Krwawy zamach w Iranie może zapowiadać wojnę Irańscy politycy oskarżają Waszyngton i Londyn o wspieranie terrorystów. Wojskowi grożą zemstą. Po krwawym zamachu, w którym zginęło sześciu dowódców Korpusu Strażników Rewolucji, ajatollahowie czują się osaczeni. Do ataku doszło 18 października w małym mieście Piszin w prowincji Sistan-Beludżystan w południowo-wschodnim Iranie. To niespokojny region przy granicy z Pakistanem, po której obu stronach mieszkają sunniccy Beludżowie. Grasują tu bandyci, przemytnicy narkotyków oraz terroryści, przy czym niekiedy trudno odróżnić jednych od drugich. W Piszin przygotowano spotkanie przedstawicieli sił bezpieczeństwa z miejscową starszyzną plemienną. Jego celem było pojednanie między różnymi grupami etnicznymi i religijnymi. Rządowi irańskiemu zależy na stabilizacji w regionie. Wysocy rangą oficerowie paramilitarnego korpusu Strażników Rewolucji (Pasdaran) zjechali do Piszin i gromadzili się w namiocie, w którym mieli zostać oficjalnie powitani. Wielki namiot postawiono przed Pałacem Sportu, przewidzianym na miejsce spotkania. Nagle przed zatłoczonym namiotem zamachowiec samobójca zdetonował potężną bombę. Podobno drugi ładunek wybuchowy rozerwał się w pobliżu wiozącego oficerów pojazdu. Doszło do prawdziwej masakry. Jak twierdzą oficjalne źródła irańskie, śmierć poniosły 42 osoby, wiele zostało rannych. 21 października Rada Bezpieczeństwa ONZ potępiła zamach i wezwała do ukarania jego wykonawców, organizatorów i sponsorów. Według ocen Narodów Zjednoczonych, w ataku zginęło 57 ludzi, 150 zaś odniosło obrażenia. W każdym razie był to najkrwawszy zamach terrorystyczny od założenia republiki w 1979 r. Wśród zabitych znalazło się sześciu wysokich rangą dowódców Korpusu Strażników Rewolucji, w tym zastępca komendanta tej elitarnej formacji, liczącej 125 tys. ludzi, gen. Nur-Ali Szusztari, jak również dowódca Strażników Rewolucji w prowincji. Do przeprowadzenia ataku przyznała się organizacja Dżundullah (Żołnierze Boga), niewielkie ugrupowanie terrorystów, walczących według własnych deklaracji o prawa sunnickiej ludności Beludżystanu. Dżundullah czerpie także znaczne zyski z handlu narkotykami i ma powiązania z sunnickimi dżihadystami Al Kaidy, którzy nienawidzą szyickich „odszczepieńców” (w Iranie rządzą szyiccy ajatollahowie). W maju br. dżundullahowie dokonali zamachu na szyicki meczet w mieście Zahedan, które jest stolicą prowincji Sistan-Beludżustan, powodując 25 ofiar śmiertelnych. 18 osób podejrzanych o udział w tym ataku zginęło na szubienicy. Zamach z 18 października wstrząsnął Iranem. Przewodniczący madżlisu (parlamentu) Ali Laridżani oskarżył „siły zewnętrzne”, przede wszystkim Stany Zjednoczone, o inspirowanie zamachowców. Prezydent Iranu, Mahmud Ahmadineżad, próbował zmniejszyć napięcie i zarzucił udział w ataku nie państwom Zachodu, lecz pakistańskim służbom specjalnym. Teheran zażądał od Pakistanu wydania przywódcy dżundullahów, którym jest Abdul Malik Rigi. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w Islamabadzie odpowiedziało, że to niemożliwe, ponieważ Rigi ukrywa się w Afganistanie. Wcześniej Pakistan wydał Teheranowi brata szefa dżundullahów, Abdula Hamida Rigi. Irańczycy skazali go na karę śmierci. Przed sądem Hamid Rigi przyznał, że Żołnierze Boga byli szkoleni i finansowani „przez syjonistów i CIA” (aczkolwiek w obcęgach wymiaru sprawiedliwości Iranu zapewne każdy przyznałby się do wszystkiego). Irańscy generałowie nie mają wątpliwości, że „zamachowcy byli wspierani przez amerykański i brytyjski wywiad”, jak powiedział dowódca Korpusu Strażników Rewolucji, Mohammed Ali Dżafari. Według komunikatu korpusu, terroryści korzystali z poparcia Wielkiego Szatana (USA) oraz sprzymierzonej z nim Wielkiej Brytanii. Wojskowi zapowiedzieli odwet. Teherański dziennik „Kayhan” określił zamach terrorystyczny w Piszin jako nową zbrodnię Mosadu, izraelskiego wywiadu. Zdaniem gazety, izraelskie satelity szpiegowskie mogły wytropić samochody wiozące Strażników Rewolucji. Departament Stanu USA odrzucił wszelkie oskarżenia o współudział w zamachu. Niemniej jednak informacje o związkach zachodnich służb specjalnych z dżundullahami napłynęły w ubiegłych latach z wielu źródeł. W lipcu 2008 r. renomowany amerykański dziennikarz i laureat Nagrody Pulitzera, Seymour Hersh, przedstawił obszerną analizę tajnych operacji służb specjalnych USA przeciwko Iranowi. Robert Baer, były wysoki funkcjonariusz CIA, opowiedział Hershowi, że Waszyngton popiera rebeliantów w Beludżystanie, w tym Dżundullah. „To ironia historii, że znów współpracujemy z sunnickimi fundamentalistami, tak, jak robiliśmy to w latach 80. w Afganistanie”, dziwił się Baer. Pewien pracownik Pentagonu przyznał, że USA popiera przeciwko teokracji mułłów
Tagi:
Marek Karolkiewicz









