Roman Kurkiewicz

Powrót na stronę główną
Felietony Roman Kurkiewicz

Polska, czyli „ma być ból”

Te wypowiedziane z zimnym gniewem słowa strażnika leśnego, który przygniatał do ziemi jednego z aktywistów broniących Puszczy Białowieskiej przed wycinką, są makabryczną metaforą politycznej teraźniejszości. Są trzysłownym nowym hymnem narodowym, zawołaniem przedpogromowym, manifestacją czasowej, ale wymiernej władzy. Są hańbiące, groźne i szczere. Te słowa stanowią interpretacyjne podglebie i uzasadnienie bardzo wielu zjawisk o jawnie przemocowym charakterze lub, rzadziej, tylko takiej wymowie, które coraz częściej mają miejsce w Polsce, a którym władza mało, że się nie przeciwstawia, to po prostu im sprzyja. „Ma boleć”, kiedy kolejne dziesiątki, setki osób doświadczają bezpośredniej przemocy, bo mają inny, ciemniejszy kolor skóry, bo mówią w innym języku niż polski, bo są – albo wydaje się, że są – skądinąd. „Ma boleć”, kiedy obserwujemy skrajną niekompetencję najwyższych urzędników państwowych, lekceważących obowiązujące w Polsce prawa i obyczaje. „Ma boleć”, kiedy policja podejmuje coraz bardziej brutalne i absurdalne interwencje przeciw manifestującym zgodnie z prawem grupom, żeby tylko nie zakłócać Jarosławowi Kaczyńskiemu zbliżania się do prawdy i przenoszenia Polski na samotną wyspę. „Ma boleć”, kiedy rzecznik praw dziecka przygotowuje ustawę o przymusowym odosobnieniu dla kobiet w ciąży oskarżonych o spożywanie alkoholu. „Ma boleć”, kiedy po klęsce żywiołowej na Kaszubach polski rząd nie wykorzystuje możliwości pozyskania znacznych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Innego stanu wyjątkowego nie będzie

Sąd Administracyjny w Warszawie, uzasadniając odrzucenie skargi Fundacji Panoptykon na obstrukcyjną odmowę udzielenia przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego informacji o tym, jak ta służba specjalna korzysta z nowej ustawy inwigilacyjnej, poinformował nas (lud, społeczeństwo, obywateli/lki, naród), że żyjemy w permanentnym stanie wyjątkowym. I trzeba kłaść uszy po sobie – niech nas podsłuchują, ile dusza zapragnie, oraz inwigilują, bo to dla naszego oczywistego dobra. Mówiąc wprost, sąd nam wyjaśnił, że panuje „stan niewypowiedzianej, ale rzeczywistej wojny terroryzmu z całym światem demokratycznym, fala zamachów terrorystycznych nękająca państwa zachodnie Unii Europejskiej i otwarta wojna terrorystyczna tzw. Państwa Islamskiego z całą cywilizacją demokratyczną”. Dzięki temu szczęśliwemu obrotowi spraw ABW oraz inne służby są poza jakąkolwiek kontrolą w naszym cywilizacyjnie demokratycznym kraju. Jakże to wszystko upraszcza! Jest „rzeczywista wojna” – niczego nie trzeba wprowadzać, przygotowywać, przegłosowywać – wszystkie ograniczenia swobód i wolności obywatelskich mamy w pakiecie antyterrorystycznym. Sąd niestety nie poparł swojego wywodu żadnymi danymi ani skalą zjawisk, być może dlatego, że historia terroru w Europie nie ilustruje jego tez, a właściwie, co tu dużo mówić, przeczy im. Skala przemocy terrorystycznej najróżniejszej proweniencji z lat 70. wciąż stanowi niedościgły wzór i wynik,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Cisza przed bitwami

Impet lipcowych protestów wygasł i ucichł, ale młyny władzy – nawet jeśli ich nie słychać – mielą swoje pomysły, planują, rozpisują scenariusze niedokończonych bitew i harmonogram kolejnych frontów. A kilka już zostało otwartych (sądy), inne zapowiedziano (media prywatne), kolejne można domyśleć (ograniczenie możliwości działania organizacji pozarządowych). Złowroga cisza po paradnym przelocie F-16 zapadła nad armią i jej zagadkowo niepokojącym ministrem. Policja przećwiczyła warianty inwigilacyjne wobec polityków i aktywistek/ów. Za tym wszystkim muszą przyjść kolejne kroki, ale trzeba czekać na sądy swoje, własne, udzielne i pokorne. Czy zdadzą się na cokolwiek apele o nieprzyjmowanie posad przez sędziów od ich niekonstytucyjnego „paraprzełożonego” Ziobry, można się obawiać. Mamy nieustanny poligon przemocowy w Puszczy Białowieskiej, gdzie opór trwa bez przerwy od 100 dni, od ponad trzech miesięcy. Przez protesty i obóz protestujących przewinęło się kilkaset osób, ale na co dzień działa garstka. Poszerzono repertuar (znany już wcześniej) prowokacji, tym razem w roli życia wystąpił ks. Duszkiewicz, kapelan Dyrekcji Lasów Państwowych, który usiłował sprowokować jakąkolwiek reakcję na swoje zachowanie – przykładanie telefonu komórkowego z kamerą do twarzy protestującym. Kiedy to się nie udało, sfingował obrażenia (do żadnego kontaktu fizycznego z nim nie doszło,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Kogo by tu jeszcze obronić?

