Od czytelników
Listy od czytelników nr 12/2025
Ukraina na krawędzi
Wreszcie w oddali widać koniec walk na Ukrainie. Dziś Ukraina ma problemy z brakami w sprzęcie militarnym, pieniędzmi na utrzymanie państwa, infrastrukturą energetyczną oraz mierzy się z dezercjami i ucieczkami poborowych z kraju. Niestety, durna Europa chce walczyć do ostatniego Ukraińca, a nawet zaczyna się zastanawiać nad wysłaniem na Ukrainę żołnierzy krajów ją wspierających. Jankesi natomiast prą do zakończenia konfliktu, bo osiągnęli swój cel – osłabili militarnie i gospodarczo Rosję. By wywrzeć presję, odcięli Ukrainę od pieniędzy, dostaw broni i amunicji oraz danych wywiadowczych. Miejmy nadzieję, że to faktycznie przyśpieszy podpisanie traktatu pokojowego, a my nie dołączymy do tego konfliktu jako strona walcząca.
Michał Czarnowski
Mentzen na Podkarpaciu
Mieszkam niedaleko Kolbuszowej. Wstyd i tyle. Program tego kandydata to cynizm i egoizm. Najbardziej bawią mnie te brawa w wykonaniu pracowników najemnych, a i ten radośnie witający Mentzena na rynku biznes – są to najczęściej pracownicy na samozatrudnieniu, bo szefowi „tak się opłaca”. Może i powinien wygrać Mentzen, a potem Konfederacja wybory parlamentarne. Jak ci wszyscy ich miłośnicy zaczną zasuwać za miskę ryżu, optyka im się zmieni. Szkoda tylko kraju.
Robert Kisiel
Kim pan jest, panie Brzoska?
Jako były listonosz i kurier z pierwszej linii frontu w okresie blaszek do listów wiem, w jaki sposób budowała się potęga tej firmy. Powiem tylko tyle: jeśli ktoś ma fatalne skojarzenia i doświadczenia ze słowem biznesmen, to tutaj trafił w dziesiątkę.
Michał Jacek Wysocki
Czego chce Ameryka Trumpa?
W naszym kraju na tematy polityczne wypowiadają się profesorowie, doktorzy, eksperci, ale odpowiedzi są zawsze takie same lub podobne, czyli po myśli władzy. Szersza dyskusja polityczna już nie istnieje. Demokracja, o którą tak walczono, została sprowadzona do zapisów na papierze. USA to raczej państwo upadłe, a opieranie wszystkiego na sile wojskowej nikogo już nie nastraszy. Armia USA w razie czego i tak nie będzie nas bronić, bo i w jakim celu? Sami pchamy się w kłopoty, a liczymy na innych. (…) Europa jest dzisiaj bardzo słaba, co prof. Kuźniar powinien wiedzieć, a wyrzucanie miliardów na zbrojenia nic nie da. Rosja nie ma zamiaru atakować, ale odstraszać to można zające, a nie Rosję, bo państwu mającemu broń atomową i tak nic nie zrobimy. Najwyżej poszczekamy. W USA to zrozumieli. Kończy się era świata jednobiegunowego, nastał świat wielobiegunowy. Zmiany w geopolityce nabierają tempa, szkoda, że w Warszawie jeszcze o tym nie wiedzą.
Andrzej Kościański
Toniemy czy to nie my!
Z treści wywiadów z profesorami R. Kuźniarem i R. Chwedorukiem wynika jak bardzo społeczeństwa są „zmanipulowane” ogromnymi ilościami najczęściej sprzecznych informacji. To nic innego jak międzypaństwowa i wewnątrz krajowa wojna hybrydowa czyli osiąganie celów politycznych za pomocą wszelkich możliwych środków (fundusz sprawiedliwości itp.) w walce o „rząd dusz” czyli nie ograniczoną władzę nad duża grupą osób (elektoratem czy narodem) wg. zasady „rządz i dziel” czyli wzniecanie konfliktów i nienawiści. Paranoją tego stanu jest fakt, że większość uczestników tych „wojen” określa się „chrześcijaninem” nawet praktykującym. Niestety większości „elit politycznych” stanowią neofici gotowi dla nowego „szefa” zaprzedać duszę diabłu. Stąd w mediach tyle kłamstwa, chamstwa i poniżania podstawowych zasad moralnych i etycznych, bo „polityk” może więcej. Hipokryzja elit szeroko prezentowana w mediach elektronicznych sprzyja wewnętrznym podziałom, które nie inspirują szczególnie wśród młodego pokolenia „zapału do nauki i pracy” a raczej „do przeczekania” lub emigracji. Negatywne efekty tego stanu już widać w wielu dziedzinach życia, a ich odwrócenie może wymagać wysiłku następnych pokoleń lub stanie się niewykonalne. Inwestujemy miliardy w obce przemysły zamiast w młode pokolenie czyli w edukację i naukę oraz przemysł. Może to przepowiednia wg przysłowia „Polak swą dobrotą często został gołotą”. Fobia wojny ogarnęła elity polityczne jako dobra „przykrywka” (poprzednio pandemia) swoich niekompetencji lub załatwiania interesów partii a może i koalicji. „Najwyższy czas” w tych „trudnych ekonomicznie i nieprzewidywalnych politycznie czasach” poczynając „od góry” powrócić do wspólnej troski i pracy dla dobra wspólnego, któremu na imię Polska – ojczyzna nasza, żeby Ona nie zginęła jak partie polityczne.
