Co dla naszej gospodarki oznacza słaby dolar?

Co dla naszej gospodarki oznacza słaby dolar?

Prof. Wiesława Ziółkowska, b. członek RPP
Wszystko zależy od struktury eksportu i importu. U nas większość eksportu jest do Unii Europejskiej, import zaś ze strefy dolarowej. Okazuje się, że w dłuższym czasie, np. od półtora roku do dwóch lat, to może być dla gospodarki pozytywne. Już w 2001 r. ekonomiści uważali umacnianie się złotówki za zagrożenie eksportu, a on wzrastał jak burza. Wszystko więc zależy od kierunków eksportu, od tego, jak długo tendencja ta będzie się utrzymywała i jaka będzie różnica między euro a dolarem.

Piotr Aleksandrowicz, redaktor naczelny dwutygodnika „Business Week”
Słaby dolar to objaw strukturalnej słabości gospodarki światowej i większe ryzyko wywołuje na globalnym rynku finansowym, co dotyczy nie tylko polskiej gospodarki, lecz każdej. W USA może oznaczać podniesienie stóp procentowych, co zmniejsza szansę na szybszy rozwój Europy Zachodniej. Mocny złoty to pozytywna wiadomość, bo oznacza silną presję na konkurencyjność, modernizację przedsiębiorstw i zmiany strukturalne. Ważniejszy dla nas jest mocny złoty niż słaby dolar, ale to wyrównuje ceny i podnosi siłę nabywczą pieniądza. Zarabiamy już średnio 800 dol. miesięcznie. Kto by pomyślał o tym kilka lat temu? Słabość dolara ułatwia łagodzenie skoków podażowych głównych surowców. W tej sytuacji łatwiej dać sobie radę z wysokimi cenami surowców, bo wzrost tych cen jest mniejszy, a wszystkie surowce rozlicza się w dolarach.

Grzegorz Wójtowicz, doradca prezesa NBP
Już takie sytuacje ze wzmocnieniem złotego w stosunku do walut obcych mieliśmy. W latach 2000-2001 wzmocnienie w kategoriach realnych przekraczało 20%. Wszyscy załamywali ręce, że załamie się eksport, ale on sobie dobrze dał radę, bo sektor eksportowy dostosował się do gospodarki rynkowej i system to wytrzymał. W latach 2002-2003 osłabienie złotego pomagało eksporterom, a utrudniało importerom. Od wiosny 2004 r. na powrót złoty się wzmacnia. W ostatnich miesiącach zagrały trzy czynniki: strukturalne osłabienie dolara związane z wysokim deficytem w USA, które wynosi ok. 4- 4,1% amerykańskiego PKB i problemy w bilansie płatniczym. Osłabienie dolara w relacji do euro (11%) przeniosło się na złotego. Drugi czynnik związany jest z członkostwem w UE, dzięki czemu Polska jest postrzegana jako kraj mniejszego ryzyka w handlu i wyższego wzrostu gospodarczego, lepszej sytuacji budżetowej i korzystniejszego bilansu płatniczego. Czy eksporterzy mogą mieć kłopoty? Ten sektor został już w poważnym stopniu zrestrukturyzowany, wzrosła w nim wydajność pracy, obniżono koszty, a poza tym firmy głównie rozliczają się w euro. Dadzą sobie radę. Słaby dolar nie cieszy eksporterów, ale w poprzednim okresie mieli znakomite wyniki, pogorszenie warunków nie oznacza tu katastrofy, natomiast wzmocnienie złotego potania nasz import i to przyniesie korzystne obniżenie inflacji, np. z 4 do 3%. Nie oznacza to ruchu cen w dół, ale powolniejszy ich wzrost. W takich warunkach wiele firm musi się lepiej dostosowywać, restrukturyzować, uczyć się rynku.

Waldemar Tevnell, prezes Bonnier Business (Polska), wydawca „Pulsu Biznesu”
Import tanieje, a eksport może cierpieć na tym. Jest to przemyślana strategia Amerykanów, aby zdobywać rynki chińskie, bo im dolar tańszy, tym lepsza pozycja konkurencyjna amerykańskich towarów i technologii w Chinach. W Polsce mimo to eksport żywności wciąż się utrzymuje – ceny mamy niskie i nawet produkcja wciąż nie nadąża za zamówieniami. Nie martwiłbym się poziomem dolara, choć ryzyko, że to się odbije na wzroście gospodarczym i bilansie handlowym, istnieje, zwłaszcza gdyby dolar jeszcze spadł o 20-30%. Moim zdaniem, rząd jednak nie będzie interweniował, jeśli rynek giełdowy będzie nadal ciekawy, a obok ofert PKO BP na giełdę wejdzie PZU.