Uchodzę – niesłusznie – za zagorzałego przeciwnika narodowej pasji Polaków – piłki nożnej. Piłkę nożną lubię, nie cierpię natomiast większości form polskiego kibicowania – niechęcią darzę nacjonalistyczne zadęcie (Poooolskaaa – białooo-czerwoniii), jak i klubowe, lokalne, fanatyczne fiksacje. W czasach mojego dzieciństwa dogorywała skuteczna (do czasu) taktyka boiskowa, zwana catenaccio, zaryglowanie i radykalna obrona własnej bramki. Mam wrażenie, że od dwóch lat mamy w Polsce nieprzerwane catenaccio polityczne, bronimy się zajadle, bez polotu, wyobraźni, pogrążeni w nudzie i marazmie, nie znajdujemy pomysłu na efektowny wypad na bramkę przeciwnika. Broniliśmy Trybunału Konstytucyjnego, nieledwie publicznych mediów i zwalnianych dziennikarzy, broniliśmy sądów, w tym Sądu Najwyższego, marnie bronimy lokatorów przed nie tyle wizją, co realnością eksmisji na bruk dotąd chronionych grup (np. kobiet w ciąży, osób starszych, niedołężnych). Zawłaszczone zostały służby specjalne, przez policję i wojsko przeszedł huragan kadrowy jak nad Borami Tucholskimi, prokurator generalny (dość konkretna postać) dostał wszechwładzę, której niebotyczne rozmiary dopiero docierają do naszej świadomości (np. kiedy słyszymy o wszczęciu postępowania prokuratorskiego przeciw sędziom w Szczecinie, którzy nie zaaresztowali podejrzanych byłych menedżerów z Polic, na których donieśli nowi, pisowscy menedżerowie z Polic). Próbowaliśmy bronić nauczycieli i dzieci przed wprowadzeniem chaotycznej, nieprzygotowanej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Kiedy wszystko to za mało

Czy można napisać felieton w gorące i burzowe sierpniowe dni, nie używając poniższych zwrotów, fraz, związków frazeologicznych, metafor, pojęć? A jakich? A na przykład takich: rząd; niekompetencja; narracja totalnej opozycji; Błaszczak; plaża; policja i prezydent Warszawy wspierają polskich faszystów; burze zaskoczyły defiladę; Macierewicz leci, żeby podjechać i spektakularnie się zakopuje, ratują go ci, których miało ratować wojsko; prezydent w cieniu innych nieważnych spraw zabija odnawialne źródła energii i knuje, jak ugrać swoje; cisza przed polityczną burzą; będzie partia prezydencka; państwa nie ma – mandaty są; Szyszko przerżnął puszczę na sklejkę, schody i pamiątki folklorystyczne; jak nie sprzedawać koni arabskich, kiedy nawet tego się nie umie; jak asesorzy przytupują przed mianowaniami Ziobry; jak wprowadzić w życie instrukcję wyglądu klas szkolnych, gdzie obok krzyża ma wisieć portret Jarosława Kaczyńskiego; jakim buldogiem, pod jakim dywanem była redaktor Paczuska wypluta przez dobrą zmianę, której ponadwiernie służyła i poległa powalona przymusowym urlopem w jedną stronę; jak zaostrzyć prawo antyaborcyjne; jak słuchać zapewnień i wyliczeń Mateusza Morawieckiego i nie parskać śmiechem; czy i po co wypatrywać nowej partii z rozpadających się bytów partyjnych; jak ma przejść przez gardło, że partia Razem była w ostatnich miesiącach zawsze razem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Odgeneralić Macierewicza, odmacierewić armię