Z poważaniem
Zbigniew Milewski
Listy od czytelników nr 11/2025
Klient płaci za wszystko
Oczywiste jest, że banki, tak jak towarzystwa ubezpieczeniowe, są piramidami finansowymi, tyle że lepiej regulowanymi (obowiązkowe rezerwy, wskaźniki WIBOR itd.), żeby nie zbankrutowały jak Amber Gold. Owszem, taka instytucja jest konieczna, aby cywilizacja funkcjonowała. Ale czy nie wystarczyłby jeden bank? Przecież banki nie wytwarzają wartości dodatkowej, tylko funkcjonują w jej wtórnym podziale i zyski (bajeczne) są pochodną zysków przemysłu (ponieważ źródłem zysku jest wartość dodatkowa wytworzona przez robotników). Ach, marzenie ściętej głowy, bo nikt na lewicy nie myśli o zmianie sposobu produkcji z kapitalistycznego na socjalistyczny.
Artur Kozłowski
Co nam szykuje Trump?
„My” zgadzamy się na zbrojenia to za dużo powiedziane – ja się nie zgadzam na rozwijanie przemysłu zbrojeniowego, zgadzam się z Czechowem i nie chcę, żeby strzelba z pierwszego aktu brała udział w naszym „teatrze”. Nagromadzenie broni nie jest żadną gwarancją bezpieczeństwa! Przeciwnie, im jej więcej, tym bliżej wojny. Bezpieczeństwo to zdrowe, wykształcone, sprawne fizycznie społeczeństwo, rozwinięta nauka, mądra młodzież, czyste powietrze i woda – i można tu dodać, co komu jeszcze przyjdzie na myśl. Nie broń! Kto wreszcie zacznie mówić o rozbrojeniu i pokoju – czy są już u nas tacy bohaterowie? Kiedyś byli. W wywiadzie skrupulatnie wymieniono „wrogów” Europy: Rosję, Chiny, Iran, Koreę Północną – to są potencjalni przeciwnicy USA, nie Europy.
Ewa Wesołowska
Wysokie wydatki na zbrojenia nie poprawią bezpieczeństwa Europy. Duże budżety wojskowe nie muszą się równać nowoczesnej armii, a we współczesnych konfliktach masowe armie z setkami czołgów stają się już przeżytkiem. Polska nie wyciąga z tego żadnych wniosków. Wydajemy miliardy na wojsko, choć za połowę tej kwoty dałoby się stworzyć skuteczne siły zbrojne. Jednak problem tkwi nie w pieniądzach, ale w mentalności rządzących, którzy chcą mieć armię z milionami żołnierzy. Nikt nie pyta, ile to kosztuje i jaki jest sens takich zbrojeń.
