Sprawiedliwość społeczna nie musi oznaczać egalitaryzmu, a więc zasady: wszystkim po równo Od wielu tygodni lewica jest w centrum zainteresowania całkiem pokaźnej grupy publicystów, i to nie tylko tych, którym bliskie są ideały tej strony sceny politycznej. Część wypowiadających się nie widzi przyszłości dla tej formacji politycznej (por. Jacek Żakowski: „Lewica czy martwica”, „Polityka” nr 9/2008, Bronisław Geremek: „Czy LiD ma przyszłość?”, „Gazeta Wyborcza” 13.03.2008 itp.). Część uważa, że lewica powinna ewoluować w stronę centrum (por. Janusz Reykowski: „Ocena wyniku wyborów i perspektywy centrolewicy”, „Przegląd” nr 8/2008). Część dyskutujących toczy wreszcie batalię, jak pozbyć się na lewicy „starych” działaczy i pełnię władzy przekazać dwudziesto-, trzydziestolatkom. „Starych” opatrzyłem cudzysłowem, bo nie o wiek tu tylko chodzi, lecz głównie o udział w establishmencie kolejnych Rzeczypospolitych. Uważam, że dyskusja ta nie zmierza w kierunku udzielenia prawdziwej odpowiedzi na pytanie, dlaczego lewica przegrała przedostatnie i ostatnie wybory do parlamentu. Spróbujmy więc zastanowić się nad fundamentalnymi problemami tej formacji politycznej. Komu potrzebna jest lewica? Czyich interesów ma bronić lewica? Pracodawców i ludzi kapitału, czy też pracowników najemnych, emerytów i rencistów, bezrobotnych i bezdomnych, rodzin wielodzietnych i samotnych matek? Czym lewica powinna zaprzątać sobie głowę – maksymalizacją tempa wzrostu dochodu narodowego, czy też sprawiedliwym tego dochodu podziałem? Moim zdaniem, pracodawcy mają aż za wielu obrońców swoich interesów; są to zarówno ich własne liczne organizacje (kluby) biznesowe, a także partie prawicowe, zaliczające do głównych celów swej działalności poprawę sytuacji materialnej bogatszej części społeczeństwa, jak również media, które już dawno utraciły bezstronność. Nie brakuje też podmiotów zainteresowanych wysoką dynamiką rozwoju gospodarczego. Należy do nich z pewnością rząd, którego statutowym obowiązkiem jest maksymalizacja tempa wzrostu produktu krajowego brutto. Podobny cel mają przedsiębiorstwa, banki i inne organizacje gospodarcze. Lewica nie musi w tych warunkach ani zabiegać o interesy pracodawców, ani wysuwać na pierwszy plan tempa rozwoju gospodarczego. Jej głównym zadaniem powinna być troska o podział efektów rozwoju gospodarczego. Lewica znaczy sprawiedliwość społeczna Jeden z uczestników toczącej się dyskusji o lewicy narzekał, że w przeciwieństwie do prawicy, która za pomocą łatwych haseł wytrychów trafia do społeczeństwa, lewica nie umie takich haseł sformułować. Moim zdaniem to błędna ocena. Hasłem takim było i pozostaje: sprawiedliwość społeczna równa się rozwój i dobrobyt. Nie jest prawdą, że w kapitalizmie rozwój gospodarczy musi się wiązać nierozerwalnie z pogłębieniem nierówności w dochodach, a zatem z większą niesprawiedliwością społeczną. Twierdzenie to, sformułowane przez Simona Kuznetsa, obowiązywało przez ponad pół wieku, od czasu, gdy w 1955 r. uznano je w USA za prawo ekonomiczne. Było to ważne narzędzie walki kapitału ze związkami zawodowymi, ograniczające żądania płacowe jakoby w interesie rozwoju gospodarczego. Pod koniec ubiegłego stulecia to pseudoprawo zostało jednak odrzucone, okazało się bowiem, że w wielu krajach zamiast hasła: rozwój versus równość zastosowano zasadę: równość i rozwój, co oznaczało, iż nie trzeba wybierać między sprawiedliwością społeczną a efektywnością i rozwojem gospodarczym. W ostatnim ćwierćwieczu ubiegłego stulecia potwierdziły to kraje o najmniejszych nierównościach społecznych; rozwijały się one najszybciej. Przy starym twierdzeniu pozostały Stany Zjednoczone i… Polska, gdzie do tej pory powtarza się nieaktualne już kanony ekonomii jako podstawę programów politycznych nie tylko partii prawicowych, lecz często niestety także lewicy. A wszystko to wynika z niedouczenia całych zastępów ekonomistów, hołubionych przez świeżo powstałą grupę pracodawców, dla których poprzednia dewiza: rozwój versus równość jest bardzo wygodna. Co znaczy „sprawiedliwość społeczna” Sprawiedliwość społeczna nie musi oznaczać egalitaryzmu, a więc zasady: wszystkim po równo. Praktyka potwierdziła zgubne skutki egalitaryzmu dla rozwoju gospodarczego, a pośrednio także dla poziomu życia ludności. Lewica z założenia powinna zatem pomagać najsłabszym materialnie grupom ludności, umożliwiając im należyty dostęp do ochrony zdrowia, oświaty i kultury. W sytuacjach niezbędnych lewica winna zapewniać pomoc finansową w postaci odpowiednich świadczeń społecznych. Pracownikom o najniższych zarobkach lewica powinna zapewnić płace minimalne, gwarantujące w miarę normalne życie, a nie egzystencję poniżej minimum socjalnego, a często poniżej minimum biologicznego. Lewica powinna też zadbać o emerytów i rencistów, nie pozostawiając ich własnemu losowi. Podobna uwaga dotyczy
Tagi:
Paweł Bożyk









