Winy i grzechy

Winy i grzechy

Jeśli coś w historii Kościoła było czarne, to nie należy tego wybielać Rozmowa z ojcem Jackiem Salijem Ojciec Jacek Salij, dominikanin, profesor Uniwersytetu im. kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Autor licznych publikacji z dziedziny teologii i duchowości. W Dniu Przebaczenia, w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu, papież prosił podczas uroczystej liturgii o darowanie historycznych win, w których udział mieli chrześcijanie. Światowe media, nie tylko katolickie, pisały o tym jako o historycznym, bezprecedensowym akcie skruchy. Samo wydarzenie jednak nikogo nie zaskoczyło. Już w 1994 r. papież wystąpił z inicjatywą, że Kościół powinien wykorzystać czas nadchodzącego jubileuszu do głębszego uświadomienia sobie swoich win historycznych. „Jest rzeczą słuszną – pisał wtedy w liście apostolskim Tertio millennio adveniente – aby Kościół w sposób bardziej świadomy wziął na siebie ciężar grzechu swoich synów, pamiętając o wszystkich tych sytuacjach z przeszłości, w których oddalili się oni od ducha Chrystusa i od Jego Ewangelii, i zamiast dać świadectwo życia inspirowanego wartościami wiary, ukazali światu przykłady myślenia i działania, będące w istocie źródłem antyświadectwa i zgorszenia”. W toku trwających od sześciu lat przygotowań do tego aktu i dyskusji, jakie wywołała inicjatywa Jana Pawła II zmierzająca do ogłoszenia historycznego mea culpa w imieniu chrześcijan i Kościoła, podnoszono różne przewinienia chrześcijan. Takie jak wojny religijne, wyprawy krzyżowe, podziały w Kościele, prześladowanie Żydów, nawracani siłą, rasizm, niesprawiedliwość społeczna i ekonomiczna. Czy oznacza to, że papież kładzie kres tradycji przemilczania i usprawiedliwiania krytykowanych dziś postaw? Wydaje mi się, że zjawisko kościelnego idealizowania własnej przeszłości, przemilczania lub nawet usprawiedliwiania zła popełnionego przez ludzi Kościoła, a nieraz i w jego imieniu, to zjawisko charakterystyczne dopiero dla czasów nowożytnych. Było reakcją na tworzone, w ramach polemiki z Kościołem, czarne legendy na temat jego historii. Dość przypomnieć, że np. w starożytności Kościół katolicki ostentacyjnie wręcz podkreślał – zwłaszcza w polemice z idealizującymi tendencjami montanistów, nowacjan czy donatystów – że składa się z grzeszników i że społecznością idealną będzie dopiero w życiu wiecznym. Kościół nie dąży do tego, żeby nie było w nim grzeszników – że przypomnę ówczesną argumentację – ale do tego, żeby należący do niego grzesznicy byli coraz mniej grzesznikami. Ten punkt widzenia był bardzo mocny jeszcze w sporze jansenistami. Inicjatywa Jana Pawła II ma w sobie zatem również coś z powrotu do źródeł. Zarazem, rzecz jasna, ma w sobie coś bezprecedensowego. Ogólne spowiadanie się Kościoła ze swoich grzechów to obyczaj znany (żeby przypomnieć po dziś dzień śpiewaną w kościołach modlitwę papieża Urbana VIII „Przed oczy Twoje, Panie, winy nasze składamy”), nie przypominam sobie jednak ani jednego faktu – w sensie faktu liturgicznego – publicznej spowiedzi Kościoła z jakichś grzechów konkretnych. Za jakie winy przeprasza papież? Sześć lat temu papież pisał o potrzebie wyspowiadania się zwłaszcza z trzech grzechów: przeciwko jedności Kościoła (nie zapominajmy, że oba najgłębsze podziały chrześcijaństwa dokonały się właśnie w mijającym tysiącleciu), z grzechów nietolerancji, a nawet przemocy w obronie prawdy, oraz z odpowiedzialności chrześcijan za współczesny sekularyzm i relatywizm. W obrzędzie wyznania win, jaki miał miejsce 12 marca, lista wyznawanych grzechów się podwoiła. W formie odrębnej modlono się o to, „aby pamiętając o cierpieniach, jakich zaznał Izrael w ciągu dziejów, chrześcijanie umieli uznać grzechy popełnione przez nich przeciwko ludowi przymierza i błogosławieństw”. Wyrażono skruchę „za słowa i czyny, które nie raz dyktowała im (chrześcijanom) pycha, nienawiść i żądza panowania, przeciwko wyznawcom innych religii oraz słabszym grupom społecznym, takim jak imigranci i Cyganie”. Odrębnie modlono się o przebaczenie za grzechy antyfeminizmu i rasizmu, a również za grzechy przemocy i niesprawiedliwości wobec najsłabszych. W toku debaty nad mea culpa Kościoła wiele mówiono w różnych kręgach kościelnych – uczynił to w Niemczech sam papież – o potrzebie przeprosin za nie dość dobitne potępienie holokaustu przez Kościół. Rzecz wydaje mi się dość delikatna, bo chociaż Kościół niewątpliwie ponosi jakąś realną odpowiedzialność za procesy, które doprowadziły do holokaustu, to jednak trudno zaprzeczyć, że został on dokonany przez siły zdecydowanie antychrześcijańskie. Przygotowania do uroczystej prośby o przebaczenie win, podjęte sześć lat temu przez papieża, nie spotkały się na początku z nadmiernym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2000, 2000

Kategorie: Wywiady