Paweł Stawicki
Kochali USA, bo dostawali pieniądze
Można być naiwnym i wierzyć, że utrzymankowie USAID czy fundacyjek filantropa Sorosa w zamian za żołd wypłacany im w formie rozmaitych grantów realizowali szlachetne cele, zgodne z interesem swoich krajów. Jednak ten, kto wyciąga lepkie łapki po pieniądze od zagranicznych instytucji, powinien mieć przynajmniej tyle przyzwoitości, by robić to jawnie. Tymczasem często ci sami, którzy z potwornym jazgotem tropili dwojące się im i trojące w oczach „ruskie onuce” i rubelki z Kremla, byli futrowani dolarkami z Waszyngtonu (tylko towarzystwo z „Krytyki Politycznej” przytuliło w parę lat 5 mln dol. – można pożyć!). Pewnie nawet byśmy się o tym nie dowiedzieli, kiedy odcięte od korytka sierotki nie zaczęły skomleć wniebogłosy, gdy widmo wzięcia się do jakiejś uczciwej pracy zajrzało im w oczy. (…)
Roland Wagner
List od czytelnika
dzień dobry,
Rok temu prof. B. Góralczyk obwieścił na łamach Przeglądu, iż esej Putina z 2021 r. to nowa wersja „Mein Kampf” Hitlera. Obecnie inny uczony z UW prof. K. Zajączkowski w rozmowie „Co nam szykuje Trump” kilkakrotnie ostrzega czytelników przed „genem rosyjskiego neoimperializmu”. Dezawuuje również znaczenie spotkania USA- Rosja w Rijadzie, określając je pogardliwie mianem „rozmowy o rozmowach”. A przecież w interesie Polski winno być, aby strony wypracowały rozwiązanie pokojowe dla konfliktu toczącego się tak blisko jej granic. Od wielu lat rusofobia ma u nas status oficjalnej ideologii państwowej. Jej festiwal trwa zatem w najlepsze – wyrazem tego jest koniunkturalne zachowanie klasy politycznej. Ze smutkiem obserwuję, jak rozszerza się to na środowisko akademickie.
Z wyrazami szacunku
Adam Karniej Warszawa
List od czytelnika
Chyba gorszego szyderstwa na narodzie Polskim nie można było wymyśleć, aby prześladowcę historii PRL-u i burzyciela pomników uczynić kandydatem na Prezydenta Polski niejakiego prezesa IPN-u pana dr Karola Nawrockiego.
Niby bezpartyjny (sic!) Prezydent PIS-BIS Polsce jest niepotrzebny. Ten koszmar polityczno-ekonomiczny Polska ma już za sobą, teraz nam jest potrzebny Prezydent wszystkich Polaków, a nie z małej warstwy społeczno-religijnej tzw. oszołomów.
Apeluję do polskiego społeczeństwa jako zwykły szeregowy obywatel o opamiętanie się! O analizę logicznych poglądów politycznych w przekroju historycznym wszystkich dotychczasowych Prezydentów i wybrać Prezydenta, który przybliża nam Wolną Demokratyczną Polskę, a takie posłannictwo głosi nam kandydat na Prezydenta Polski pan Rafał Trzaskowski.
Jarosław Rządkowski
List od czytelnika
Posyłam pro publico bono ,moim zdaniem. ciekawy tekst dotyczący kultury w czasach PRL-u. Żadna lokalna gazeta go nie wydrukuje,bo napisał go nomenklaturowy dyrektor Wydziału Kultury i Sztuki w byłym woj siedleckim. Od lat prowadzę samotną walkę o prawdę o czasach, jak jeszcze mówią słusznie minionych. P o m o ż e c i e ? W czasie ciekawej imprezy zorganizowanej przez Sokołowski Ośrodek Kultury z cyklu „Tu pozostać muszę” zadano mi pytanie o finansowanie kultury w czasach mojej aktywności zawodowej. W pytaniu wyczuwało się tęsknotę za przywróceniem mecenatu Państwa nad twórczością i upowszechnianiem kultury. Chociaż jestem na zasłużonej emeryturze/42 lata pracy od kierownika Młodzieżowego Klubu ZMW „Amigo”,przez twórcę i dyrektora unikalnej w Polsce zintegrowanej instytucji kultury szczebla wojewódzkiego – Centrum Kultury i Sztuki woj. siedleckiego w Sokołowie,po dyrektora Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego. Byłem więc nomenklaturowym dyrektorem,zdobywającym ,wiedzę i doświadczenie na kierunkowych uniwersyteckich studiach oraz w placówkach , instytucjach kultury i w administracji. O tak prowadzonych kadrach i ich awansach można teraz sobie pomarzyć.
PRL –owskie hasło „bierny, mierny ale wierny” nabrało teraz w polityce kadrowej nowego blasku.
