Hip-hop był ostatnim wyraźnym buntem młodzieży, która zderzyła się z rzeczywistością po transformacji ustrojowej W tej historii jest wszystko, co powinno składać się na trzymającą w napięciu opowieść o młodym pokoleniu czasu przełomu: industrialny krajobraz blokowisk, zbuntowani bohaterowie szukający swojego miejsca w nieprzychylnej polskiej rzeczywistości, ubrany w hiphopowe rymy manifest, który stał się hymnem tej generacji, samobójcza śmierć centralnej postaci, rodzący się do życia show-biznes, który sztukę rozmienił na pieniądze, tłumiąc pragnienia artystów-samorodków. Jest także narrator, który znaczną część swojego życia poświęcił na ocalanie od zapomnienia fenomenu hiphopowego tria ze Śląska, któremu na imię Paktofonika. \”Jestem Bogiem/ Uświadom to sobie / Ty też jesteś Bogiem / Tylko wyobraź to sobie\” – melodeklamowali, a wraz z nimi inni tzw. blokersi w całej Polsce. Historia ta wydarzyła się naprawdę na przełomie wieków. W wydanej właśnie w przewodnikowej serii \”Krytyki Politycznej\” książce \”Paktofonika\” znajdziemy dwa łączące się ze sobą bloki tematyczne: znakomicie napisany przez Macieja Pisuka scenariusz do fabularyzowanego dokumentu o życiu młodych ludzi z Katowic i Mikołowa, którzy powołali do życia Paktofonikę, a jednocześnie o dwóch ostatnich latach życia nieformalnego lidera tej formacji, Magika (Piotra Łuszcza), oraz wywiad z autorem, w którym opowiada o trwającej kilka lat batalii o zrealizowanie swojego scenariusza, walce z instytucjonalną kinematografią i jej beneficjentami, prywatnej wojnie z nieprzychylną mu popkulturową rzeczywistością. Redakcja wydawnictwa zaznaczyła przy tym, że niektóre fragmenty tej demaskatorskiej rozmowy opublikowała na własną odpowiedzialność, przy braku aprobaty ze strony autora. Historia Paktofoniki jest symboliczna o tyle, że w jakimś sensie zawiera w sobie wszystkie składniki potrzebne do opisania zjawiska zwanego polskim hip-hopem, a więc pokolenia, które wchodziło w dorosłość w latach 90., po fali punk rocka lat 80., a zostawiło po sobie pustkę, do dziś niewypełnioną. Nie ma się co łudzić, hip-hop był ostatnim wyraźnym buntem młodzieży, która zderzyła się z rzeczywistością po transformacji ustrojowej. Bieda, brak perspektyw zawodowych, smutek wielkich blokowisk, szara codzienność, rodzące się nadzieje skazane na klęskę, mocne słowa – to koloryt ciążący nad tym pokoleniem. O ile punkowcy machali sztandarami z napisami \”No Future\” (Bez przyszłości) lub śpiewali o \”młodości walczącej\” (bo w jakąś przyszłość trochę wierzyli), o tyle hiphopowcy zamknęli się we własnym getcie, które otaczał wrogi świat, wobec którego należało się jakoś opowiedzieć. I w tym wypadku można było iść dwiema ścieżkami: okupować osiedlowe ławki i pogrążać się w podsycanej nielegalnymi używkami apatii albo szukać spełnienia w działalności artystycznej, jak to zrobili właśnie członkowie Paktofoniki, zespołu, który wprawdzie wydał tylko jedną płytę nagraną w na poły amatorskich warunkach, ale stał się w swoim czasie bardzo popularny (Fryderyk dla najlepszego zespołu hiphopowego 2001 r.). \”Jestem Bogiem / Uświadom to sobie / Ty też jesteś Bogiem / Tylko wyobraź to sobie\” – te słowa znakomicie oddawały niepokoje pokolenia, które przekonało się, że skoro nikomu i w nic nie można wierzyć, to przynajmniej trzeba wierzyć w siebie. Chłopcy z Paktofoniki – Magik, Fokus (Wojciech Alszer) i Rahim (Sebastian Salbert) – wierzyli. Przynajmniej do czasu samobójczej śmierci Magika, który osiem dni po wydaniu debiutanckiego albumu \”Kinematografia\”, 26 grudnia 2000 r. o 6.15 rano, wyskoczył z dziewiątego piętra swojego mieszkania w Katowicach-Bogucicach, zostawiając żonę Justynę i trzyletniego wówczas syna Filipa. Miał 22 lata. Scenariusz Macieja Pisuka w niezwykle drobiazgowy sposób opowiada tragiczną historię śląskiej grupy, jednak autor – który zdobywał informacje niczym reportażysta, przenosząc swoje życie do Katowic, gdzie na wiele lat nawiązał bliski kontakt z żyjącymi członkami Paktofoniki oraz rodziną zmarłego – umieścił ją w szerszym kontekście własnych doświadczeń. O ile Magik stał się dla niego kimś w rodzaju współczesnego Mateusza Birkuta, o tyle on sam dość ryzykownie z punktu widzenia proporcji postawił się w pozycji granej przez Krystynę Jandę Agnieszki z \”Człowieka z marmuru\” Andrzeja Wajdy, której aparat upartyjnionej telewizji rzuca kłody pod nogi, by tylko odwieść ją od zajmowania się swoim bohaterem. \”Niesamowite było (…) to – mówi Pisuk – że trójka chłopaków z technikum, gdzieś z Bogucic i Mikołowa, praktycznie bez jakichkolwiek kontaktów i wsparcia, nagrywa w pokoju w bloku na najprostszym sprzęcie genialną płytę,
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









