Tegoroczne lato można spędzić, jeżdżąc z koncertu na koncert. A to dopiero początek Polska ma powód do dumy – jesteśmy w światowej czołówce, a w Europie należymy do liderów. To nie żarty ani puste przechwałki – znajdujemy się wśród najlepszych. A w czym? Oczywiście, że nie w budowie dróg, kulturze politycznej, piłce nożnej ani w sztuce filmowej. Polska jest światowym mocarstwem muzycznych imprez. Szczególnie letnich. Już nie musimy oszczędzać miesiącami, żeby wyjechać za granicę na koncert ukochanego artysty czy spędzić weekend na zagranicznym letnim festiwalu muzycznym. Mamy to u siebie. Muzyczny zawrót głowy Czego, a raczej kogo możemy się spodziewać w najbliższych tygodniach i miesiącach? Prince, George Michael, Deep Purple, Robert Plant z Led Zeppelin, Rod Stewart, Bryan Adams, Santana, Lenny Kravitz, Joe Cocker, Roxette, Rihanna, Sting, czy Cassandra Wilson to tylko najwięksi, którzy odwiedzą nas w najbliższym czasie. Na wielu z tych artystów Polacy czekali latami. Pierwszy raz wystąpi u nas skandalizująca Amy Winehouse (ARTPOP Festival Złote Przeboje Bydgoszcz 2011, 30 lipca), następcy U2 – Coldplay (Gdynia, Open’er Festival, 30 czerwca) czy wirtuoz gitary Jeff Beck (Warsaw Summer Jazz Days 2011, 21 czerwca). Zawita również do naszego kraju perkusista The Beatles Ringo Starr (Warszawa, Sala Kongresowa, 16 czerwca), który podobnie jak drugi żyjący członek najpopularniejszego zespołu w historii muzyki, Paul McCartney, nigdy wcześniej się w Polsce nie pojawił. Brak tradycji Polska nie ma tradycji festiwali muzycznych z prawdziwego zdarzenia. Jak to? Można się oburzyć, powołując się na festiwale w Opolu, Kołobrzegu, Sopocie, Zielonej Górze czy Jazz Jamboree i przypominając słynne występy Abby, Boney M., Milesa Davisa oraz Johnny’ego Casha. Tak, zdarzyło się nawet, że w latach największej świetności wystąpili The Rolling Stones i The Animals, ale były to raczej wyjątki potwierdzające regułę, która mówiła, że jesteśmy muzycznym zaściankiem. Poziom artystyczny festiwalu opolskiego czy tego, co się działo w Sopocie, pozostawiał wiele do życzenia, gdy patrzy się dzisiaj na repertuar tamtych imprez, zestawiając go z ówczesnymi światowymi trendami. A zapowiadało się tak pięknie, kiedy pomysłodawcą festiwalu w Sopocie, który odbył się po raz pierwszy w sierpniu 1961 r., był sam Władysław Szpilman. Na przełomie lat 70. i 80. Telewizja Polska postanowiła uczynić z Międzynarodowego Konkursu Piosenki w Sopocie konkurencję dla Festiwalu Eurowizji, organizując Festiwal Interwizji. TVP kierowana wtedy przez Macieja Szczepańskiego dofinansowywała festiwal, licząc, że stanie się on imprezą na poziomie światowym. Dla Polaków było to kulturalne okno na świat. Właśnie dzięki TVP można było zobaczyć na festiwalu Boney M., Demisa Roussosa czy Abbę w Studiu 2. Gwiazda festiwalu próbowała rozbłysnąć po stanie wojennym za sprawą zapraszanych w kolejnych latach Charles’a Aznavoura, Classix Nouveaux, José Feliciana albo popowych gwiazdek: Kim Wilde, Sabriny, Savage’a i C.C.Catch, ale z mniejszym powodzeniem. Później Sopot bazował na sentymentalnych wspomnieniach typu: Thomas Anders, Sandra, Samantha Fox, Shakin’ Stevens, Limahl i Kajagoogoo. Od 2010 r. impreza się nie odbyła, ale powstał Sopot Hit Festiwal, który również można uznać za synonim rodzimego kiczu muzycznego. Owszem, w latach 80. zdarzały się ewenementy muzyczne, takie jak festiwal Rawa Blues, odbywający się nieprzerwanie od 1981 r., i Jazz Jamboree, który cieszył się renomą w Europie. Jednak te wydarzenia, podobnie jak Piknik Country, Rockowisko, Warszawska Jesień albo festiwal w Jarocinie, nie były imprezami dla masowej publiczności, lecz dla najbardziej zaangażowanych muzycznie. Coś się skończyło i coś się zaczęło w latach 90. – ale nie od razu. MTV i pirackie kasety Gdy Polska otworzyła się na świat, świat otworzył się na Polskę. Również ten muzyczny. Za sprawą anten satelitarnych można było odbierać muzyczny program MTV promujący rocka, rap i elektronikę, których w Polsce niedane nam było podziwiać. Nowych nagrań słuchało się głównie z pirackich kaset magnetofonowych. Wchodzące na nasz rynek płyty CD były niewyobrażalnie drogie. Zaczął się rozwijać również muzyczny rynek prasowy z zaszczepionymi przede wszystkim z Niemiec tytułami jak: „Metal Hammer”, „Bravo” i „Popcorn”, ale powstawały też rodzime tytuły: „Tylko Rock” czy „Brum”. Jednym
Tagi:
Jacek Nizinkiewicz









