Raj

Raj

26.08.2006 Wies przygraniczna Ozierany Wielkie , Kresy Wschodnie granica z Bialorusia Fot. Maksymilian Rigamonti/Newsweek Polska/REPORTER UWAGA!!!! Zdjecia mozna uzyc tylko z pelnym podpisem autor/Newsweek Polska/Reporter Za zly podpis agencja bedzie naliczala kare 5 razy cena zdjecia wg cennika agencji Reporter

Kiedyś Ozierany można było nazwać miastem, tak wielkie były. Domów ponad 60, młodzieży mnóstwo. I śmiechu, i płaczu, i ślubów, i krzyków dzieci Wysiadł z samochodu i nagle zaczął krzyczeć: „Raj! Raj!”. Zbiegli się mieszkańcy wioski, żeby zobaczyć, co się dzieje. Czy ktoś rozum postradał, zaczadzony nadmiarem świeżego powietrza, czy ktoś kogoś morduje, że tamten świat pozagrobowy zobaczył? Okazało się, że krzyczał turysta z Warszawy, który, przejeżdżając przez wioskę, nie zdołał opanować ogarniających go emocji. Warszawiak wyjaśniał, że on tu pierwszy raz, ale widzi, że oni tu w raju mieszkają. Cisza, spokój, życie sielskie, anielskie. Wieś Ozierany, gmina Krynki, powiat sokólski, województwo podlaskie. Niełatwo tu dotrzeć, odnaleźć właściwą drogę wśród tych polnych, prowadzących donikąd. Raj mogą obejrzeć tylko wybrańcy, którzy wykazali się determinacją i wytrwałością. Nagle zza pagórka dane im będzie zobaczyć słomianą strzechę starej stodoły, kilka drewnianych domów, płot chylący się ku upadkowi. Za płotem stoją słupki graniczne, za słupkami – Białoruś. Na Białorusi oprócz chaszczy i lasów – już nic. A we wsi, pośród kwitnących sadów i bzów pachnących tak, że aż kręci się w głowie, dojrzą człowieka. Żywego. Raj obwoźny Znienacka ciszę niebiańską przerywa gwałtowny dźwięk samochodowego klaksonu. Na brukowaną ulicę wtacza się dostawczy busik. Kierowca z rozmachem otwiera blaszane drzwi, ukazując wnętrze wypchane od podłogi do sufitu. Na niezliczonych półeczkach ciastka, kisiele, sery, kiełbasa, mąka, cukier i przyprawy. Czego tylko chcesz! Chociaż wioska maleńka, bus zawsze zatrzymuje się na obu końcach, aby starsi ludzie nie musieli iść za daleko. Z domków wysypuje się na ulicę kilka postaci z koszyczkami. Kierowca i sprzedawca w jednej osobie ładuje do nich chleb (kromkowany), mleko (półtłuste), ogórki (szklarniowe), bułki (wrocławskie), pomidory (import z Włoch). Wszystkich zna po imieniu i oni go znają. Czekają na niego przez wszystkie te dni, w które nie przyjeżdża. Młody chłopak, a taki sympatyczny. Pogada, pożartuje i odjedzie. Wtedy znów nastaje cisza. Znów wyczekiwanie klaksonu. – Pani kochana, tu wszystko jest! Po co krowy trzymać? Paść, karmić, doić, siano na zimę kosić? W blaszanej przyczepie jest mleko z nakrętką czerwoną i z nakrętką żółtą. Raj. Prawda – i krowy miały swoje zalety. Gdy rano się wypędzało na pastwisko, to nogi przynajmniej w rosie się umyły. Tych krów tyle tu było, że pastwisk nie starczało. Gnać je musieli czasem 3 km, aż pod Kruszyniany, a czasem jeszcze dalej. Teraz we wsi żadnej krowy nie ma. Świnia jedna – u sołtysa. I tyle. Emerytury mają. Wystarcza. Kiedyś Ozierany można było nazwać miastem, tak wielkie były. Domów ponad 60, młodzieży mnóstwo. I śmiechu, i płaczu, i ślubów, i krzyków dzieci. W dzień świąteczny wszyscy wylegali na ulicę, taki tłum! Zabawa, plotki, śpiewy. I krowy ryczały, i owce beczały, i koguty piały. Teraz tylko klakson. Jak umiera Raj Sołtys liczy na palcach: trzy, cztery, pięć, siedem, dwanaście i jeszcze sześć – w sumie osiemnaście osób zamieszkuje wieś. – Domów zostało ze dwadzieścia, w tym ponad połowa stoi pusta. Ludzie umierają jak muchy. Spod jedynki Luba już rok będzie, jak umarła. Była baba jeszcze aktywna, wszystko robiła, przyjeżdżały do niej dzieci, szum na podwórku był, a potem nagle choroba ją złożyła i koniec. Cisza. W marcu sąsiadka przez płot zmarła i syn jej też zmarł. Chaty tylko pozostawały. Kułakowej chata pusta, Zagrzywcowej tak samo, Klimowa, Citkowa, Kaczyrysina, Jankowa… wszystkie puste. Znów wyliczanka na palcach: – W Ozieranach Małych jeszcze gorzej. Sześć osób tam mieszka, ale część z nich wyjeżdża zimować do miasta. Przez okrągły rok siedzą tylko trzy. Młodzi uciekają z Raju – Jedna rodzina rozwojowa we wsi pozostała. Na końcu wsi mieszkają, troje dzieci jest, najmłodsze ma roczek. Gospodarują na tych kilku hektarach, żyją z rolnictwa. Dzieci do Krynek do szkoły wożą. Reszta młodych wyjechała. Dlaczego? Bo tu trzeba było całe życie pastuchem być, harować, a młodzież lżejszego chleba szuka. W Ozieranach ślepa uliczka: dojechał dotąd i koniec, granica białoruska stoi, dalej ani drogi nie ma, ani warunków

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 53/2022

Kategorie: Obserwacje