Kilka złotych za godzinę. Tyle się zarabia, ochraniając sąd lub sprzątając uniwersytet – Niestety, za psucie polskiego rynku pracy odpowiedzialne jest nasze państwo – stwierdza badająca to zjawisko Katarzyna Duda, ekspertka z Ośrodka Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle’a. Obsesja taniego państwa i lęk przed zarzutami o niegospodarność zrodziły w Polsce poważną patologię, która krzywdzi setki tysięcy ludzi. Instytucje publiczne zlecające pracę firmom zewnętrznym zachowują się jak cwaniaczek, który kombinuje, co by tu zrobić, żeby w cenie opla dostać jaguara. Efektem takich działań jest głodowe wynagrodzenie personelu pomocniczego. W lipcu zeszłego roku ochroniarz w Podkarpackim Centrum Chorób Płuc w Rzeszowie zarabiał 4,95 zł za godzinę. Takie przykłady można mnożyć. Państwo nie chce, żebyśmy płacili więcej Oczywiście to pracodawca prywatny wypłaca pensję i to on zatrudnia pracowników na śmieciówkach. Przedsiębiorcy tłumaczą się jednak, że nie mają wyjścia, bo w przeciwnym razie musieliby zwijać interes. Wszystko przez to, że instytucje publiczne, rozpisując przetargi, kładą nacisk na jak najniższą cenę i na szybkość realizacji zlecenia. Kontrakty zgarniają zatem ci, którzy żądają najmniejszej zapłaty. To zmusza firmy do konkurowania niskimi kosztami pracy. Tak się dzieje od lat, a najbardziej stratni są pracownicy. „Powszechnym stało się zatrudnianie ochroniarzy i personelu sprzątającego na umowy cywilnoprawne, co pozwalało obniżyć cenę i wygrać przetarg. Pracownicy tracili w ten sposób ubezpieczenie społeczne (emerytalne i chorobowe) oraz przywileje związane z etatem – m.in. płatny urlop czy normowany wymiar pracy”, czytamy w opracowaniu sporządzonym przez Konfederację Lewiatan. Pracodawcy z Lewiatana buntują się, bo od niemal półtora roku instytucje publiczne nie muszą już się kierować wyłącznie najniższą ceną. Nowelizacja ustawy Prawo zamówień publicznych, która weszła w życie w październiku 2014 r., dała podmiotom publicznym możliwość uwzględniania w przetargach również kryteriów jakościowych. Zaliczają się do nich klauzule społeczne. Na ich podstawie instytucja publiczna ma prawo wymagać od firmy przystępującej do przetargu zatrudniania swoich pracowników na etatach, jeśli wymaga tego charakter zlecanej pracy. W takiej sytuacji więcej punktów zgarniają ci pracodawcy, którzy zatrudniają na podstawie umowy o pracę. Widać więc wyraźnie, że celem ustawodawcy było ograniczenie wyzysku pracowników świadczących pracę w ramach outsourcingu (wyrównanie zarobków do wysokości pensji minimalnej) oraz zapewnienie im stabilniejszych warunków zatrudnienia. Jak wygląda realizacja klauzul społecznych w praktyce? – Stosowane są w zaledwie 3% przetargów publicznych. Fakultatywne przyzwolenie okazało się niewystarczające – przyznaje Marek Kowalski, ekspert Konfederacji Lewiatan i przewodniczący Doraźnego Zespołu ds. Zamówień Publicznych w Radzie Dialogu Społecznego. – Uważaliśmy, że skoro zamawiający oczekuje od firmy, że jej pracownicy będą wykonywali pracę w określonym miejscu, czasie i pod nadzorem, to będzie stawiał kropkę nad i, żądając, by pracodawca zatrudniał ludzi na podstawie umowy o pracę. Tak jednak się nie dzieje. Cały czas cena odgrywa najważniejszą rolę, a to uniemożliwia zwiększanie płacy. Pracodawcom brakuje pola manewru. Obecnie w branży ochroniarskiej pensje stanowią średnio 85-90% wartości całego kontraktu. Nieco lepiej jest w firmach świadczących usługi sprzątania, gdzie odsetek ten wynosi 75-80%. Marek Kowalski twierdzi, że pracodawcy z chęcią zatrudnialiby na umowach o pracę, gdyby instytucje zaczęły płacić za usługi tyle, ile kosztują one w rzeczywistości. – To byłoby uczciwe postawienie sprawy. Większa cena oznacza także wyższą jakość usług – mówi. – Przede wszystkim jednak skorzystaliby pracownicy. Pracodawca dużo chętniej inwestuje w osoby, które pracują na podstawie umowy o pracę, bo ma większą pewność, że zostaną w firmie na dłużej.< Starzy, biedni i przepracowani Konfederacja Lewiatan, chcąc przedstawić skalę patologii, sporządziła i przesłała do mediów listę instytucji publicznych, które w swoich budżetach nie uwzględniły płacy minimalnej, a roboczogodziny ochroniarzy wyceniły na głodowe stawki. Za pilnowanie np. Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego pracownik otrzymywał 5,32 zł za godzinę, a ochroniarze pracujący w Sądzie Rejonowym w Legnicy mogli liczyć na 5,79 zł za godzinę. Często jednak praca ochroniarzy nie ogranicza się do pilnowania obiektów. Wymaga się od nich, by byli portierami, szatniarzami, informatorami, a nawet sprzątaczami. Dla instytucji to czysty zysk. W Łodzi ochroniarz był zobowiązany do pomocy pracownikom szpitala w znoszeniu zwłok, do czego nie był przecież przygotowany. Warto też zwrócić










