Ciągle się uczę

Ciągle się uczę

Aktorskie nadzieje Walczę z ambicją bycia najlepszą we wszystkim. Mam być dobra w dwóch, trzech rzeczach. Wystarczy Rozmowa z Magdaleną Kumorek – Czy dyplom magisterski ma pani już w kieszeni? – Nie. Szkołę jako taką ukończyłam, natomiast jeszcze nie napisałam pracy magisterskiej. – Dlaczego? – Bo pojawiły się niespodziewane komplikacje. Miałam taką możliwość, żeby pracę bronić rok wcześniej. Wybrałam sobie temat: „Andrzej Seweryn” i zabrałam się do pisania. We wrześniu ubiegłego roku moja praca wymagała właściwie tylko dopieszczenia, czyli spotkania z panem Sewerynem i uściślenia jednego z rozdziałów. Zadzwoniłam do niego do Francji, żeby się dowiedzieć, kiedy będzie w Warszawie. Umówiliśmy się na konkretny termin. Niestety, nasze spotkanie nie doszło do skutku, bo kiedy on przyjechał do Warszawy, ja musiałam wyjechać na zdjęcia do filmu Ryszarda Bugajskiego „Święta polskie”. Kiedy wróciłam, pana Andrzeja już nie było. A dwa miesiące później została wydana książka o nim, więc muszę zmienić temat. – Z jakimi ocenami przeszła pani przez studia? – Zaczynałam, jak prawie każdy, od oceny dostatecznej. Dostałam lekcję pokory. Potem było coraz lepiej, a pod koniec całkiem dobrze. – Bez żalu opuszcza pani akademię? – Wydaje mi się, że mój czas tam już się skończył. Wyciągnęłam ze szkoły tyle, ile mogłam. Mam przeświadczenie, że pewien etap życia został definitywnie zamknięty. – Te cztery lata studiów to… – …czas nauki o sobie samej. – Skąd pani pochodzi? – Z Gliwic. – Dlaczego wybrała pani Warszawę, a nie Kraków? Przecież w Krakowie też jest wyższa szkoła teatralna? – Nie znam odpowiedzi. Kiedy zdecydowałam się na studia aktorskie, od razu miałam wewnętrzne przeświadczenie, że muszę znaleźć się w Warszawie. I tak się stało. – Metafizyka? – Chyba tak. – Co zapamiętała pani z egzaminu? – Że było to wielkie przeżycie. Niektórych momentów w ogóle nie pamiętam. Mam luki. Widocznie tak weszłam w granie, że mi się wyłączyła kontrolka. Natomiast utkwiło mi w pamięci ciepłe spojrzenie pana Englerta, które dodawało otuchy. Myślę, że trzyetapowy egzamin przeżyłam jakoś z pomocą studentów akademii, którzy mówili mi, co mam zrobić po wejściu na salę, do kogo skierować się z określonym tekstem, jak się ubrać. To były dla mnie bardzo ważne informacje. – A ten moment, gdy zobaczyła pani swoje nazwisko na liście przyjętych? – Nie uwierzyłam. Długo trwało, zanim to do mnie dotarło. Chyba dopiero w październiku, kiedy przyszłam na inaugurację roku akademickiego, zrozumiałam, że coś się rzeczywiście spełniło. – Dziś jest już pani absolwentką uczelni. Z jakim uczuciem stanęła pani po raz pierwszy na scenie Collegium Nobilium, grając w spektaklach dyplomowych? – Z ogromną tremą. Zresztą ja zawsze się denerwuję. Czasem wydaje mi się, że w ogóle nie wyjdę na scenę, bo nic nie potrafię, nie pamiętam tekstu. Ogarnia mnie popłoch i przerażenie: „Po co ja to wszystko robię?”. Na szczęście taki stan trwa tylko sekundę. Mówię sobie: „Bez przesady, Magda. Tyle pracy włożyłaś w to całe przedsięwzięcie, weź się w garść”. Biorę głęboki oddech, wychodzę na scenę i wszystko mija. – Czy już pomyślała pani: „Jestem aktorką”? – Nie. Ja przecież dopiero zaczynam. I ciągle się uczę. – Jakie cele sobie pani stawia? – Chciałabym mierzyć się z trudnymi wyzwaniami, rozwijać się. Do tej pory przeważnie byłam obsadzana w rolach ciepłych dziewczyn. Dla odmiany chciałabym zagrać coś krańcowo odmiennego. Żeby sprawdzić, czy potrafię. Bo może nie potrafię? Nie wiem. A za jakiś czas chciałabym osiągnąć pozycję zawodową, która pozwoliłaby mi decydować o doborze ról. Żeby się nie powtarzać, nie powielać siebie. – Jest pani ambitna? – Nawet bardzo. To mi ciąży. Nieraz ambicja podpowiada: „Zrób to” lub „Zrób tamto”, a rozsądek mówi: „Odpuść sobie”. Zdarza się, że dostaję wiele propozycji. Najchętniej przyjęłabym wszystkie, aby się sprawdzić i ewentualnie móc sobie powiedzieć: „Widzisz, jaka jesteś dobra”. Ambicja kusi, choć wiem, że sprawdzanie się na siłę nie ma sensu. Uświadomiła mi to Stanisława Celińska: „Nie wolno sobie wmawiać, że we wszystkim masz być najlepsza. Nie! Masz być dobra w tym i w tym, a w tamtym wcale nie musisz być

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 36/2002

Kategorie: Kultura