Boleję,jak moi następcy,nad mizerią budżetową ośrodków kultury, współczuje artystom plastykom i twórcom ludowym,którym nie organizuje się wystaw,nie zleca projektów, nie kupuje ich dzieł .Do historii przeszły Ogólnopolski Festiwal Piosenki Harcerskiej ,którego finał odbywał się w siedleckim amfiteatrze i Sejmik Wiejskich Zespołów Teatralnych w Stoczku Łukowskim, Międzynarodowe warsztaty muzyczne „Jeunesse Miusicale” czy konkursy orkiestr dętych Ochotniczych Straży Pożarnych. Przestał działać Siedlecki Teatr Kameralnym, który potrafił zarabiać na swoje utrzymanie grając sztuki dla dzieci w szkołach i ośrodkach kultury rozległego woj. siedleckiego .Pozostała po nim praca magisterska Justyny Chełchowskiej napisana w Katedrze Historii Najnowszej po kierunkiem prof.dr hab. Piotra Matusaka. Warto wspomnieć ,że STK 20 lat wcześniej od spektaklu TVP wystawił za pozwoleniem cenzora sztukę „Rozmowy z Katem „ Kazimierza Moczarskiego – wysokiej rangi oficera BIP –u Komendy Głównej AK.
Panią Marię Koc- dyrektorkę Sokołowskiego Ośrodka Kultury interesowało skąd mieliśmy tak dużo pieniędzy , że starczało i na remonty zabytkowych dworów i pałaców,i na budowę gminnych ośrodków kultury ,kin ,szkól muzycznych ,oraz różne masowe imprezy,konkursy,wystawy i festiwale, Zasada była prosta. Finansowanie kultury Państwo powierzyło Narodowemu Funduszowi Rozwoju Kultury gromadzącym pieniądze z 1,9%odpisu od funduszu płac gospodarki uspołecznionej. A ponieważ prawie wszystko było uspołecznione – pieniędzy na kulturę nie brakowało.
Co roku w październiku w Ministerstwie Kultury i Sztuki odbywały się konsultacje budżetowe na których 49 ówczesnych dyrektorów Wydziałów Kultury walczyło o jak największe dotacje dla swoich województw,Mnie udało się namówić na wyjazd do Warszawy Wojewodę Siedleckiego płk. dypl. pilota dr. Janusza Kowalskiego. Uprosiłem go nawet ,żeby na tę okoliczność założył mundur lotnika ze wszystkimi odznaczeniami, w którym wyglądał okazale. Jeśli w składzie naszej siedleckiej delegacji byli pani poseł Bożenna Kuc z sejmowej komisji kultury i Jurek Mandał przewodniczący komisji kultury Wojewódzkiej Rady Narodowej to efekt mógł być tylko jeden. Wszystkie uzasadnione postulaty woj. siedleckiego zostały przyjęte. Podsumowując konsultacje Wiceminister Wacław Janas zorientował się,że dostaliśmy więcej jak bogate w zabytki i instytucje kultury woj. krakowskie. Skreślił kilka milionów,ale i tak byliśmy zadowoleni. Uzyskana dotacja zapewniała bowiem finansowanie wszystkich zadań uchwalonych w Wojewódzkim Programie Rozwoju Kultury na sesji WRN w Sokołowie Podlaskim. Teraz przyszło się zmierzyć z problemami natury wykonawczej i materiałowej,gdyż 60 %budżetu przeznaczyliśmy na remonty i budowę bazy dla kultury a nie na modne kiedyś i zapewne teraz różne akademie i fajerwerki polityczne bardziej potrzebne władzom jak społeczeństwu. Kto pamięta te czasy ,wie ile problemów nastręczało zdobycie – tak właśnie – zdobycie a nie zwykły dziś zakup ,czerwonej cegły,miedzianej blachy czy dębowej tarcicy. Zdobywało się te materiały konieczne do remontów zabytkowych dworów i pałaców w ciągłej sprzeczności z obowiązującymi przepisami. Z wykonawstwem też były problemy. Firmy budowlane nie były zainteresowane drobnymi naprawami np. cieknącego dachu. Chętnie takie usługi wykonaliby rzemieślnicy. Tylko by je zlecić trzeba było uzyskać limit dla sektor prywatnego Bili się o takie limity w Wydziale Finansowym wszyscy dyrektorzy wydziałów UW,Uprzywilejowane było rolnictwo i oświata Jak coś zostawało dyr. Zbigniewowi Wiedęńskiemu dał kulturze byśmy mogli dokończyć remonty obiektów kultury..A do tego roboty na zabytkach, mogły wykonywać tylko specjalistyczne przedsiębiorstwa