Nikt nie kupuje papierosów w sklepie. Ludzie zaopatrują się w nielegalnych wytwórniach – Nie ma i już! I nie będzie – ekspedientka leniwie wzrusza ramionami. Mały sklepik jest jedyny w tej okolicy, na półkach wyłącznie podstawowy asortyment. Kilka bułek, masło, mleko, jakieś warzywa, paczkowana niedroga wędlina. I najtańszy alkohol. Brakuje jednego. Papierosów. Nad kasą wisi pusta skrzynka, taka sama jak w dużych marketach. Ekspedientka mówi tylko, że się nie opłaca. W tej okolicy paczka papierosów kosztuje od 4 do 6 zł. Papierosy pochodzą z małych, rodzinnych albo sąsiedzkich manufaktur, produkujących je masowo z nielegalnie sprzedawanego tytoniu. Lepiej nie rzucać się w oczy Marcin po skończeniu zawodówki legalnie nie pracował nigdy. Za 1000 zł nie chciał, nauczył się kombinować. Później przyszedł budowlany bum, miesięcznie wyciągał nawet kilka tysięcy i o rejestracji pracy, jak mówi, zapomniał. – Tak jakoś wyszło. Pracowałem we Wrocławiu, w Poznaniu, na Śląsku. Trochę tutaj. Urządzał mieszkania pod klucz. 27 lat, żona, dwuletnia córeczka. W Wałbrzychu kryzys dotknął budownictwo wcześniej niż w innych regionach Polski, a i tak stawiało się tutaj niewiele. Przestały napływać zlecenia na drobne remonty. Ludzie pracujący przy wykończeniówkach albo wyemigrowali, albo się przebranżowili. Marcin, jak wielu innych, zaczął sprowadzać części z rozbitych w Niemczech samochodów. – W zimie wypadków jest więcej, praca jest, ale i wydawać trzeba więcej. Spanie w samochodzie z włączonym silnikiem jest nie do wytrzymania, a grzać trzeba. Benzyna poszła w górę, hotele są za drogie. Od kolegi dostał cynk na tytoń. Dla niego robota jak każda inna. Teraz jest pośrednikiem między dużym hurtownikiem a tymi, którzy tytoń ważą i puszczają dalej. Towar przywozi najchętniej przed szóstą rano albo późnym wieczorem, gdy jest ciemno. Wie, że wszyscy wiedzą, ale wie też, że lepiej nie rzucać się w oczy, bo konkurencja nie śpi. Na wszelki wypadek trzyma towar poza domem. Dwa razy w miesiącu odbiera tytoń od kolegi. Razem 10 dużych worków. Na każdym zarabia ok. 200 zł. Kiedy sam nie może dostarczyć towaru, wysyła żonę, ale tylko tam, gdzie ktoś zabierze z samochodu ciężki worek. Żona sama nie da rady. Czarne trociny – Dymów z kopalni już nie ma od wielu lat i co z tego? Po tej stronie i tak nigdy nie widać słońca. Ta ściana jest zawsze zimna – Maria pokazuje miejsce pod oknem. Z trudem przesuwa duży wór tytoniu. Tytoń zawsze trzyma w miejscu, gdzie w domu jest najzimniej. Dzięki temu dłużej zachowuje on swoją wagę. Nie wysycha. Z 20 kg robi 40 paczek, każda po pół kilograma. Prawie. Domowa waga nie jest dokładna, dlatego Maria stara się nie doważać, żeby później nie przekładać z rozważonych paczek do ostatniej. Może się okazać, że w worku było mniej niż 40 kilogramów. Kiedyś kilka razy tak się zdarzyło. Brakowało nawet 2 kg, a to aż cztery paczki i Maria traciła klientów. Ale teraz potrafi ocenić wagę na oko. I jakość tytoniu też. Nie bierze już czarnych trocin, które też się zdarzały. Jak w okolicy konkurencja rosła i można było kupić lepszy tytoń, klienci wracali z reklamacją. Zwracała pieniądze. Musiała, bo nie chciała awantur na klatce schodowej. Maria ma 60 lat. Luty to jej drugi miesiąc na emeryturze. Po 37 latach pracy dostała 890 zł na rękę. W biznesie tytoniowym siedzi od półtora roku, musiała dorabiać, nie miała pracy. Wcześniej się bała i trzymała towar na działce. Przy minus 15 stopniach jest za zimno, żeby tam siedzieć. A i tytoń zamarza. Staje się twardy tak jak klienci. Narzekają, gdy nie mogą rozkruszyć go w ręku i powąchać. Ze strachu przed sąsiadami klientów zaprasza do domu. – Podłogę po nich umyję, ale przynajmniej nie zmarznę. Narzeka, że w okolicy nie może kupić specjalnych woreczków do pakowania tytoniu. – Takich ze struną, specjalnym, praktycznym zamknięciem. Wystarczy przejechać ręką. Klienci wolą takie woreczki, bo można je łatwo otworzyć i zamknąć, i tytoń w nich nie wysycha. Wielu półkilogramowa paczka wystarczy na miesiąc, a zwykłe foliowe torebki otwierane i zamykane kilkanaście razy dziennie długo nie wytrzymują. Rozrywają się. Półkilogramowa torebka tytoniu kosztuje od 35 do 40 zł. Na dużym worku można zarobić ok. 300 zł.
Tagi:
Artur Zawisza









