej grupy oceniam: to było bezsensowne, tragiczne

„Jestem jednym z »żołnierzy wyklętych«. Po przejściu frontu i pojawieniu się jakoś tam jednak polskiej administracji podjąłem zbrojny opór i walkę z władzą. Teraz, już jako starzec – chyba ostatni żyjący z tej grupy – oceniam tę inicjatywę i działalność zdecydowanie negatywnie. Oceniam ją jako tragiczną i bezsensowną”, pisze na FB prof. Andrzej Jaczewski (rocznik 1929), emerytowany lekarz pediatra, seksuolog i pedagog, humanista.

Przestępowali z nogi na nogę, by użyć broni

Było to w Grodzisku Mazowieckim i okolicznych wsiach oraz w Milanówku. Miałem 16 lat.

Inicjatorem organizacji zbrojnej grupy był Janusz Zabłocki „Pionier”, w czasie okupacji szef Grup Szturmowych Szarych Szeregów w tym rejonie (potem działacz katolicki w Stowarzyszeniu PAX, współtwórca Znaku i Więzi, w 1989 r. zakładał chadeckie Stronnictwo Pracy – przyp. red.). W grupie oporu przyjął pseudonim „Krzysztof” i tak już zostało. Naszą grupę komuniści nazwali grupą terrorystyczną AK „Krzysztof” – no i my używaliśmy potem latami takiej nazwy (bez przymiotnika terrorystyczna).

Organizacja powstała na przełomie marca i kwietnia 1945 r. i właściwie była kontynuacją Szarych Szeregów. Panował w niej kult „Pioniera”, z którym kojarzyła się nam jego grupa szturmowa. Toteż my, harcerze, głównie Zawiszacy, na propozycję włączenia się do grupy zareagowaliśmy pozytywnie. Sprzyjały i autorytet dowódcy, i znaczne zapasy uzbrojenia, jakie zgromadziliśmy po przejściu frontu, i wreszcie absmak z powodu wyznaczonej komunistycznej władzy. I choć nie był to jeszcze czas komunistycznego terroru, o zbrodniach stalinowskich jeszcze nie wiedzieliśmy, o Katyniu dowiedzieliśmy się znacznie później, to jednak decyzja większości była jednoznaczna.

Tylko jeden z moich harcerzy z Szarych Szeregów, Mirosław Józefowicz, na propozycję pozostania w konspiracji odpowiedział, że naradzi się z ojcem. Po tym odmówił, twierdząc, że obaj z ojcem uważają, że teraz jest czas na odbudowę kraju z ruiny, a szansy w walce zbrojnej nie ma zupełnie.

Ja zostałem szefem grupy milanowskiej. Składała się ona w większości z 15-, 17-letnich chłopaków – dawniej Zawiszaków.

Chłopcy przestępowali z nogi na nogę, by walczyć i użyć broni. Ja np. miałem oryginalnego Smith & Wessona – rewolwer bębenkowy kal. 12. „Pionier” był pełen zapału. Chciał działać. Najpierw zorganizował napad zbrojny na posterunek milicji w pobliskiej wsi (nie pamiętam nazwy). Tam obyło się bez ofiar, ale posterunku nie zdobyto.

Miałem zabić ubowca

Pewnego razu zapytano mnie, czy podjąłbym się zamachu i wykonania wyroku w Grodzisku. Dlaczego akurat ja? Bo mnie tam nie znali. Zgładzony miał zostać funkcjonariusz UB gdzieś z zachodu. Celem napadu i zabójstwa miało być zdobycie broni, choć mieliśmy jej bardzo dużo, a ubek przyjechał do Grodziska odwiedzić rodzinę.

Akcja wydawała się co najmniej wątpliwa. Ale gdyby trafiło na innego chłopaka, pewnie by go sprzątnął. Ja odmówiłem, a „Krzysztof” nie miał mi tego za złe.
Piszę o tym, bo jest to przykład, jak łatwo podejmowano decyzje. Z całą pewnością wystrzelano wielu ludzi przypadkowych. Z pewnością też osobistych wrogów, niezasługujących na śmierć.

Ćwiczenia na polanie

Mieliśmy kilka karabinów maszynowych. Nikt z nas nigdy z tego nie strzelał, więc „Krzysztof” zarządził ćwiczenia terenowe w celu opanowania obsługi broni maszynowej. Na teren wyznaczył Lasy Młochowskie – sporą enklawę leśną, ale niezbyt wielką, przylegającą do zabudowań mieszkalnych. Bazą miała być leśniczówka w Młochowie. Dokonano zajęcia obiektu i blokady na wzór „kotłów”, jakie w mieszkaniach aresztowanych robiło NKWD.

Ja i moi koledzy akurat mieliśmy egzaminy do liceum, więc spędziliśmy w lesie krótki czas i na noc wróciliśmy do Milanówka. „Krzysztof” wysłał do sklepu we wsi jednego chłopaka, który kupił tam 20 kg chleba. To zwróciło uwagę ludności we wsi. Zastanawiali się, po co obcy chłopak kupuje tyle chleba. No i co dzieje się w lesie, bo słychać było serie z karabinu.

Powiadomieni milicjanci zamknęli chłopaka w piwnicy, bo nie umiał się sensownie wytłumaczyć. Fakt, że chłopak nie powrócił, jakoś nie zaniepokoił grupy.