budowlane – Pracownie Konserwacji Zabytków, obciążone remontami Zamku Królewskiego w Warszawie, pałacu w Starej Wsi i innymi ważniejszymi obiektami dla kultury narodowej jak nasze ziemiańskie dworki w Chlewiskach czy Suchożebrach. hala targowa w Siedlcach i zajazd w Maciejowicach. Postanowiliśmy zorganizować własne wykonawstwo – Zespół Remontowo –budowlany Obiektów Kultury. Wykorzystaliśmy reformatorskie decyzje premiera Rakowskiego ujęte w haśle co nie jest zabronione –jest dozwolone .Prezydent Siedlec Paweł Turkowski przekazał nam działkę na ulicy Chejły gdzie zbudowaliśmy bazę magazynowo-warsztatową a na stropie trzy domki tzw. nauczycielskie z Mikołajek na mieszkania dla pracowników. Chociaż ich standard odpowiadał umiejętnościom muratorów byliśmy zadowoleni,bo mogliśmy dać mieszkania swoim pracownikom. Wojewoda p. ZofiaGrzebisz – Nowicka wystarała się o przydziały materiałów , środki transportu i maszyny budowlane. Zaczęliśmy od ratowania neogotyckiego pałacu w Patrykozach przeznaczonego w naszym programie na siedzibę Uniwersytetu Ludowego, kształcącego kadry dla Wiejskich Klubów Kultury Na pokrycie dachu pałacu potrzebna była blacha miedziana. Zakup jej przez Wydział Kultury graniczył z cudem. I o taki cud postarał się ks. Proboszcz z Garwolina. Przyjechał do konserwatora zabytków po pieczątkę potwierdzającą,,że kościół w Garwolinie jest zabytkiem i jego dach musi być pokryty blachą miedzianą. Tej blachy potrzeba jakieś 4 – 6 ton i właśnie po asygnatę umożliwiającą jej zakup z dokumentami i parafialną kasą ,ksiądz udaje się do Centrali Materiałów Nieżelaznych w Gliwicach Uprosiliśmy księdza żeby zwiększył swój wniosek o 10 ton potrzebnych nam na pokrycie zabytkowych dworów w Chlewiskach i Suchożebrach oraz pałacu w Patrykozach Ksiądz uznał ,że ratowanie zabytków to zbożny cel i sprawę załatwił Do naprawy okazałej klatki schodowej w pałacu Dernałowiczów w Mińsku z kolei potrzebna była sucha dębina. Tarcica dębowa uznana była za materiał luksusowy i możliwa do zakupu- jak i modny parkiet dębowy-tylko przez ludność bądź rzemieślników Ale żeby zakładowi prywatnemu zlecić pracę potrzebny był limit dla gospodarki nieuspołecznionej . a jeszcze należało odprowadzić haracz do Wydział Finansowego równowartości usługi czyli tzw. podatek od luksusu. Tu pomógł Wicewojewoda siedlecki dr Marek Zelent. Załatwił w Ministerstwie Rolnictwa i Leśnictwa ,gdzie pracował zanim przyszedł do Siedlec, dodatkowy przydział na pozyskanie tarcicy dębowej. Leśnicy wycieli kilka dębów a ja wymieniłem je z producentem trumien w Sokołowie na suche bale dębowe Wystarczyło na klatkę schodową pałacu i jeszcze na ławki w siedleckim amfiteatrze .Przykłady ,które tu przytaczam dowodzą,że w każdej sytuacji można sobie poradzić,kiedy jest wola,chęć działania i trochę odwagi. Nie bez znaczenia był klimat społeczny w nowym województwie,którego władze starały się wyjść jak najszybciej z wielowiekowego zapóźnienia ..Z remontem ratusza w Siedlcach wiąże się anegdotyczna historyjka, którą mam do dziś w pamięci. Na komisji budżetowej Wojewódzkiej Rady Narodowej, jej przewodniczący Jan Kopyrski zarzucił mi niegospodarność polegającą na ułożeniu osadzki z marmuru w holu i sali wystawowej postulował powołanie spec-komisji do zbadania sprawy i wyciągnięcia wniosków, Groziło to przerwaniem robót przez lubelskie PKZ –ty a dla mnie dymisją ze stanowiska. Broniąc się wyjaśniałem komisji że ratusz ma być siedzibą Muzeum,a posadzka trwała i estetyczna będzie służyła tej instytucji wiele lat i że na taki luksus nas stać bo finansujemy remont z Funduszu Rozwoju Kultury a nie z budżetu .Gorąco się zrobiło ,bo czułem że moje argumenty nie trafiają do przekonania członkom komisji.
