Cień Wąsacza

Postura ministra Wąsacza jest dość mizerna, a więc i rzucany przez niego cień nie jest mimo wszystko zbyt duży. Nie tak f duży w każdym razie, aby nic z poza niego nie było widać. A są , , to rzeczy godne zastanowienia.

Walka o zdymisjonowanie min. Wąsacza (której finału, w chwili gdy to piszę, jeszcze nie znam) nie wydaje się zwyczajną przepychanką o posady, lecz dotyka spraw zasadniczych. Jak wysoka zaś jest tu stawka, dowodzi choćby to, że w walce tej padają ofiary w ludziach, co widzieliśmy na przykładzie wnioskodawcy odwołania Wąsacza, posła Gabriela Janowskiego Poseł Janowski, jak twierdzą medycy, tknięty został bowiem jakąś zupełnie nową, nieznaną dotąd, odmianą grypy i grypowej gorączki. Dotychczas grypa we wszystkich swoich znanych przejawach a któż z nas nigdy nie miał grypy? – powodowała u chorych raczej ospałość i osłabienie, nie zaś nadzwyczajne ożywienie, podskoki i całowanie po rękach, jak objawiła się ona nieoczekiwanie u posła Janowskiego. Ale medycyna jest pełna zagadek i nie nam je tu rozstrzygać możemy się tylko dziwować egzotyczności tej choroby.

Wracając zaś do min. Wąsacza, dwie co najmniej sprawy warte są tu zauważenia w jego cieniu.

Pierwsza z nich jest natury etycznej i jest nią pytanie, przed kim właściwie odpowiadają posłowie przed swoimi wyborcami, którzy obdarzyli ich zaufaniem, czy też przed swoją partią i klubem poselskim? Nie ulega bowiem wątpliwości, że wniosek o odwołanie min. Wąsacza z rządu, zgłoszony przez kilkudziesięciu posłów z AWS pod wodzą Janowskiego właśnie, jest w stosunku do struktur partyjnych i klubowych rokoszem. AWS więc ma wszelkie podstawy, aby tych zbuntowanych posłów karcić, przywoływać do porządku, dyscyplinować, wreszcie usuwać z klubu. Z drugiej jednak strony, nie można przecież wykluczyć, że tych zbuntowanych posłów nie poruszyło jak się sugeruje -jakieś lobby, cukrownicze czy rolne, ale po prostu sumienie. Oto bowiem obiecywali oni swoim wyborcom wiele rozmaitych, pięknych rzeczy, między innymi mądrą i przemyślaną prywatyzację, a teraz muszą świecić

przed nimi oczami. Za swój rząd, za swoją partię. A więc co w tym jest ważniejsze dyscyplina czy sumienie? Trudno to rozstrzygać i jest to prawdziwy dylemat, zwłaszcza gdy ma się w pamięci, ilu to ludzi dokonało rzeczy amoralnych i wątpliwych właśnie w imię wierności

własnej partii…

Nie łudźmy się, że ten mechanizm przestał działać w chwili, gdy tamta partia przestała istnieć. Działa on zawsze, dopóki istnieje jakakolwiek partia i jakakolwiek władza.

W czym mogło ruszyć sumienie zbuntowanych posłów AWS-u?

Jest to sprawa bardziej skomplikowana, którą jednak należy choć z grubsza naszkicować. Niedawno usłyszałem od niektórych moich kulturalnych znajomych, że za dużo tu piszę o sprawach gospodarczych lub politycznych, za mało zaś o kulturze, o której też niejedno jest do napisania. To prawda, niestety, jednak ciągle uważam, że w tych mniej ciekawych sprawach ekonomicznych i politycznych rozstrzyga się teraz oczekująca nas przyszłość, którą kultura pewnie przetrwa, ale czy przetrwa cała reszta, tego dalibóg nie wiadomo.

Otóż drugą sprawę, kryjącą się w cieniu Wąsacza, wyjaśnił możliwie najprzystępniej w „Gazecie Wyborczej” (4 stycznia br.) nieznany mi bliżej p. Maciej Olex-Szczytowski, w dodatku pracownik Dresdner Banku, żeby było śmieszniej. Twierdzi on mianowicie, że to, co robi w kwestii prywatyzacji właśnie Wąsacz – ale przecież nie on sam i nie bez instrukcji aktualnego szefa naszej gospodarki jest konsekwentnym sprowadzaniem Polski do roli podwykonawcy wobec wielkich światowych firm i systemów bankowych. Ktoś polemizując z Olex-Szczytowskim w tejże ”Gazecie”, argumentował, że całkiem nieźle jest być podwykonawcą, jeśli tylko jest z tego praca i zarobki, ale p. Olex-Szczytowski utrzymuje, że Polska jest w tej sytuacji, że nie musi już sprzedawać swego majątku, w tym banków, za wszelką cenę, lecz może rozglądać się za poważnymi zagranicznymi kapitałami, przebierając między nimi i dbając oto, aby nasze znaczące firmy nie traciły swojej osobowości. A więc, innymi słowy, chodzi o to, aby nasze firmy czy nasze banki mogły występować nadal na rynkach światowych jako samodzielne podmioty, mieszczące w sobie także kapitał zagraniczny, nie zaś po prostu jako filie czegoś, czego centrala mieści się w Berlinie, Madrycie czy wręcz w Seulu.

Niedawno dwaj byli ministrowie od prywatyzacji, p. Janusz Lewandowski z UW i p. Wiesław Kaczmarek z SLD, obaj mimo różnic partyjnych uchodzący za liberałów, wypowiedzieli się zgodnie, że w sprawie Wąsacza ”nie chcą dolewać oliwy do ognia” i że minister prywatyzacji, jaki by nie był, zawsze znajdować się musi pod obstrzałem opinii. Jest w tym ujmująca solidarność zawodowa prywatyzatorów, pytanie jednak, skąd to fatum nad prywatyzacją? Otóż myślę że stąd właśnie, iż nikt dotąd nie zadał na głos pytania, czy naprawdę robimy to prawidłowo i w jedyny możliwy sposób.

Kto wie, może takie właśnie pytanie chcieli postawić obecnie zbuntowani posłowie z AWS-u? Ale pech chciał, że Gabriel Janowski dostał nagle tej swojej zupełnie nieznanej grypy, wcześniej poseł Goryszewski, dotąd uchodzący za wytrwanego ekonomistę, okazał się nagle krętaczem i aferzysta, gdy tylko powziął jakieś wątpliwości w kwestii rządowego budżetu, można się też zapytać, kto będzie następny?

Bo że będzie, jest więcej niż prawdopodobne. Rozgrywka jest wysoka, poważna, zbliżające się wybory zarówno prezydenckie, jak i parlamentarne, każą rządzącej koalicji myśleć o pieniądzach nie tylko na kampanię wyborczą, ale także i na to, aby tu i ówdzie podsypać grosza, poprawiając w ten sposób fatalne notowania rządu w opinii społecznej. A więc dopóki jeszcze jest co sprzedać, a czas nagli, nie można zbytnio wybrzydzać w poszukiwaniu klientów i metod prywatyzacji. Trzeba bronić Wąsacza.

A potem?

”Jakoś to będzie”, jak zwykle. Mizerna figura ministra Wąsacza rzuca cień zbyt krótki, aby nie było tego widać całkiem wyraźnie.

KTT

 

Wydanie: 04/2000, 2000

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy