Grupa zapaleńców walczy o przywrócenie znaczenia swojej miejscowości Senne na co dzień Chełmsko Śląskie raz w roku ożywa – w trzeci weekend sierpnia, kiedy organizuje Jarmark Tkaczy Śląskich. Grupka mieszkańców uważa jednak, że jedno święto to zbyt mało. Ich miejscowość ma bowiem wielki atut turystyczny – XVIII-wieczne drewniane domki dawnych rzemieślników. Jedyne w Europie, dlatego żeby je zobaczyć, miłośnicy historii przyjeżdżali tu „od zawsze”, nawet z daleka. Tylko domki? Przed stu laty Chełmsko Śląskie odwiedzali wszyscy podróżujący między zaliczanym do cudów natury Skalnym Miastem w czeskim Adrszpachu a barokowym zespołem klasztornym w Krzeszowie, ostatnio wpisanym na unijną listę światowego dziedzictwa kultury. Wtedy w tym mieście, nazywanym Schoemberg, działało bogate zaplecze noclegowe i gastronomiczne. Po wojnie przygraniczne Chełmsko Śląskie z powodu położenia miało niemal wyłącznie kłopoty, a o wędrówkach turystycznych do Czech można było zapomnieć. Dopiero w latach 90. powstały pierwsze przejścia graniczne. Gdy miejscowy przemysł zaczął upadać, przypomniano sobie o turystycznych tradycjach. Domki tkaczy mają niskie, głębokie podcienia, które zdają się kryć pod potężnym drewnianym frontem. Kiedyś domów było więcej. Powstawały przez cały XVIII w., bo coraz liczniej przybywali z Czech biegli w tkactwie rzemieślnicy. Miały wdzięczne nazwy, np. „Siedmiu Braci”, „Judasz”, „Czterech Ewangelistów”. „Dwunastu Apostołów” udało się zachować. Na parterze jednego z nich znajduje się izba regionalna, prowadzona przez Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Chełmska Śląskiego „Tkacze Śląscy”, urządzona na wzór mieszkania i warsztatu pracy dawnego rzemieślnika, oraz nieco dalej – kawiarenka połączona ze sklepem z pamiątkami. Tutaj przywita nas Adam Antas, przez miejscowych nazywany z sympatią lub przekąsem Don Kichotem. Bo wciąż walczy, próbując uratować, co tylko się da, z niszczejących zabytków. W komplecie domy tkaczy, a było ich w łącznie 17, zachowały się już tylko na makietach u Adama Antasa i w siedzibie stowarzyszenia. Turystom Antas opowiada z pasją m.in. zagmatwaną historię kamiennej rzeźby „Maryjki”, pochodzącej ze starej drogi pątniczej, wiodącej do kościółka na pobliskiej górze. Niszczała razem z innymi, ale wzbudziła zainteresowanie ówczesnej konserwator zabytków, bo, co rzadko się zdarza, przedstawiała nastoletnią Najświętszą Maryję Pannę. Po konserwacji i daremnych próbach ulokowania jej w innym mieście pani konserwator zdecydowała, że najlepiej będzie przekazać ją Chełmsku. Gdy nikt się nie kwapił z zapłaceniem za renowację rzeźby (taki był warunek), zdecydował się na to pan Adam. Dramatyczne były też losy cysterskiego kamienia granicznego z 1727 r., który udało mu się w ostatniej chwili uratować przed unicestwieniem. Kamień stoi w kawiarnianym ogródku w pobliżu źródełka, w którym gdy ktoś umoczy rękę, „w zdrowiu będzie żył aż do śmierci”. No i oczywiście wróci do Chełmska. Trzeba przynajmniej na chwilę zajrzeć do pękatego albumu starych pocztówek i fotografii. Jakże inne było wtedy Chełmsko! O powojennej historii barwnie opowiada Zbigniew Filip. Nie tylko sam sporo pamięta, ale także czerpie z opowieści nieżyjącego już ojca, jednego z pierwszych mieszkańców Chełmska. Kiedy osadnicy przyjechali tu z różnych stron Polski i Europy – jego rodzina akurat spod Nowego Sącza – zastali ładnie zagospodarowane miasteczko. Było w nim np. siedem hoteli i drukarnia z własnym dwutygodnikiem. Nowi mieszkańcy nie mogli w tych warunkach się odnaleźć. Ktoś, kto od najmłodszych lat np. załatwiał się za stodołą, a teraz miał do dyspozycji łazienkę, mógł poczuć się zagubiony. Na dodatek osadnicy nie czuli się tu u siebie. – Jeszcze w latach 70. mój ojciec nie był przekonany, czy warto w Chełmsku budować dom. Odradzał mi tę inwestycję, bo uważał, że wcześniej czy później opuścimy te ziemie – wspomina Zbigniew Filip. Dom jednak postawił, a kilka lat temu znalazł się w grupie mieszkańców, którzy postanowili walczyć o przywrócenie praw miejskich ich małej ojczyźnie. Początkowo wyglądało na to, że jest ich wielu. Historyczny pech? Pierwszy raz prawa miejskie Chełmsko otrzymało już w XIII w., ale potem niejednokrotnie je traciło. Np. podczas wojen husyckich, gdy zabudowę niemal całkowicie zdewastowano. W czasie wojny 30-letniej mieszkańców ukarano odebraniem praw miejskich za zabicie opata innego wyznania. Założycielem miasta był pewien przedsiębiorczy kasztelan czeski, potem stało się ono własnością
Tagi:
Violetta Waluk









