Wojna ras na plaży

Wojna ras na plaży

W Australii wybuchła długo tykająca bomba nienawiści Australia doznała szoku. W Sydney doszło do rozruchów najgwałtowniejszych od 40 lat. „Hańba!”, „Wojna ras!”, „Krew na plaży!”, krzyczały nagłówki gazet. Dziennik „Sydney Morning Herald” napisał, że wizerunek Australijczyków jako tolerancyjnego narodu doznał poważnych szkód. „Australia zmieniła się nagle… w bardziej brzydkie i mroczne miejsce”, stwierdził komentator i zaznaczył, że kraj nie może przejść nad tym do porządku dziennego. Zdaniem gazety „Courier Mail”, tykająca bomba zegarowa rasowej nienawiści w końcu musiała wybuchnąć. Historycy doszli do wniosku, że to najgroźniejsze rozruchy na tle rasowym od 1860 r., kiedy to tłum rozwścieczonych białych zamordował dwóch robotników chińskich. Rząd Nowej Południowej Walii zapowiedział udzielenie policji nadzwyczajnych uprawnień i surowe kary dla chuliganów. Rozruchy zaczęły się na plaży Cronulla w hrabstwie Sutherland. Banda młodych mężczyzn bliskowschodniego pochodzenia, poturbowała trzech białych ratowników z Surf Life Saving Club, kiedy ci zwrócili uwagę, że na plaży nie należy grać w piłkę nożną. Lifesaver (ratownik) czuwający nad bezpieczeństwem surferów jest symbolem australijskiego trybu życia, optymizmu i młodzieńczej energii. Taka zniewaga musiała zostać pomszczona. Konflikt na nadmorskim piasku tlił się od dłuższego czasu. Anglosascy surferzy i plażowicze skarżyli się, że tzw. Libańcy (Lebs) wprowadzają swoje rządy. „Panoszą się tu, znieważają nasze dziewczyny w bikini, a każą swoim kobietom kąpać się w kompletnym ubraniu. Mój dziadek walczył z Japońcami, aby nie zdarzały się takie rzeczy”, skarżył się plażowicz przedstawiający się jako Steely. W niedzielę 11 grudnia na plaży zgromadziło się ok. 5 tys. anglosaskich osiłków, płonących żądzą odwetu. Wielu okręciło się flagami narodowymi, inni mieli koszulki z napisem: „Mahomet był pieprzącym wielbłądy pedałem” czy też „My tu wyrośliśmy, wy tu przylecieliście”. Początkowo demonstracja przebiegała pokojowo. Kiedy jednak wypito hektolitry piwa, doszło do eksplozji nastrojów. Śpiewano piosenkę „Waltzing Matilda”, będącą nieoficjalnym hymnem narodowym. W niebo uderzyły okrzyki: „Nie chcemy więcej Libańców!”. Młody robotnik rozpalił grilla, z którego rozdawał kiełbaski każdemu, „kto czuje się prawdziwym Australijczykiem”, zaznaczał jednak, że nie będzie bliskowschodnich specjałów. Wśród tłumu uwijali się agitatorzy z ugrupowań szowinistycznych, rozdający ulotki: „Imigracja poza kontrolą”. Jak stwierdził minister policji stanu Nowa Południowa Walia, Carl Scully, widziano osobników, „którzy pasowaliby do Berlina lat 30-tych, ale nie na plażę Cronulla 2005 r.”. W końcu rozpoczęto polowanie na tych nielicznych „orientalnych” obywateli, którzy ośmielili się pojawić na plaży. Zagrożeni próbowali ratować się ucieczką do pobliskich restauracji i sklepów. Młodej muzułmance, która szukała schronienia za wydmami, zdarto chustę z głowy. Policja nie potrafiła opanować sytuacji. Funkcjonariusze usiłowali ostudzić agresję, traktując prowodyrów pałkami i sprejem pieprzowym. W stronę stróżów prawa posypał się grad puszek po piwie. Nazajutrz „prawdziwi Australijczycy” odsypiali orgię opilstwa. Dało to Libańcom możliwość przeprowadzenia kontrataku. Skrzyknęli się błyskawicznie za pomocą SMS-ów, wzywających do muzułmańskiego braterstwa broni. Napastnicy, uzbrojeni w nabijane gwoździami kije bejsbolowe, łomy i maczety wjechali 70 samochodami do anglosaskich dzielnic Cronulla i Brighton-le-Sands. Wyprawa odwetowa była dobrze przygotowana. Na dachach zgromadzono zapasy kamieni i petard. Wrzeszcząc na całe gardło, „Arabowie” wzywali „Australijczyków” do walki. Kiedy nikt nie wychodził, zaczęli wybijać okna i niszczyć samochody. Pobili małżeństwo w pizzerii, grozili młodej kobiecie w aucie: „Zgwałcimy cię, ty australijska dziwko!”. W końcu około 300 uzbrojonych po zęby białych zgromadziło się na plaży, aby w umówionym miejscu stoczyć bitwę z Libańcami. Policja z trudem zdołała rozdzielić zwaśnione strony, aczkolwiek zamieszki trwały całą noc. Banda awanturników zaatakowała rodziców i dzieci ze szkoły podstawowej, śpiewających kolędy w kościele św. Józefa. Inny mały kościół, położony w pobliżu meczetu, stanął w płomieniach. Policja podejrzewa podpalenie. Oddziały sił bezpieczeństwa przywróciły względny porządek, lecz sytuacja pozostaje napięta. Biali wzywają w SMS-ach do rozbijania czaszek wrogom. Ich przeciwnicy zapowiadają przez telefony komórkowe: „Australijczycy poczują całą potęgę Arabów”. Przywódcy muzułmańscy zaapelowali do libańskich matek, tradycyjnie cieszących się w rodzinie wielkim autorytetem, aby „z miłością” zatrzymały swych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 51-52/2005

Kategorie: Świat