Z opresji uratował mnie Przewodniczący WRN Stanisław Lewocik zadając pytanie: ile kosztuje m2 takiej posadzki. Odpowiedziałem,wyposażony w kosztorysy przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków- Zygfryda Czapskiego ,że 240 000 zł łącznie materiał i wykonanie. „To nie ma sprawy .bo m3 obory dla krów kosztuje 400 000 zł”-poinformował zebranych przewodniczący Lewocik i komisja zajęła się szukaniem niegospodarności w innych resortach.
Takich historyjek było co niemiara. Wynikały one ze zderzenia ludzkich inicjatyw z trudną do pokonania barierą wszechogarniającej biurokracji , braków i ograniczeń jakiś limitów asygnat podatków od luksusu ,przydziałów itp. A do tego różne komisje powoływane przez komitety partyjne i administrację podejmowały ,by uzasadnić swoje istnienie, różne działania kontrolne. Nikt nikomu nie ufał.. Ale mimo zalewu różnych uchwał,sprawozdań ,programów i harmonogramów znajdowaliśmy czas na normalną pracę,na profesjonalne opracowanie wniosków o dotację,o wykonawstwo ,o przydziały materiałów budowlanych i dewiz na zakup instrumentów muzycznych bądź maszyn poligraficznych ale także o jak najwięcej miejsc na bezpłatne studia zaoczne ,odznaczenia i nagrody dla najlepszych twórców i animatorów kultury.
Skromna ,powielaczowa broszura zawierająca rysunki i opisy zabytków woj.,siedleckiego przeznaczonych do społecznego zagospodarowania zrobiła na prof. Wiktorze Zinie – Generalnym Konserwatorze Zabyktów duże wrażenie.
Okazało się,że nasze propozycje by przez remonty obiektów zabytkowych poprawić bazę lokalową placówek kultury było zgodne ze strategią ratowania kultury materialnej ziemiaństwa polskiego po latach jej niszczenia. Niebawem ukazały się przepisy dające możliwość instytucjom i osobom prywatnym na. przejęcie zabytku ,jego remont i użytkowanie/Słynna uchwała nr 179 Rady Ministrów/Dziś wiele obiektów z tej broszury jest uratowanych i z powodzeniem pełnią funkcje do jakich je przystosowano. Okazały pałac Doria – Dernałowiczów przekazał mieszkańcom Mińska Mazowieckiego Minister Kultury i Sztuki prof. Aleksander Krawczuk, Klucze do Zajazdu w Maciejowicach i utworzonego tam Muzeum Tadeusza Kościuszki przekazał Bogdanowi Witczukowi prof. Bogdan Suchodolski –Przewodniczący Narodowej Rady Kultury, Bibliotekę w tzw. Domu Gdańskim w Węgrowie przekazała Izie Perczyńskiej pani poseł Maria Cichocka.
Wacław Kruszewski
https://waclawkruszewski.blogspot.com/
mail: waclawkruszewski@gmail.com
tel: 516 134 365
Listy od czytelników nr 10/2025
Mit „wyklętych”
Po lekturze komentarza red. Pawła Dybicza pragnę przypomnieć pewne wydarzenie i pewnego chłopaka. Już przed wojną wykazywał talent mechaniczny i głód nauki. Był obiektem żartów, ale i szacunku. Podczas wojny pomagał „leśnym” i pożerał książki, które zostawiła mu hrabianka Lubomirska, zanim wyjechała z rodziną gdzieś daleko. Po wojnie spotkał na polu dziwnych ludzi z dziwnymi przyrządami. Dowiedział się, że są geodetami i dzielą olbrzymie połacie dworskiej ziemi, którą otrzymają chłopi. To go właściwie nie interesowało, ale takie nazwy jak tachimetr, teodolit, dalmierz czy niwelator brzmiały jak muzyka. Postanowił, że zostanie geodetą, a oni chętnie korzystali z pomocy miejscowego chłopaka. Chodził z łatą i uczył się obsługi niwelatora. Widział w tym szansę na odmianę losu. I wtedy, w bezdeszczowy jesienny dzień, wyszli z lasu uzbrojeni ludzie. Nosili zniszczone polskie mundury i mieli orzełki na czapkach. Bez słowa zabili geodetów i chłopaka z łatą. Miał zaledwie 16 lat.
Tę historię usłyszałem jako dziecko w okolicach Grójca. Nigdy nie poznałem imienia tego chłopaka, ale zawsze pamiętam o nim, gdy słyszę o bohaterstwie „żołnierzy wyklętych”.
Andrzej Opala
Co nam szykuje Trump?
Dlaczego sprowadzamy sprzęt wojskowy z USA, a nawet z Korei? Może dlatego, że polski przemysł zbrojeniowy został zaorany podczas przemian ustrojowych? Jak to jest, że Czechy mają swoją Česką Zbrojovkę, która niedawno wykupiła amerykańskiego Colta, a polska Fabryka Broni „Łucznik” Radom nie potrafi nawet wyprodukować sprawnego karabinka szturmowego? O polskiej ciężkiej zbrojeniówce nie ma co wspominać, bo licencyjnie zatrzymaliśmy się na latach 80. Nawet w produkcji amunicji Czesi przodują ze swoją fabryką Sellier & Bellot, podczas gdy nasza FAM Pionki ledwo pokrywa zapotrzebowanie na amunicję myśliwską. To forsa popłynie strumieniem do krajów, które będą mogły sprostać zamówieniom czy kontraktom wojsk europejskich.
Michał Czarnowski
Bblioteka musi nadążyć za czasami
Przesyłam trzy kamienie z prośbą o przekazanie ich celnym rzutem Mirosławowi Pawłowskiemu, dyrektorowi Ursynoteki, który stwierdził, że „kto nie przeklina, niech pierwszy rzuci kamieniem”. Otóż ja nie przeklinam. Nigdy! (…)Do wyrażenia emocji znakomicie nadają się nazwy przyrodnicze, odpowiednio wyraziste fonetycznie, a przy tym zdecydowanie cywilizowane, jak kurka wodna i perkoz dwuczuby oraz bluszczyk kurdybanek, miła roślinka, która niech gustownie porasta grób każdego nikczemnika, niegodziwie używającego wulgaryzmów. Rzućcie owe kamienie w stronę dyr. Pawłowskiego, by zdążył je złapać i powiększał sobie świadomość językową, podnosił swe kompetencje komunikacyjne i był rad z tego listu od takiej jednej wyjątkowej baby, która naprawdę nie przeklina, żeby nie wiem co.
Hania Krakowiak
Z obowiązku dla Polski
Do wcześniejszego artykułu Bohdana Piętki, a ostatnio Pawła Siergiejczyka o przykładach angażowania się w legalna pracę na rzecz powojennej Polski, ludzi odmiennych poglądów politycznych, chciałbym dodać znany mi przykład Włodzimierza Boernera (1908-1974). Syn Ignacego Boernera bliskiego i zaufanego współpracownika Józefa Piłsudskiego oraz ministra kilku rządów II RP – Włodzimierz był absolwentem prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Przed wojną pracował w Banku Gospodarstwa Krajowego oraz w Zarządzie Miejskim w Warszawie. Jako oficer artylerii dostał się do niewoli i osadzony został w obozie jenieckim w Murnau.
Po zakończeniu wojny Włodzimierz Boerner wraca do kraju i wraz z rodziną w 1946 r osiedla się we Wrocławiu przy ul. Pretficza. Wykorzystując swoje doświadczenie włącza się aktywnie w organizację administracji instytucji państwowych na Dolnym Śląsku. Włodzimierz Boerner pełni funkcję dyrektora Biura Krajowego Centralnego Urzędu Planowania we Wrocławiu. W 1958 r wraz z prof. Stysiem jest jednym z organizatorów szkolnictwa ekonomicznego we Wrocławiu. Powstaje wówczas Wyższa Szkoła Handlowa (obecnie Uniwersytet Ekonomiczny), a Włodzimierz Boerner kieruje Katedrą Planowania Gospodarki Narodowej. Przez następne lata jest szanowanym wykładowcą tej uczelni, a w latach 1954- 1958 Prezesem Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego we Wrocławiu.
