Podobno dzieci szybciej uczą się czytać, korzystając z urządzeń elektronicznych W czytniku e-booków możemy zmieścić nawet 2 tys. pozycji książkowych, a urządzenie jest cienkie, lekkie i pozwala korzystać za granicą z darmowego internetu. Przedstawiciele branży książkowej mówią o tym raczej z niepokojem, bo ich kondycja i tak jest marna, a nowy konkurent już pokazuje zalążki siły. Rynek sprzętu do czytania e-booków notuje coraz większe wzrosty i wykazuje optymizm. Choć w Polsce ta branża wciąż raczkuje, należy się spodziewać, że będzie ważnym, jeśli nie najważniejszym składnikiem czytelnictwa. Liczby mówią same za siebie. W roku 2012 ponaddwukrotnie poszerzyła się oferta e-booków w języku polskim. Aby z nich korzystać, kupiono ponad 100 tys. czytników oraz mniej więcej trzy razy tyle tabletów. Wartość legalnie sprzedawanych książek w plikach wzrosła z 23 mln do ok. 55 mln zł. I choć to zaledwie 2,5% sprzedaży tradycyjnych książek, widać wyraźnie, że nowość przyciąga, bo poza atrakcyjnością, jaka charakteryzuje każdy gadżet, ma kilka dodatkowych zalet w stosunku do książki papierowej. Ponoć nawet dzieci szybciej uczą się czytać, korzystając z urządzeń elektronicznych. Zalety Kiedy używa się czytnika e-booków, np. popularnego Kindle’a, który kosztuje dziś 200-300 zł, nie męczą się oczy, bo ekrany z ciekłego kryształu nie świecą tak jak ekran komputera. W takim lekkim i cienkim czytniku możemy mieć co najmniej kilkaset książek, które zabierzemy ze sobą na wakacje albo poczytamy w drodze do pracy. Poza tym wydania na e-papierze, które Kindle bezprzewodowo ściąga z sieci, są o 30% tańsze niż książki tradycyjne. Mogą być też dużo atrakcyjniejsze graficznie, co podnosi ich walory użytkowe, nie tylko w przypadku encyklopedii i podręczników. Coraz częściej pojawiają się specjalnie przygotowane wydania beletrystyki wzbogacone zdjęciami, mapami, ilustracjami, tabelami itd., bo dzisiejszy czytelnik lubi wiedzieć więcej, nie mówiąc już o tych, którzy wolą oglądać, niż czytać. Jeśli wierzyć zapowiedziom i obietnicom, np. zawartym w „Strategii dla Polski”, już za parę lat zacznie się wycofywać ze szkół ciężkie podręczniki papierowe, które dzieci dźwigają na plecach. Uczniowie będą nosić ze sobą wygodne czytniki e-booków. Wizja technologicznie jak najbardziej realna, gorzej z możliwościami finansowymi, bo wymagałoby to kolosalnych nakładów na edukację. Jednak w ograniczonym zakresie taka szkoła może nas zaskoczyć już w 2015 r. Oczywiście fala e-bookowego entuzjazmu spotyka się z utyskiwaniem miłośników książki papierowej, którzy przywiązali się do intymnego kontaktu z tym medium, tęsknią do zapachu papieru i farby drukarskiej, a nawet uważają, że ciężar poszczególnych tomów stanowi zapowiedź zawartych w nich treści. Prof. Zygmunt Bauman stwierdził nostalgicznie: „E-bookom nie da się zaginać rogów”, ale tego typu uwagi nie zatrzymają przecież postępu rynkowego nowej technologii. Zapewne tradycyjne książki, tak samo jak prasa papierowa, nie znikną z dnia na dzień. Jeszcze przez jakiś czas mogą znajdować rzesze nabywców, nie ulega jednak wątpliwości, że te rzesze się kurczą. Produkcja papieru jest mało ekologiczna, zapychająca domowe biblioteczki, a w końcu pojemniki na odpady, choćby nawet 100% makulatury poddawano recyklingowi. No i papier nie może się równać z pojemnością sieci informatycznych ani z łatwością posługiwania się e-czytnikami i innymi urządzeniami do korzystania z e-booków. Oferta Bo przecież e-książki można czytać nie tylko na kindle’ach czy onyksach. Są one dostępne właściwie na wszystkich mobilnych urządzeniach łączności, a więc np. w smartfonach, będących nową odmianą telefonu komórkowego, z większym ekranem dotykowym i rozmaitymi możliwościami podsuwanymi przez operatorów. To dziś podręczne komputery z większością funkcji peceta, małe aparaty do robienia zdjęć i kamery do kręcenia filmów, przewodniki drogowe z GPS, radia, wreszcie – namiastki czytnika e-booków. Obserwując pasażerów komunikacji miejskiej, łatwo zauważymy, że część z nich przez komórki słucha muzyki, część gra w gry, ale są też czytelnicy książek. I nie zraża ich mały ekran. Można przecież powiększyć litery i sprawnie przesuwać kolejne kartki e-książki. Do czytania mogą również służyć nowe odmiany tabletów, a więc małych, przenośnych komputerów połączonych tak jak komórki ze światową siecią. Choć są droższe od czytników, a ich baterie wymagają częstszego ładowania – kindle’a wystarczy naładować raz na miesiąc (jeśli włączone jest WiFi –
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









