Czarownice z Nepalu

Czarownice z Nepalu

Korespondencja z Budapesztu Kobiety z najniższych kast wciąż są oskarżane o uprawianie czarów Są samotne, odrzucone i nie mają do kogo się zwrócić. Obwołano je boksi, czarownicami. Karą bywa chłosta, areszt domowy, tortury. Są zmuszane do jedzenia ekskrementów i wystawiane nago na widok publiczny. Nie mają do kogo się zwrócić o pomoc. – W Nepalu uboga kobieta wciąż może zostać oskarżona o czary – opowiadała na konferencji „Rola mniejszości i ludów tubylczych we współpracy dla rozwoju” odbywającej się pod koniec maja w Budapeszcie Durga Sob, założycielka i prezeska Feministycznej Organizacji Dalit (FEDO). Niedotykalni Nepal, wciśnięty między Indie a Chiny, w porównaniu z nimi wydaje się niewielkim państwem. W rzeczywistości ma powierzchnię ok. 147 tys. km kw. – to więcej niż np. Węgry czy Bułgaria. Populacja 29 mln osób daje mu 40. miejsce na świecie pod względem liczby ludności. Głównym źródłem dochodu państwa wciąż jest rolnictwo, od niedawna rozwija się tam także turystyka. To dziś jedno z najuboższych państw Azji. Niemal połowa populacji w wieku roboczym nie ma stałego zajęcia. I choć podziały kastowe oficjalnie zostały zniesione, społeczeństwo, zwłaszcza wiejskie, kieruje się dawnymi tradycjami. Właśnie z tych tradycji wywodzi się polowanie na czarownice, boksi. Czarownice niemal zawsze wywodzą się z najniższych kast, zwanych dalit. Nie mają pieniędzy, nie mogą być posiadaczkami domów czy ziemi. Ludność dalit, czyli niedotykalni, to wśród Nepalczyków niemal 20% populacji. To osoby, które tradycyjnie wykonywały najcięższe i nieczyste zawody: pracowały przy zwłokach, uboju zwierząt, wywozie nieczystości. Połowa z dalit to kobiety. Najniższe z niskich. Boksi Durga Sob też wywodzi się z tej grupy. W wywiadzie dla „The Internationalist” wspomina, że pierwszy raz zdała sobie sprawę z tego, że jest w gorszej sytuacji niż wielu jej krajanów, gdy miała 10 lat. Nagle dowiedziała się, że nie wolno jej pić z tego samego zbiornika na wodę, którego używali inni, a od swojej matki usłyszała: – Tak po prostu jest. W przeciwieństwie do wielu swoich przyjaciół, skończyła szkołę. Czuła, że nie może zachować zdobytej wiedzy dla siebie. Zaczęła uczyć współplemieńców, a w 1993 r. aktywnie walczyć o prawa kobiet dalit. Rok później założyła FEDO. – Widziałam, jak trudne jest ich życie, jak są wyłączone ze środowiska, wykorzystywane – wspomina Durga. – Były podwójnie gorsze: po pierwsze, bo są z niższej kasty, po drugie, bo są kobietami w patriarchalnym społeczeństwie. To patriarchalne i przywiązane do tradycji społeczeństwo mocno trzyma się dawnych przyzwyczajeń. A obwinianie za wszelkie zło czarownicy to jedna z odwiecznych metod radzenia sobie z nieszczęściami, które dotykają grupę. Ktoś niespodziewanie zachorował, zmarł – powód jest prosty: to działanie czarów. Durga pokazuje broszury, które przygotowała dla FEDO. Wypowiedzi kobiet, którym pomaga organizacja, dla Europejczyków brzmią wręcz niewiarygodnie. Oskarżającymi o czary są nie tylko osoby niewykształcone, ale też te, które, jak mogłoby się wydawać, szerzą oświatę: „Pracowałam na polu, kiedy podeszła do mnie jedna z kobiet z wioski. Powiedziała, że wzywa mnie Bimala, dyrektorka pobliskiej podstawówki. Nie wiedziałam, czego ode mnie chce, ale poszłam. Kiedy Bimala mnie zobaczyła, zaczęła mnie bić po głowie i powiedziała: „Jesteś czarownicą”. Zaprzeczyłam. Zwołała swoich krewnych, wujów, ciotki i osoby z wioski – razem jakieś 35-40 osób. Pobili mnie i mojego męża. Bimala nie przestawała mnie torturować. Wzięła do ręki nóż i próbowała odciąć mi sutek, myślałam, że umrę. Miałam dwie możliwości – przygotować się na śmierć lub przyznać, że jestem czarownicą i zyskać trochę czasu”. Kiedy kobieta przyznała się do uprawiania czarów, zmuszono ją do wypróżnienia się i zjedzenia własnych ekskrementów. „Później szarpała mnie za włosy, wyrywając je z głowy. Zaczęłam krwawić, a ona rozsmarowała moją krew na swoich stopach. Myślałam, że teraz mnie puści, ale zamknęła mnie w domu na kolejny dzień”. Choć takie praktyki są prawnie zakazane, władze bardzo często nie reagują na informacje o podobnych wydarzeniach. Oprawcy, jeśli skrzywdzona kobieta w ogóle zdecyduje się iść na policję, uchodzą bezkarnie, grozi im najwyżej niewielkie zadośćuczynienie finansowe. Tak czy inaczej kobiety okrzyknięte boksi już nigdy nie poczują się bezpiecznie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 23/2010

Kategorie: Świat
Tagi: Agata Grabau