Będzie smutno w kilkudziesięciu domach, gdzie stygną żelazka przygotowane już do prasowania spodni z lampasami, znak pokoju na wojskowych mszach nie obejmie wszystkich dłoni i serc. A miliardy na bezsensowne wydatki parawojenne będą płynąć dalej niepowstrzymanym strumieniem, zarządzanym grabkami i łopatkami dziecięcych fanaberii kogoś, kto nigdy nie powinien nawet się zbliżyć do funkcji, którą sprawuje. Jakiekolwiek działania polityczne w dowolnej dziedzinie można nazwać reformą, bo to słowo ma moc usprawiedliwiania największej ignorancji, prywaty, niezgułowatości i niekompetencji. Od dwóch lat oglądamy ten porażająco-kabaretowy spektakl w wykonaniu Antoniego Macierewicza i jego najbliższych współpracowników. Co prawda, żywiołem wojny (czyli de facto tego, co jest racją istnienia Ministerstwa Obrony Narodowej) są w rzeczy samej destrukcja, rozpierducha, chaos i zawieszenie na kołku zasad życia w zwykłej, nudnej, pokojowej codzienności, jednak wszystkie te działania zwykłe armie kierują przeciwko wrogowi. U Antoniego zaś musi być inaczej. Tu wrogiem jest sama armia, ta, którą zastał, którą mu Jarosław Kaczyński po kłamstwach kampanii wyborczej oddał niepodzielnie w pacht. Bez kontroli, bez nadzoru, bez korekt, bez retuszu, bezmyślnie. Konstytucja wprawdzie przewiduje wciąż jeszcze istnienie prezydenta RP, który jest wedle niej formalnie najwyższym zwierzchnikiem wojska, ale nasz zwierzchnik dał się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Klątwa No Logo

Najbliższe wybory parlamentarne wygra niespodziewanie formacja No Logo, bez nazwy, niezbrukana żadnymi poglądami, niezauważona przez najczujniejsze sondaże, niewychwycona przez analityków sceny politycznej, publicystów i publicystki. Wzięli się znikąd, są wszędzie, uważają wszystko, niczym niezbrukani, nieznani, nierozpoznawalni, autentyczni i wiarygodni. Do polityki wejdzie pokolenie (może dwa lub trzy) apolityczne, które jest ni z lewa, ni z prawa, ni z góry, ni z dołu, ni naprzód, ni w tył. Tacy jak my, każdy w nich się rozpozna, nikt ich nie odrzuci, dość zgniłych kompromisów, programów za długich i niezrozumiałych, precz ze spójnością poglądów, świadomością ich konsekwencji, lekceważeniem kosztów budżetowych i społecznych. Społeczeństwo żądało zmiany, odświeżenia i to wszystko dostało – jednym wyborczym ruchem milionów głów i rąk. Stare musi odejść, żeby nowe mogło wejść, znane umrzeć, żeby narodziło się nieznane, rozpoznawalne musi się rozpłynąć w powietrzu, żeby enigmatyczne wylądowało. Jedno wielkie, wszechogarniające polityczne cielsko – Polska. Ta partia Polska się nazwie, a znamy ją wbrew pozorom doskonale z dziesiątków manifestacji w setkach spraw. Te demonstracje są no logo, bez partyjnych, organizacyjnych, środowiskowych nazw, flag, banerów, znaczków, chustek, długopisów, paznokci w barwach formacji. Taki nieoznaczony tłum odpowiada idealnie na potrzebę odreagowania tego, co jest, co rzeczywiste i zabarwione, to pokusa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Krótki regulamin demonstrowania (przeciw PiS)

Regulamin obowiązuje wstecz, bo jeśli Boga, konstytucji, ścieżek rowerowych ani wódki bezalkoholowej nie ma – to wszystko wolno. Kto może manifestować? Nie każdy może manifestować, bo gdyby każdy demonstrował, to nie byłoby miejsca dla nikogo i manifestacja nie mogłaby się odbyć. Nie mogą manifestować bardzo zdeterminowani, bo ich stopień zaangażowania może się im i organizatorom wymknąć spod kontroli, a co to za demo, z której co chwilę ktoś i coś się wymyka. Brak zaangażowania też nie jest wskazany, bo wówczas może dojść do tzw. nieporozumień tożsamościowych, a nie ma niczego straszniejszego niż demo w samosprzecznych kwestiach. Groźna jest też senność. Jakieś zaangażowanie jest jednak wskazane, a kto je wskazuje, okaże się w kolejnych znaczących punktach. Jak ma być ubrany? Demonstrujący mogą być ubrani dowolnie, choć zaleca się powagę w stroju i kolorze. Przy czym jednorodność barw czarnych może wpływać na obniżenie nastrojów, a co gorsza, wywoływać wrażenie nadreprezentacji anarcho-strajko-kobiecych środowisk. Zalew kolorów może z kolei powodować dezorientację, bo w końcu każdy niemal kolor coś symbolizuje, a nie we wszystkich sprawach zwoływane są demonstracje. Nakrycia głowy są zasadniczo dozwolone, na razie na kaski i hełmy za wcześnie. Od ilu lat można manifestować? Teoretycznie w każdym wieku można manifestować, ale po co? I tak starsi wiedzą lepiej. Problemem jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Rewolucja lipcowa

Maszerujemy. Spacerujemy. Idziemy. Stoimy. Podbiegamy. Zatrzymujemy się. Siadamy. Kucamy. Wstajemy. Krzyczymy. Skandujemy. Śpiewamy. Słuchamy. Rozmawiamy. Zastygamy. Ruszamy. Skręcamy. Napieramy. Cofamy się. Wierzymy. Nie dowierzamy. Wracamy. Nigdzie się nie ruszamy. Trwamy. Przemieszczamy się. Bijemy brawa. Podnosimy papierki. Obchodzimy barierki. Uśmiechamy się. Płaczemy. Ronimy łzy. Odwracamy twarze. Cieszymy się. Spotykamy. Żegnamy. Witamy. Martwimy. Załamujemy ręce. Smarujemy siniaki. Naciągamy linki od namiotów. Pijemy wodę. Poprawiamy okulary. Oglądamy się. Zawracamy. Trzymamy się pod ręce. Podchwytujemy hasła. Milkniemy. Uciekamy. Zatykamy uszy. Trąbimy. Buczymy. Gwiżdżemy. Rechoczemy. Wstydzimy się. Wzruszamy. Patetyczniejemy. Hymniejemy. Wiemy. Nie rozumiemy. Czujemy. Bezradniejemy. Klikamy. Przewijamy. Postujemy. Robimy selfie. Powiewamy. Przepychamy się. Przepraszamy. Oburzamy. Kręcimy nosami. Wywracamy oczami. Uśmiechamy się. Pomagamy wstać. Zamartwiamy się. Pocieszamy. Wypatrujemy. Wysłuchujemy. Tężejemy. Odpuszczamy. Pogardzamy. Wstydzimy się. Przekrzykujemy. Przemilczamy. Zatykamy nosy. Odwracamy wzrok. Śledzimy. Boimy się. Odważniejemy. Ośmieszamy się. Rozpoznajemy. Nie chcemy znać. Podążamy. Tkwimy. Wyjemy. Cichniemy. Wyrzucamy słowa. Klniemy. Modlimy się. Mdlejemy. Ruszamy. Tupiemy. Szuramy. Skaczemy. Machamy. Telefonujemy. Stukamy w klawisze. Nie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Brawo Hamburg, czyli kto ma prawo do przemocy

Smędzenie, lamentacje, żałosne utyskiwania nad jakąś niby niezwykłą skalą zniszczeń i przemocy podczas protestów przeciw szczytowi G20 w Hamburgu rozlewają się szeroką i niepowstrzymaną falą. Ogrom tego ponadpartyjnego i pozornie ponadideologicznego zniesmaczenia to przede wszystkim jednak świadectwo braku podstawowych kwalifikacji intelektualnych do oceny tego co, jak i dlaczego na świecie się dzieje. Katastrofalna ignorancja co do tego, czym jest przemoc, jak ją oceniać, jak i przez kogo jest zalegalizowana oraz jakie są rzeczywiste konsekwencje przemocy, jest właściwie powszechna. Dzięki mediom przemoc ma wizerunek płonących kilkudziesięciu średniej jakości samochodów na ulicach Hamburga. Powstaje wówczas klisza: uderzają w zwykłych, ubogich Niemców (o zamierzonym podpaleniu salonu Porsche jakoś ciszej), a całkowicie niewidoczne i przeźroczyste pozostają prawdziwe, realne, dojmujące obrazy przemocy po tysiąckroć potężniejszej. Mówię tu o przemocy wojennej (kiedyż to w kwestii Syrii, Allepo, Damaszku media tak dramatycznie rozdzierały szaty jak nad zdemolowanymi sklepami w Hamburgu?), mówię tu o przemocy gospodarczej (tajnym procedowaniu umów TTIP i CETA) i globalnym kapitalizmie, mówię o przemocy mediów współpracujących z władzą, na koniec o kulturze przemocy wobec kobiet i fetyszu męskiej przemocy militarnej, także przemocy policyjnej. Tamta „wielka przemoc” jest oswojona, zrozumiała (wszak wojny prowadzą państwa,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.