Stanisław Nieckarz, członek Rady Polityki Pieniężnej
W ekonomii są zawsze dwie strony. Słaby dolar czy mocna złotówka w stosunku do euro i dolara oznacza, niższą inflację, niższe wydatki na obsługę długu zagranicznego. Ale jest druga strona tego medalu, bo mocny złoty zmniejsza opłacalność eksportu i zwiększa atrakcyjność importu. Import niestety nie tworzy miejsc pracy, czyli trudniej wtedy walczyć z bezrobociem, rośnie deficyt w handlu zagranicznym, bo motywacja do importu jest większa niż do eksportu. W efekcie rośnie zadłużenie zagraniczne w kraju, jest zapotrzebowanie na wyższe kredyty. Niech sobie każdy wybierze, co chce. Rada Polityki Pieniężnej jest zainteresowana niską inflacją, czyli mocną złotówką, ale przedsiębiorca i eksporter mogą mieć do tego inne podejście. Wyznawca „jednej religii” powie, że to dobrze, wczasy za granicą są tańsze i mniej zapłacimy za kredyty w walutach obcych (ale po jakie licho zaciągasz takie kredyty). Wyznawca „drugiej strony” powie, że to osłabia wzrost gospodarczy. Nikt jednak na razie poważnie nie wyliczył do jakiego poziomu może się bezpiecznie umacniać złotówka. Z sondaży wynika, że jest to 4,1 zł za euro, ale to oznacza tylko tyle, że wtedy połowa eksportu jest nieopłacalna, a połowa opłacalna. Kij ma dwa końce.

Roman Młodkowski, publicysta ekonomiczny TVN, prowadzi magazyn „Fakty, ludzie, pieniądze”
Sam szukam wyjaśnienia tej kwestii i nikt nie potrafi mi odpowiedzieć. W każdym razie nie uzyskałem satysfakcjonującej odpowiedzi od naszych analityków. Wiadomo, iż przytłaczająca większość eksporterów będzie traciła, zwłaszcza jeśli złoty będzie bardzo mocny bardzo długo. Jednak eksporterzy są w stanie efektywnie złagodzić wpływ waluty, bo oni wygrywają nie dzięki kursowi, lecz sile konkurencyjnej swoich przedsiębiorstw. U nas wszystko powinno być i tak tańsze niż na Zachodzie. Teraz są tańsze bilety do Chicago, ale wzrost gospodarczy może być utrudniony. Czy jednak są powody do niepokoju? Może RPP będzie interweniować zmianą stóp procentowych, bo nie będzie wyjścia? Generalnie jednak banki centralne, poza Bankiem Japonii, powstrzymują się od interweniowania, nie mają odwagi ryzykować starcia z rynkiem walutowym.

Marek Profus, biznesmen, szef Profus Management
Czy warto powtarzać, że to dla turystów za granicą dobrze, a dla przyjeżdżających gorzej? Nie widzę jednak zagrożenia dla gospodarki, bo np. większość eksportu idzie do strefy euro, a import rozliczamy w dolarach. Dostrzegam pewne plusy i w tym, że za gaz i ropę płacimy w dolarach oraz że teraz warto spłacać nasze zadłużenie dolarowe, bo pół roku temu trzeba by zapłacić 20% więcej. Nie widzę więc ani sytuacji własnej firmy, ani całej gospodarki w czarnych kolorach. Trzeba tylko umieć poszukiwać pozytywnych aspektów i elastycznie reagować przy najmniejszych ruchach, dostosowywać się do tych sytuacji, na które nie mamy wpływu. Nasza gospodarka jest zbyt mała, aby mogła niwelować światowe kursy dolara.

Konrad Marchlewski, dyrektor ekonomiczno-finansowy firmy Atlas
Za ważniejszy od słabego dolara uznałbym kurs euro w stosunku do złotego, ponieważ większość transakcji zagranicznych naszej firmy jest rozliczana w euro. Na razie jestem spokojny. Aprecjacja złotego nie rodzi ryzyka, którego skutkiem byłoby pogorszenie naszych wyników, przynajmniej dopóki nie przynosi to negatywnych konsekwencji makroekonomicznych. Wynika to ze struktury bilansu Atlasa i dotyczy wszystkich firm, które importują surowce, a sprzedają w złotych. Aby uniknąć zagrożeń kursowych, Atlas stara się utrzymywać zrównoważone pozycje bilansowe w różnych walutach.
Jeśli chodzi o skutki dla całej gospodarki, to znaczna część polskiego handlu zagranicznego jest rozliczana w euro i tu, w skali makro, tendencje zmian kursów tej waluty również mają większe znaczenie. Natomiast jeśli chodzi o słabego dolara, to kompensuje on światową tendencję wzrostu cen surowców i wpływa korzystnie na spłatę zadłużenia Polski, ponieważ większość długów rozliczamy właśnie w dolarach.

Wydanie: 2004, 51/2004

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy