UL inspiracji

UL inspiracji

Uniwersytet Ludowy Rzemiosła Artystycznego w Woli Sękowej jest jak kolorowy ptak na tle szarych wsi Podkarpacia Do Uniwersytetu Ludowego w Woli Sękowej nie doprowadziły mnie ani mapa, ani GPS. Jadąc ubitą drogą, na skraju pastwiska zobaczyłam nagle grupę egzotycznych ptaków. Ni to tukany, ni pingwiny, na pewno nie kruki. Bajkowa ferajna pośrodku gór i łąk Beskidu Niskiego. Wokół niezmącona cisza. Od razu wiedziałam, że jestem blisko celu. Przystanęłam, zrobiłam zdjęcie, zachwycona niespodziewanym spotkaniem. Właśnie takim kolorowym ptakiem na tle szarych wsi Podkarpacia jest Uniwersytet Ludowy Rzemiosła Artystycznego w Woli Sękowej. Przyjechałam tam bez większych nadziei, że kogoś zastanę, a wpadłam w sam środek zajęć warsztatowych z witrażu. W niedużej sali siedziało kilka osób z lutownicami i kolorowym szkłem. – Robimy witraże metodą Tiffany’ego – powiedziała prowadząca, Katarzyna Onacko. – To sposób łączenia szkła za pomocą taśmy miedzianej i cyny. Pozwala uzyskać niezwykły detal, inaczej niż w klasycznych ołowianych witrażach. Rzeczywiście, prace są nadzwyczaj szczegółowe. Wiszą na ścianach pracowni obok tkanych obrazów, ikon i drewnianych rzeźb. – To wszystko prace dyplomowe naszych słuchaczy. Jedną robią dla siebie, a drugą zostawiają nam – uśmiecha się Katarzyna Onacko. Jak sama nazwa uniwersytetu wskazuje, w jego ofercie edukacyjnej najważniejszy jest dwuletni kurs rzemiosła artystycznego. – Każdy, kto przychodzi na kurs rękodzielniczy, musi spróbować wszystkich dziedzin, których nauczamy. A jest tego naprawdę sporo! Haft, koronka, tkactwo, rzeźba w drewnie, witraż, ceramika, wiklina, pisanie ikon, grafika warsztatowa – żeby wymienić kilka. Pani Maria, nasza długoletnia wykładowczyni, zawsze mówi: „Próbuję wszystkiego, a robię to, co lubię”. I jest w tym dużo racji: czasami możemy odkryć w sobie pasję do czegoś, co wcześniej wydawało nam się nudne lub trudne. Kiedyś przyszedł do nas słuchacz i powiedział, że chętnie nauczy się ceramiki, rzeźby w drewnie i wikliny, ale kompletnie nie wie, jak sobie poradzić z, cytuję, „tymi nitkami”. Po jednym semestrze okazało się, że jest najlepszy z haftu, a po dwóch latach zrobił pracę dyplomową z koronki frywolitkowej – jednej z najtrudniejszych technik koronkarskich. Ja też jestem absolwentką uniwersytetu. Przyszłam tutaj, bo chciałam się nauczyć tkactwa, a wyszło na to, że zajmuję się ceramiką. Cudowne, że dzięki sztuce można odkryć siebie na nowo – mówi dyrektorka uniwersytetu Monika Wolańska. – Czego można u nas się nauczyć? Długo by wymieniać. Od różnych rodzajów koronki i hafu, przez wikliniarstwo, rzeźbę, malarstwo, historię sztuki, etnografię, po witraż, ceramikę czy formy użytkowe w drewnie wymagające posłużenia się narzędziami stolarskimi – np. piłą i wyrzynarką. Szczególnie dziewczyny zawsze są zachwycone, gdy biorą je do ręki. Dzięki umiejętności posługiwania się nawet tak prostymi narzędziami można stworzyć naprawdę oryginalne przedmioty i uniezależnić się od konsumpcyjnych historii – dodaje Beata Woroniec, prezeska uniwersytetu, jak sama mówi, od „spraw formalnych, bo artyści nie mają do tego głowy”. – Jesteśmy organizacją pozarządową, sami się utrzymujemy z działalności pożytku publicznego i z projektów – tłumaczy Beata Woroniec. – Uniwersytety ludowe bardzo się różnią od tych spotykanych w miastach. Słuchacze przyjeżdżają tutaj na cztery dni w miesiącu, razem mieszkają, sprzątają, uczą się i tworzą. Dla nas mniej istotna jest sama edukacja i tzw. papierek, bardziej liczy się budowanie wspólnoty, twórczego środowiska, z którego czerpie każdy, nawet długo po ukończeniu UL. Szkoła dla ludzi Historia uniwersytetów ludowych sięga XIX w. Wtedy na terenie Danii zaczęły powstawać pierwsze „szkoły dla ludu”. Miały edukować chłopów świeżo po uwłaszczeniu, zainteresować ich sprawami społecznymi, kształcić holistycznie. Jak tłumaczy Monika Wolańska, dzisiaj byśmy powiedzieli, że były to szkoły ruchu obywatelskiego: – Niewiele osób w Polsce zna idee uniwersytetów ludowych, a ponieważ my zajmujemy się rzemiosłem artystycznym, wszyscy myślą, że po prostu kultywujemy sztukę ludową. Owszem, nawiązujemy do sztuki tradycyjnej, ale słowo ludowy w nazwie naszego uniwersytetu niekoniecznie jej dotyczy. Czy dzisiaj UL ma taką samą misję jak kiedyś w Danii? – Okoliczni mieszkańcy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 38/2021

Kategorie: Obserwacje