Piotr Kijewski
Mokronos Dolny 25.02.2025
List od czytelnika
Może pracować przy otwartym oknie – nie orzeł nie wyfrunie
Jak bardzo jesteśmy nadzy pokazuje artykuł p. B. Markowskiego w nr.6 Przeglądu. „Krok defiladowy na gruntach podmokłych” to temat wart niejednego doktoratu. „Bylejakość i jakoś to będzie” dominuje nie tylko w nauce, ale i we wszystkich dziedzinach naszego życia od polityki zagranicznej do rolnictwa. Oto kilka przykładów zaczerpniętych z sieci prezentujących nowe instytucje nauki. Sieć Badawcza Łukasiewicz – Instytut Lotnictwa (istniejący od 1926r.) skupia się na świadczeniu usług projektowych, inżynierskich i badawczych w zakresie lotnictwa i kosmonautyki. Akademia Kopernikańska działa na rzecz polskiej nauki i jej promocja w Polsce oraz poza jej granicami. Rada Doskonałości Naukowej działa na rzecz zapewnienia rozwoju kadry naukowej zgodnie z najwyższymi standardami jakości działalności naukowej. Dyplom MBA potwierdza zatem uzyskanie umiejętności menedżerskich i przywódczych. Instytucje te „przepalają” duże sumy pieniędzy a efekty giną w „chmurze”. Fabryki dyplomów istnieją od poziomu szkoły średniej do habilitacji – dla statystyki niezależnie jakie kompetencje się za tym kryją. Dlatego tak wielu hochsztaplerów funkcjonuje w naszym życiu publicznym. Kompetencje ujawniają się po objęciu stanowisk w tym rządowych. Tu sprawa jest prosta, bo minister nie fachowcem lecz politykiem czyli uniwersalnym menadżerem w każdym obszarze. Przykładów imiennych karuzeli stanowisk można wymienić wiele podobnie jak zmian barw partyjnych dla synekur. Stąd wiele końcowych rozwiązań jest typu „wyszło jak wyszło”. Stan faktyczny przykrywa się medialną walką ”polityków” (7×24) nie przebierających w środkach – bo to trzyma społeczeństwo w napięciu a emocje buzują wyłączając mózgi (efekt stadny).
Z poważaniem Zb. Milewski
Listy od czytelników nr 8/2025
Lista Wildsteina trampoliną PiS
Histeria teczkowa? Nagle ludzie przypomnieli sobie, że sami się rejestrowali jako TW, żeby mieć z tego pieniądze. Litości! W moim mieście były zakłady pracy, w których wszyscy pracownicy byli zarejestrowani jako TW. I to ma być powód do wstydu? Dziś ludzie kradną, robią przekręty, uczestniczą w aferach obyczajowych i nie jest to powodem do wstydu czy histerii. Ba! Nieważne jest, czy się mówi o kimś dobrze, czy źle, byle mówili cokolwiek. Szkoda tylko, że Wildsteina nikt nie pozwał za udostępnienie danych osobowych tysięcy ludzi. Ciekawe, czy tak samo by się z nim cackano, gdyby ujawnił listy współpracowników ABW.
Michał Czarnowski
Czystki etniczne jako biznes
Smutne to wszystko, choć co do ONZ, chciałam tylko powiedzieć, że od bodaj roku komisją ds. kobiet zawiaduje Arabia Saudyjska, co pokazuje prawdziwe oblicze tej instytucji. Zakłamane wspólne interesiki osadników, którzy już dawno powinni zostać uznani za organizację terrorystyczną, Arabii Saudyjskiej i Trumpa niestety nie dziwią. Łączy ich specyficzna moralność i oparta na niej wizja świata.
Joanna Sarnecka
Odebrano telewizję PiS. I mamy rok wegetacji
To prawda, że wiele zależy od kadry. Im lepsza, tym firma bardziej fachowa. Wielość kanałów telewizyjnych być może służy do zarabiania na reklamach, do których dodatkiem są bezustannie powtarzane „kultowe” filmy, tasiemcowe seriale, pop-rozrywka, programy z wyprzedaży, smutne kabareciska.
Z rozmową znakomicie współbrzmią treści zawarte w książce prof. Andrzeja Karpińskiego „Jak ja to widziałem”: „Telewizja powinna nieść radość. A gdy włączy się telewizor, ma się wrażenie, że świat to wyłącznie katastrofy, wypadki i zbrodnie”. W rezultacie „telewizja w coraz większym stopniu wdziera się w nasze życie domowe i narusza spokój i intymność na równi z intruzami telefonicznymi i próbami okradania nas z zewnątrz. Bo okrada nas z wolnego czasu”.
Dodam, że książka prof. Karpińskiego ma formę pogawędki z czytelnikiem, co jest jej plusem.
Dorota Kaczmarek
Worek bokserski
Czytam sympatyczne felietony Tomasza Jastruna. Zwykle trafia w sedno. Często wspomina ciepło znajomych z Izraela. Pisze: „To mały kraj, niemal każdy miał kogoś wśród porwanych”. Pewnie można dodać, że niemal każdy ma kogoś wśród zabójców kobiet i dzieci palestyńskich. I są to tysiące Izraelczyków! Przy tak bezwzględnym traktowaniu okupowanego kraju nienawiść całej ludności jest zrozumiałą konsekwencją i nie wróży Izraelowi dobrej przyszłości, niestety.
Jan Dębek