Konna podwoda z kilkoma milicjantami wyruszyła do leśniczówki z rana. Została ostrzelana przez naszych na drodze. Nie jestem pewien, ale zdaje się, że co najmniej jeden milicjant został zabity. Wtedy „Krzysztof” zdał sobie sprawę, że sytuacja jest groźna. Nakazał zamelinowanie broni w lesie i rozwiązał grupę, każdy ewakuował się na własną rękę.

Trzy wyroki śmierci

Trudno powiedzieć, jak sprawy potoczyłyby się dalej, gdyby nie to, że chłopaka zatrzymanego przy kupowaniu chleba przewieziono do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa w Grodzisku i poddano „badaniu”. Zaczęły się aresztowania. Kilku chłopaków zdołało się ukryć, „Krzysztof” zbiegł. Aresztowanych trzymano w UB, a „Krzysztof” starał się zorganizować napad na urząd i ich uwolnienie. Nie udało się.

Odbył się proces. Trzech chłopaków (w tym Błotnicki, który był drużynowym w ZHP) otrzymało wyroki śmierci. Po amnestii (w 1947 r. – przyp. red.) „Krzysztof” zorganizował spotkanie z Bierutem i prosił o uwolnienie skazanych, bo jak głosiła plotka, wyroków mieli nie wykonywać, a skazanych wysyłali do kopalni. Bierut wykazał zainteresowanie i nakazał zbadanie sytuacji, ale okazało się, że skazani chłopcy już nie żyli.

Zobowiązanie do współpracy

Każdy trzeźwo myślący czytelnik dopatrzy się wielu błędów, które doprowadziły do tragedii niepotrzebnych śmierci. Pozostali aresztowani podpisali zobowiązanie do współpracy z UB. Było to wówczas powszechnie praktykowane (uwaga, „sędziowie” z IPN!). Tak uwolniło się wielu moich kolegów, a parę miesięcy później i ja osobiście. Zwolnieni natychmiast uciekali na zachód – co wobec wielkiej wędrówki ludów i zagospodarowywania ziem zachodnich nie stanowiło najmniejszej trudności.

„Krzysztof” uniknął aresztowania, a po okresie ukrywania się związał się z PAX-em i był nawet posłem do Sejmu i czołowym działaczem katolickim. Napisał książkę „Kawałki pociętego sztandaru”, w której pisze i o mnie, zamieszcza moje zdjęcie. Grupa „Krzysztofa” zajmuje znaczącą pozycję w literaturze opisującej ruch oporu. Ja osobiście – choć do jego śmierci przyjaźniłem się z Zabłockim – im jestem starszy, tym mam większe wątpliwości co do sensu całej przygody.

Masowe aresztowania w Grodzisku i okolicy zupełnie ominęły Milanówek. Nie wyobrażam sobie, by ubowcy nie dotarli do informacji o naszej grupie. Dlaczego nas nie zgarnęli? Kiedy w styczniu 1946 r. zostałem aresztowany, w czasie śledztwa okazało się, że UB ma szczegółowe informacje. Dobrze wiedzieli, kto z Milanówka należał do grupy „Krzysztofa”. Po amnestii 1947 r. zostawiono nas w spokoju. Nie utrudniali nam studiów, wszyscy z mojej grupy coś tam studiowali i nikt nie spotkał się z szykanami.

Bezcelowa danina krwi

Nie chciałbym uchodzić za kombatanta tamtej walki, być „żołnierzem wyklętym”. To wszystko za trudne, za wieloznaczne. Nie umiem tego ocenić.

Nasza walka nie miała szans – przeto była bez sensu. Musiało skończyć się tak, jak wielokrotnie w naszej historii: bezmyślną, bezcelową daniną krwi.

W naszym wypadku co najmniej tych trzech chłopaków zamordowanych wyrokiem sądu. A ofiar śmiertelnych byłoby więcej: „Krzysztof” miał zaoczny wyrok śmierci, a gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności, to w tym samym procesie i ja – wtedy 16-letni chłopak – podzieliłbym los kolegów. I „Tadek”, i może jeszcze inni.

Na co można było liczyć, porywając się – nawet z dobrym uzbrojeniem – na naszych kolejnych okupantów, Armię Czerwoną i ZSRR? Na III wojnę światową? Dziś wiemy, że to była iluzja.

Źródło: OKO.Press


Prof. Andrzej Lucjan Jaczewski – lekarz pediatra, seksuolog i pedagog, humanista, specjalista medycyny szkolnej. Harcmistrz, w czasie wojny działał w Szarych Szeregach. Od 1957 r. pracował w Instytucie Matki i Dziecka, potem w Akademii Medycznej. Współtworzył pierwszą w Warszawie przychodnię dla młodzieży uzależnionej od narkotyków. W 1989 r. otrzymał tytuł profesora nauk humanistycznych. Głosił koncepcję całościowej opieki nad uczniem. Orędownik gimnazjum jako formy umożliwiającej dojrzały wstęp do dorosłości.
Przez 27 lat w telewizji prowadził programy z zakresu nauki o człowieku dla szkół. Przez 25 lat pisał felietony z cyklu „Kultura seksualna” dla „Jestem”. Mieszka w wybudowanym przez siebie domu we wsi Ropki w Beskidzie Niskim.

Wydanie: 13/2018, 2018

Kategorie: Historia

Komentarze

  1. ireneusz50
    ireneusz50 27 kwietnia, 2018, 01:00

    normalni ludzie nazywają ich bandziorami.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy