Obcokrajowcy najgorzej traktowani są w instytucjach, których urzędnicy powinni im służyć pomocą Pierwsze wzmianki o dyskryminacji czarnych obywateli w Polsce prowadzą do łódzkiego „Ekspressu Wieczornego Ilustrowanego” z 1936 r. Czasopismo przedstawia historię czarnoskórego Noma Dioge, który miał czelność oświadczyć się łodziance. Wzbudziło to sensację, a władze przeprowadziły śledztwo, by zbadać, „czy przeszłość p. Dioge nie była tak samo czarna jak jego skóra”. Minęło prawie 70 lat, a według opublikowanego w 2000 r. raportu Komisji Rady Europy, społeczeństwo polskie nadal nie wykazuje otwartości na „innych” etnicznie lub rasowo i na imigrantów. Zdaniem Europejskiej Komisji przeciwko Rasizmowi i Nietolerancji, „wiedza na temat przejawów rasizmu i antysemityzmu w Polsce jest raczej niewielka”, a „Polska powinna aktywniej zwalczać przejawy rasizmu, ksenofobii, antysemityzmu i nietolerancji”. Paradoksalnie najgorzej traktowani są obcokrajowcy w instytucjach, których urzędnicy powinni im służyć pomocą – czyli urzędach imigracyjnych. Bilana, młoda Czarnogórka, która wraz ze swoim bratem Kokim regularnie musi przedłużać sobie wizy pobytowe, o polskich urzędach wyraża się z niechęcią. – Nie dość, że traktowani jesteśmy jak śmiecie, to na dodatek mówi się tu wyłącznie po polsku. Przecież jeśli ktoś jest imigrantem, polszczyzna może mu sprawiać problemy – mówią zgodnie. Polem do rasistowskich popisów jest polskie boisko. Emmanuela Olisadebe obrzucano podczas meczów bananami. Nieraz napadano grającego w Hutniku Adeniyi Agbejule. Podczas meczów na trybunach łopocą często neofaszystowskie flagi, słychać antysemickie i rasistowskie hasła, wyzwiska pod adresem czarnoskórych zawodników. Pod hasłem „Wykopmy rasizm ze stadionów” Stowarzyszenie Nigdy Więcej prowadzi kampanię, której zadaniem jest wyplenienie szowinistycznych postaw kibiców. Podobne akcje w krajach zachodnich prowadzone wspólnie przez kluby piłkarskie, organizacje społeczne i kibiców miały ogromny wpływ na zmniejszenie się liczby rasistowskich incydentów. Kampanię przeciw antysemityzmowi przeprowadzono także w Łodzi, znanej z antyżydowskich sloganów na murach. Miarka przebrała się, gdy napisy pojawiły się na domu Marka Edelmana, ostatniego żyjącego przywódcy powstania żydowskiego. We Wrocławiu odbyła się ostatnio kontrowersyjna wystawa nastoletniej „kolekcjonerki” antysemickich napisów. Mimo zachwytów publiczności i przyjaznego przyjęcia przez media autorka na wszelki wypadek zachowała anonimowość. Tolerancja po polsku W polskim rasizmie zazwyczaj brak konkretów. Ci, którzy nie lubią abstrakcyjnych „Żydów”, „Czarnych” czy „Żółtych”, bardzo często mają przyjazny stosunek do konkretnych przedstawicieli danej nacji. Ale składając Żydowi gratulacje z powodu awansu, rzucą coś o silnych więzach siatki syjonistycznej. – Do tej polskiej schizofrenii na razie trzeba się przyzwyczaić, bo inaczej człowiek zostanie bez kumpli – mówi znajomy Żyd, któremu takie irytujące gratulacje składają dobrzy koledzy. Tsedale Sawicka w ramach doktoratu w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN zajmuje się problemem tożsamości u osób z pogranicza kulturowego. Jej rozmówcy to zadomowieni w Polsce już od co najmniej dekady Afrykanie, Arabowie, Azjaci. – Różnica między Polską a Zachodem polega na tym, że w Polsce integracja następuje dużo większym kosztem utraty pierwotnej tożsamości – mówi Sawicka. – Na Zachodzie mniejszości etniczne stanowią niejako grupy wsparcia, dzięki czemu łatwiej się obcokrajowcom odnaleźć w danym kraju – choć, być może, trudniej w pełni zintegrować. W Polsce stawia się na mimikrę, unika inności, a stroje narodowe chowa do szafy. Zdaniem Samuela Fosso, autora książki „Czarnoskóry student w Europie”, Polska to kraj homogeniczny rasowo i dlatego na stu studentów obcokrajowców stu dostanie w zęby, podczas gdy we Francji tylko pięciu. Według Tsedale Sawickiej ludzi odmiennych narodowościowo atakuje się, gdy są anonimowi – ze strachu przed nieznanym, z niewiedzy. Tam, gdzie zaczyna się bezpośrednia relacja, zmienia się ten niechętny stosunek Polaków. Samuel Fosso przegrał w sądzie proces, który wytoczył czasopismu „Dobry Humor” za publikowanie dowcipów o Murzynach. Szczepan Sadurski z „Dobrego Humoru” przyznaje, że po tej aferze nie publikowano już dowcipów na ten temat: – Nie to, że się wystraszyliśmy. Być może wrócimy za jakiś czas do tematyki, ale chwilowo odpuszczamy. Rozmówcy Tsedale Sawickiej, choć mieszkają w Polsce od wielu lat, ciągle nie czują się tutaj u siebie. Jednak niektórzy przyznają, że łatwiej jest być innym dziś niż np. 20 lat temu. Znajome licealistki nie rozumieją problemu. W ich
Tagi:
Karolina Monkiewicz









