Wywiady

Powrót na stronę główną
Wywiady

Pornografia z górnej półki

Anioł Stróż jest dobrą firmą i nie trzeba zastępować go prokuratorem Jak odpowiedziałby pan na zarzut, że zgoda na miękką pornografię powoduje, że zacznie się szerzyć twarda pornografia? – Znam rynek pornograficzny w Polsce. Zapewniam, że 95% pornografii jest to pornografia miękka. Powód? Ludzie, którzy pornografię wydają, ani nie są Janosikami, którzy chcą nas uszczęśliwić, ani agentami, którzy chcą zdemoralizować bogobojny naród. Oni chcą zarobić. A reguły rynku są twarde. Ludzie kupują pornografię, żeby się podniecić, a podniecają się tym, co sami robią lub chcieliby robić. Jednak w stosunku do niektórych prezentacji odczuwamy niechęć. W Polsce mężczyzna odbywa stosunek z kobietą, a nie z kurą siemieniatką ani nie z kaukaską branką, ciągnioną do łóżka przez pułk dragonów. I dlatego pornografia twarda jest u nas marginesem, nie ma odbiorców. Naprawdę nie grozi nam zalew twardej pornografii. Ludzie nie uprawiają tego, czego nie rozumieją, działa to na nich odpychająco. Rzeczywiście, przeciwnicy jakiejkolwiek pornografii twierdzą, że miękka pornografia prowadzi do twardej. Moim zdaniem, takiego ryzyka nie ma. Poza tym w obecnym kodeksie karnym pornografia twarda, w odróżnieniu do miękkiej, jest całkowicie zabroniona. Pornografia twarda jest atakiem na czyjąś wolność. Jeśli to się robi z dziećmi, atakuje się ich wolność. Jeżeli to jest przemoc,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Winy i grzechy

Jeśli coś w historii Kościoła było czarne, to nie należy tego wybielać Rozmowa z ojcem Jackiem Salijem Ojciec Jacek Salij, dominikanin, profesor Uniwersytetu im. kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Autor licznych publikacji z dziedziny teologii i duchowości. W Dniu Przebaczenia, w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu, papież prosił podczas uroczystej liturgii o darowanie historycznych win, w których udział mieli chrześcijanie. Światowe media, nie tylko katolickie, pisały o tym jako o historycznym, bezprecedensowym akcie skruchy. Samo wydarzenie jednak nikogo nie zaskoczyło. Już w 1994 r. papież wystąpił z inicjatywą, że Kościół powinien wykorzystać czas nadchodzącego jubileuszu do głębszego uświadomienia sobie swoich win historycznych. „Jest rzeczą słuszną – pisał wtedy w liście apostolskim Tertio millennio adveniente – aby Kościół w sposób bardziej świadomy wziął na siebie ciężar grzechu swoich synów, pamiętając o wszystkich tych sytuacjach z przeszłości, w których oddalili się oni od ducha Chrystusa i od Jego Ewangelii, i zamiast dać świadectwo życia inspirowanego wartościami wiary, ukazali światu przykłady myślenia i działania, będące w istocie źródłem antyświadectwa i zgorszenia”. W toku trwających od sześciu lat przygotowań do tego aktu i dyskusji, jakie wywołała inicjatywa Jana Pawła II zmierzająca do ogłoszenia historycznego mea culpa w imieniu chrześcijan

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Panie są wierniejsze także w polityce

Nowi potencjalni wyborcy SLD są zdecydowanie mniej świeccy niż dotychczasowi, bardziej religijni, na co dzień w ogóle „nieuczestniczący” w życiu publicznym. Rozmowa z dr. Radosławem Markowskim Dr Radosław Markowski jest pracownikiem Pracowni Badań Wyborczych Instytutu Studiów Politycznych PAN. Sojusz Lewicy Demokratycznej ma poparcie 40% obywateli. Kto dochodzi do tradycyjnych zwolenników tej części lewicy? Doprecyzujmy najpierw, co rozumiemy przez tradycyjny elektorat SLD. Do 1993 r. sympatycy SLD byli np. „nadreprezentowani” wśród zatrudnionych w sektorze publicznym, na średnich stanowiskach, ze średnim wykształceniem. Były to częściej niż przeciętnie także osoby uprzednio należące do PZPR lub aktualnie do OPZZ, rzadko uczęszczające do Kościoła, o świeckim światopoglądzie. Ludzie niechętni liberalnej polityce gospodarczej. Znaczny był w elektoracie SLD odsetek emerytów i rencistów. Co było potem? W wyborach 1993 r. przyrost elektoratu SLD wziął się wcale nie z tego – jak chcą m.in dziennikarze – że ludzie zmęczyli się i rozczarowali reformami gospodarczymi, a z tego, że znaczna część Polaków zdecydowanie negatywnie zareagowała na ówczesne imperialne zapędy Kościoła, próby klerykalizacji życia publicznego, wprowadzanie takiej a nie innej wersji ustawy o aborcji… a w sensie politycznym – na religijny fundamentalizm takiego ugrupowania jak ZChN. Nasze badania jednoznacznie wskazują, że tym, i właściwie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Taki piękny ze mnie syn

Większość ludzi przed kamerą przybiera pozy; fenomen moich rodziców polega na tym, że oni zachowywali się dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy ona była wyłączona Rozmowa z Marcinem Koszałką W wyemitowanym niedawno w telewizji filmie „Takiego pięknego syna urodziłam” pokazujesz swoją rodzinę. Mógłbyś ją przedstawić? Tata – eks-inżynier na emeryturze, mama choć przerwała studia, jest osobą wykształconą. Teraz oboje siedzą w domu. Tata czasem coś dorobi. Ja skończyłem wydział operatorski w katowickiej  szkole filmowej. Dokument „Takiego pięknego syna urodziłam” to mój debiut. Oglądając twój film, widz ma wrażenie, jak gdyby wchodził z butami w życie intymne Koszałków. Widzi matkę, która ma nieustające pretensje do syna o to, że marnuje sobie życie, kobietę, która nie może dogadać się z mężem, bo ten dla świętego spokoju schodzi jej z drogi. Jeśli w końcu widz nie czuje się intruzem, to tylko dlatego, że tym, który to wszystko filmuje, jesteś ty. Skąd pomysł na taki ekshibicjonizm? Kiedy zacząłem studia w szkole filmowej, często chodziłem po domu z kamerą. Bawiłem się w ten sposób. Od początku studiów moi profesorowie, między innymi Bogdan Dziborski i Andrzej Fidyk, powtarzali, że w dokumencie najważniejsze jest, żeby coś zauważyć. Bo temat jest blisko, czasem na wyciągnięcie ręki. l kiedy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Mam pamięć słonia

Hasło „trup w szafie”, a także próba ukucia teorii, że „wam wolno mniej”, nie są przypadkowe Rozmowa z Andrzejem Urbańczykiem, redaktorem naczelnym „Trybuny” Czy opłacało się panu brać „Trybunę”? Rezygnować z roli rzecznika klubu, z roli aktywnego posła i schodzić do poziomu człowieka od czarnej roboty? Są pewne wyzwania, wobec których nie można przejść obojętnie. W pewnym momencie zauważyłem dysproporcję między stopniem poparcia dla SLD a dosyć nikłymi notowaniami SLD-owskiej nadbudowy, czyli jego sposobu myślenia, świata wartości. 7 mln ludzi deklaruje gotowość głosowania na SLD, a nakład “Trybuny“ jest prawie niezmienny od wielu lat, niemal taki sam jak wtedy, kiedy chciało na nas głosować 3,5 mln ludzi. Skala tej dysproporcji zmusza do postawienia pytania: dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tylko kilkadziesiąt tysięcy ludzi chce czytać naszą gazetę, kiedy kilkadziesiąt razy więcej chce widzieć w nas władzę? Czy ”Trybuna” nie popełnia gdzieś błędu? Błąd jest taki, że nie ma w tej chwili mody na organy partyjne. Wiele osób kojarzyło moje przyjście właśnie z upartyjnieniem gazety. A będzie odwrotnie. Nie może być tak, żeby czytelnik był karmiony, czy też atakowany treściami, które w 90%, poza sportem, są stricte polityczne. Życie jest bogatsze – będę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Każdemu podam rękę

