Chłopaki nie płacą

Chłopaki nie płacą

Dosyć tej ściemy bez wyrzutów sumienia! – śpiewają Mass Kotki, zespół electropunkowy. Ich piosenka i teledysk, który można obejrzeć w internecie (m.in. na YouTube, MySpace i Facebooku), to część kampanii „Chłopaki nie płacą” zorganizowanej przez Fundację MaMa. Chłopaki – czyli ojcowie, którzy nie poczuwają się do obowiązku utrzymywania własnych dzieci; którzy uciekają od odpowiedzialności, kombinując i unikając płacenia alimentów. Aneta ma dwójkę dzieci. Z ojcem starszej córki, dziś czteroletniej, była związana przez kilka lat. Oboje chcieli zostać rodzicami. Okazało się jednak, że tatuś sam pozostał dzieckiem – interesowały go imprezy, koledzy i alkohol, a nie własna córka. Aneta zdecydowała się odejść. Przez cztery miesiące ojciec płacił na utrzymanie małej, później wyjechał na rok za granicę. Dziś jest już w kraju, ale nie przyznaje się, że ma jakiekolwiek zarobki. – Nie wiem, czy pracuje, rzadko się odzywa. Nie pyta, czy mała ma co jeść, czy ma się w co ubrać… – opowiada Aneta. Przez pewien czas dorabiała, łapiąc dorywczo różne zajęcia, z pomocą przyszedł jej Fundusz Alimentacyjny. Poznała innego mężczyznę, wydawał się godny zaufania, świetnie dogadywał się z jej córką. Wszystko do czasu. Kiedy zaszła w ciążę, sielanka się skończyła i okazało się, że do ojcostwa jej nowy partner jednak się nie poczuwa. – Nawet nie widział swojego dziecka. Dostał tylko zdjęcie zrobione tuż po porodzie – mówi ze smutkiem Aneta. I znów – brak pieniędzy, brak pracy – bo nie ma z kim zostawić maleństwa. Starsza córka chodzi do przedszkola, jak jednak często bywa – od momentu rozpoczęcia przedszkolnej edukacji częściej łapie infekcje, które szybko przenoszą się na młodszą. – Wydaję sporo pieniędzy na leki. Na razie dostawałam pomoc z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej – mówi Aneta. Rodzice pomagają jej, ile mogą, ale też na niewiele ich stać. Cała, wielopokoleniowa rodzina zajmuje jedno mieszkanie: dziadkowie Anety, jej rodzice, rodzeństwo i ona sama z maluchami. – Na mieszkanie socjalne nie możemy liczyć, bo w dzielnicy jest teraz ponad 130 zgłoszeń, a mieszkań ok. 70. Ewa również ma dwójkę dzieci. Związek z ich ojcem nie udał się. – Próbowaliśmy być razem, ale nie wyszło – ucina krótko temat. – Dzieci widział dwa razy. Nie interesuje się nimi, nie pyta. No i oczywiście nie płaci. Były partner Ewy za długi alimentacyjne wylądował w więzieniu. Po wyjściu zaczął dawać… kilkadziesiąt złotych miesięcznie na dwójkę. Sąd wprawdzie ustanowił po 450 zł na każde z dzieci, ale ojciec twierdzi, że nie ma żadnego dochodu i nie stać go na opłacanie całej kwoty. Po tych doświadczeniach Ewa nie wierzy już, że cokolwiek może się zmienić. Zawiodły ją procedury sądowe, zawiódł komornik. – Walka o alimenty trwała bardzo długo, bezskutecznie. Większość instytucji państwowych w kraju uprawnionych do ścigania alimenciarzy jest pasywna – podsumowuje. Nie należą się alimenty z funduszu, bo jej dochód przekracza maksymalny pułap wyznaczony w ustawie. Czy jednak fakt, że sama potrafi zarobić na dzieci i zapewnić im jakiś poziom życia, może zwalniać od odpowiedzialności ojca? Spytana, czy wierzy w możliwość zmiany, Ewa odpowiada gorzko: – Samotne matki walczące o alimenty to mały elektorat, nie liczymy się. Płacą, nie płacą… Alimenciarze to problem podwójny. Pierwszy pojawia się na sali sądowej. Okazuje się, że ojciec jest biednym, nisko opłacanym i zmęczonym człowiekiem, od którego żądają niemożliwego. – Bardzo częstą procedurą jest utajanie zarobków, zatrudnianie się za najniższą pensję na czas toczącego się postępowania alimentacyjnego – mówi jedna z kobiet udzielających się na forach internetowych. O kwocie alimentów decyduje sąd na podstawie realnych możliwości zarobkowania ojca. – Jeśli ktoś ma wyższe wykształcenie informatyczne, a pracuje przy kasie w supermarkecie, to można podejrzewać, że albo nie chce zarobić więcej, albo większość jego dochodów pochodzi z szarej strefy – twierdzi Julia Kubisa, wiceprezeska Fundacji MaMa i jedna z organizatorek akcji. – Jednak sąd często decyduje o przyznaniu możliwie najniższej kwoty, być może wychodząc z założenia, że mniejsze sumy łatwiej ściągnąć. Ogromnie dużo zależy w tej sytuacji od sędziego na rozprawie. W zależności od doświadczeń i umiejętności wgłębienia się w realną, a nie deklarowaną sytuację mężczyzny, daje wiarę jemu albo matce. Takie kombinacje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 22/2009

Kategorie: Kraj
Tagi: Agata Grabau