Pułkownik Chwastek chciał być generałem. Takie marzenia mają i inni oficerowie Obiad drawski raz jeszcze, rokosz w żołnierskiej kadrze czy po prostu indywidualny odruch niezadowolenia pominiętego w awansie oficera? Tzw. bunt płk. Ryszarda Chwastka, do niedawna dowódcy 12. Dywizji Zmechanizowanej stacjonującej w Szczecinie (który zarzucił kierownictwu MON „mafijne metody awansowania” oraz brak dbałości o kadrę), przypadł na moment, kiedy i tak w wojsku – co dla wtajemniczonych nie jest sekretem – atmosferę podgrzewały emocje związane z tradycyjną, coroczną ceremonią mianowania nowych generałów. Od kilku lat data 15 sierpnia, gdy prezydent Rzeczypospolitej wręcza – przy okazji obchodów rocznicy bitwy warszawskiej 1920 r. – nominacje generalskie, jest dla jednych oficerów okazją do świętowania, dla innych czasem goryczy i zawodu, bo wężyki i gwiazdki ich omijają. Jak zatem było z Ryszardem Chwastkiem? On sam zaprzecza publicznie, by kierowało nim przede wszystkim pominięcie drugi rok z rzędu w generalskich nominacjach, kiedy – łamiąc obowiązujące w każdym wojsku reguły – zwołał konferencję prasową i wypowiedział posłuszeństwo ministrowi obrony oraz wyższym od siebie dowódcom. Tłumaczy, że nie chciał pogodzić się z propozycją przeniesienia do Warszawy, do Dowództwa Wojsk Lądowych, a także z oskarżeniami, że niewłaściwie gospodarował dywizyjnym funduszem zapomóg oficerskich i nagród. Ale równocześnie nie ukrywa, że uważa, iż podjęta w lipcu przez dowódcę wojsk lądowych, gen. Edwarda Pietrzyka, decyzja odwołania go ze stanowiska dowódcy 12. Dywizji Zmechanizowanej miała m.in. na celu „zrobienie miejsca” na tym stanowisku dla jakiegoś jednogwiazdkowego generała z Warszawy. Jaka jest prawda? Po pierwsze – dopóki nie został oczyszczony z zarzutów w sprawie gospodarowania funduszem nagród i zapomóg – płk Chwastek, choć uznawany od lat za bardzo sprawnego oficera i zbierający pochwały za kierowanie swoją jednostką, nie miał szansy na generalską nominację. Po drugie – zobowiązania, które przyjęliśmy po wejściu do NATO, sprawiają, że najpóźniej od przyszłego roku takim związkiem taktycznym jak dywizja powinien, a nawet musi dowodzić generał, a dokładnie generał dywizji (dwie gwiazdki), a więc Chwastek pozbawiony nominacji i tak musiałby zostać odwołany ze swojej funkcji. Brygadami będą dowodzić generałowie brygady (jedna gwiazdka). W polskich warunkach niełatwo jednak – już niezależnie od skandalu wywołanego przez płk. Chwastka – ten stan osiągnąć. Proces etatyzacji kadry oficerskiej, tzn. połączenia zajmowanego stanowiska z liczbą gwiazdek na pagonach, idzie powoli i z oporami. Pułkownicy (jak Chwastek) zajmują stanowiska generalskie, a generałowie zdarza się, że etaty pułkownikowskie. W ostatnich tygodniach kierownictwo MON podjęło próbę przyspieszenia porządkowania tej sytuacji. Niemal w ostatniej chwili, w lipcu, zmieniono kilku dowódcom brygad, którzy 15 sierpnia dostaną po pierwszej generalskiej gwiazdce, etaty pułkowników na generalskie. Także po to, by – jak tłumaczą w MON – lampasy i wężyki zacząć kojarzyć ze związkami taktycznymi w terenie, a nie karierą, która dotąd popychała ambitnego oficera do starań o awans do sztabu i dopiero tam czekania na szlify generała. Równocześnie w samym Sztabie Generalnym aż 18 dotychczasowych etatów generalskich, na stanowiskach dowódców zarządów SG, zamieniono na etaty… pułkowników (choć większość z nich zajmują obecnie generałowie), wprowadzając w zamian jedynie „generalskie” etaty zastępców dowódców sześciu zarządów generalnych (od tzw. P-1 do P-6). Szefostwo MON i sam prezydent dołożyli w tym roku starań, by do ostatniej chwili uniknąć frustracji i przepychanek przy nominacjach, co zdarzało się nagminnie w okresie rządów AWS – m.in. ogłoszono decyzje prezydenta z trzytygodniowym wyprzedzeniem. Jak zawsze jednak obok szczęśliwców znaleźli się i ci, dla których generalskich gwiazdek zabrakło. Stało się tak m.in. w Sztabie Generalnym, gdzie na pewno na kolejną gwiazdkę (ponieważ zajmują stanowiska szefów zarządów P-2 i P-3, czyli generałów dwugwiazdkowych) mieli prawo liczyć: jeden z najzdolniejszych młodych dowódców, gen. bryg. Franciszek Gągor (właśnie wrócił po kolejnych studiach strategicznych w USA) oraz gen. bryg. Andrzej Ekiert. Także w samej strukturze MON co najmniej dwóch pułkowników czeka od kilku lat na awans generalski wynikający z zajmowanych przez nich stanowisk dyrektorów departamentu. W dziesiątkach kontaktów międzynarodowych ich odpowiednicy to generałowie, a w każdej armii źle rozmawia się podczas negocjacji oficerom nierównym stopniem. Na gwiazdkę miał
Tagi:
Kazimierz Troicki