Człowiek tolerancyjny nie schodzi innym z drogi, lecz wychodzi naprzeciw Rozmowa z Ritą Süessmuth, byłą przewodniczącą Bundestagu Rita Süessemuth była przewodniczącą Bundestagu z ramienia CDU. Zwolenniczka emancypacji zawodowej, politycznej i społecznej kobiet, obrońca niepełnosprawnych i chorych na AIDS. Z wykształcenia jest profesorem pedagogiki. W tym roku została odznaczona orderem „Zasłużona dla Tolerancji”, przyznawanym co roku przez Ekumeniczną Fundację TOLERANCJA.   – W zeszłym tygodniu nadano pani order „Zasłużona dla Tolerancji”. Czy jako osoba odznaczona takim wyróżnieniem pojechałaby pani na narty do Austrii Haidera?  – Sądzę, że mylimy dwie sprawy. Osobną rzeczą jest odpowiednia riposta na poglądy i wypowiedzi Haidera. Jednak nie można karać za Haidera całego społeczeństwa austriackiego! Poza tym, jeszcze nikt nic nie wygrał, odwracając się od problemu, zamiast deklarować swój punkt widzenia, bo twierdzę, i będę to wciąż powtarzać, tolerancja nie oznacza braku własnych poglądów. Jeśli zrezygnowalibyśmy z odwiedzania Austrii, to równie dobrze moglibyśmy nie jeździć do Francji ze względu na Jean Marie Le Pena, albo do Niemiec z powodu Republikanów. Czym innym jest więc przyjęcie stanowiska politycznego, co popieram, tak jak uważam, że należy zwalczać haiderowskie poglądy na temat rasizmu czy obcokrajowców. Ale obrażanie się na cały kraj to jest wypaczanie problemu.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Nie wciskajcie nam kitu

Młodzi bardziej niż ich rodzice zdają sobie sprawę z prostej reguły: albo zjesz ty, albo ciebie zjedzą Rozmowa z dr Barbarą Fatygą, socjologiem Dr Barbara Fatyga, socjolog, kierownik Ośrodka Badań Młodzieży w Instytucie Stosowanych Badań Społecznych UW, autorka książki „Dzicy z naszej ulicy. Antropologia kultury młodzieżowej”. Czy trudno jest być nastolatkiem dzisiaj? – Nastolatkiem zawsze było trudno być, zwłaszcza w tych czasach, gdy młodość nie była tak ceniona jak obecnie. Wick nastoletni jest wiekiem bardzo szczególnym dla człowieka. Nie bez kozery mówi się tu o ”burzy hormonalnej” i kłopotach natury socjopsycho-kulturowej. Ja osobiście nie chciałabym być młoda dzisiaj. W ubiegłym roku dla instytutu Spraw Publicznych zrobiłam badanie dotyczące stylów życia młodzieży i narkotyków. Jego wyniki mnie przeraziły. Narkotyki, które dla dorosłych są czymś bezwzględnie złym, dla młodych są elementem życia codziennego. A to, że się ich używa, jest normą. Druga rzecz, nawet chyba jeszcze gorsza, dotyczyła przemocy. A konkretnie elementarnego braku bezpieczeństwa. Szczególnie przerażające było to, że dla młodych ludzi naturalne jest, że nie mają oparcia w dorosłych, co więcej, że pewne kategorie dorosłych stanowią dla nich czynnik zagrażający. – Pewne kategorie dorosłych,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Apartheid po polsku

Gdyby obecny układ pozostał na następne cztery lata – to zgnijemy do końca Rozmowa z Janem Olszewskim – Jaki jest w tej chwili największy polski problem, największe wyzwanie? – Tym wyzwaniem jest kryzys linii przemian ustrojowych, która została nakreślona przełomem roku 1989, umową Okrągłego Stołu. To był punkt wyjścia i dzisiaj, po 10 latach, doszliśmy do punktu kryzysowego. Oczywiście, nie twierdzę, że ten kierunek nie przyniósł pewnych korzystnych zmian, tylko że dziś wyczerpał swoje możliwości. Ujawniają się wszystkie jego mankamenty i negatywy. Znaleźliśmy się w impasie. I przełamanie tego impasu politycznego, społecznego, gospodarczego jest właśnie głównym wyzwaniem. – Na czym ten impas polega? Co to znaczy, że dotychczasowy kierunek zmian wyczerpał swoje możliwości? – Dziesięć lat temu został zdeterminowany kierunek rozwoju społecznego i, w związku z tym, struktury gospodarczej kraju. Efekty tego są takie, że Polska schodzi na margines układów europejskich. Tam tworzą się społeczeństwa obywatelskie, o tendencjach demokratycznych, równościowych. Nie dopuszcza się do wielkich kontrastów, otwiera się drogi do kształtowania elit nie na zasadzie pokoleniowego powielania, ale otwarcia na różne środowiska społeczne. Otóż ten model, obowiązujący w dzisiejszej Europie, został w Polsce zablokowany. – Sterujemy w kierunku modelu o bardzo

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Buntownik dokumentalista

Kocham różnorodność. Bez niej pewnie bym zwariował Rozmowa z Pawłem Kukizem, liderem zespołu „Piersi” – Czy jest pan fanem kobiecych piersi? – Właściwie nie zwracam większej uwagi na biust. Chyba, że jest to coś monstrualnego, wybryk natury, jak u Loli Ferrari. Jednak nie odpowiada mi poprawianie Pana Boga. W ogóle nic sztucznego i poprawianego nie pociąga mnie ani w figurze, ani w życiu. Przecież dotykając sztucznego biustu, czułbym te woreczki silikonu. O wiele bardziej interesuje mnie moja kobieta, a nie konkretny biust, jakikolwiek by nie był. – Są jednak piersi ładniejsze i brzydsze. – Oczywiście, każdemu facetowi odpowiada młody, kształtny biust. To chyba normalne. Piersi l7-latki, coś takiego, czym mogła się wykazać partnerka Bogusława Lindy z filmu “Sara”. – Skąd „piersi” w nazwie zespołu? – To była jakby odpowiedź na propagandowe, socjalistyczne hasła. Mieliśmy być “piersi” w szkole, „piersi” w pracy, wypinało się piersi do odznaczeń. A więc nie konkretne biusty, lecz hasła ”piersizmu socjalistycznego” stanęły u początków zespołu. – A zatem rodowód grupy był raczej polityczny. Za czasów PRL-u miałby pan spore kłopoty. – Za Bieruta w ogóle nie miałbym szans i trafiłbym od razu do pudła. Za Gomułki pewnie też nie udałoby się dać tylu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Władza lubi mity

Nie stawiajmy jedynie na wolę ludu, ale i na rozum ludu Rozmowa z prof. Janem Baszkiewiczem – W pańskiej najnowszej książce „Władza” – zafrapowała mnie między innymi, taka myśl w miarę jak życie nasze jest coraz bardziej skomplikowane, rośnie rola państwa. Równocześnie – pojawiają się kolejne utopie, stawiające sobie za cel zorganizowanie społeczeństwa bez państwowego aparatu ucisku. Zdarza się – że ci utopiści przejmują władzę. I cóż czynią? Tworzą państwo jeszcze bardziej autokratycznie i brutalne niż ich poprzednicy…  – Ta książeczka, rzeczywiście, zaczyna się od stwierdzenia, że takie utopie – czy anarchistyczna, czy marksistowska – nie mają wielkiego sensu. Ale sądzę również, że ci, co uważają, iż prawie wszystko należy sprywatyzować – tak jak libertarianie z panem Rothbardem – też są niebezpieczni. Przymus sprywatyzowany jest gorszy od państwowego. – Władza, pisze pan, opiera się na dwóch czynnikach: autorytecie i sile, w społeczeństwach pierwotnych życie organizuje autorytet – wodzów plemiennych, zwyczaju, norm postępowania. W społeczeństwach politycznych władza nie potrzebuje tyle autorytetu – bo instytucje państwowe dysponują instrumentami przymusu. Jak wyjść poza ten schemat: władza-autorytet?  – A czy musimy wychodzić? Myślę, że w Polsce ogromna większość ludzi jest zgodna co do tego, że władza polityczna

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.