Czwórka do gospodarki

Czwórka do gospodarki

Rząd premiera Marcinkiewicza zaczął od zwiększenia zarobków i zatrudnienia w administracji publicznej Wiadomo, że przedwyborczym obietnicom polityków nie należy wierzyć. Pewna minimalna odpowiedzialność za słowa jednak obowiązuje, zwłaszcza jeśli chodzi o zwycięską ekipę, która obiecywała ograniczanie biurokracji, tanie państwo i rządzenie rozumiane jako służbę. Jeśli więc ekipa ta zaczyna od działań dokładnie odwrotnych, to otrzymujemy zły sygnał, nakazujący wątpić w uczciwość rządzących. A takim właśnie sygnałem jest Uchwała nr 1 – dokładnie pierwsza, jaką podjęła Rada Ministrów premiera Kazimierza Marcinkiewicza już na swoim inauguracyjnym posiedzeniu 31 października. W uchwale tej zdecydowano o uruchomieniu rezerwy celowej na wzrost zatrudnienia i wynagrodzeń w państwowych jednostkach budżetowych. Czy chodzi może o szkoły albo szpitale? Nic podobnego. – Chodzi o administrację publiczną i urzędy naczelnych organów państwowych – wyjaśnia Anna Adamczyk z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Czyli o rozrost biurokracji, większą liczbę urzędników, ich wyższe pensje. Z kredytem zaufania Jeśli tak ma wyglądać realizacja zapowiedzi PiS, to oczywiście analiza jakichkolwiek obietnic nowego rządu nie ma sensu. Przyjmijmy jednak, że mimo wszystko nowej ekipie należy się pewien kredyt zaufania, a to, co mówią jej ministrowie, jest wiarygodne i godne poważnego potraktowania. Paradoksalnie akurat w obszarze gospodarczym skłonność gabinetu premiera Marcinkiewicza do łatwego wydawania publicznego grosza na takie cele jak wzrost płac urzędników może dobrze wróżyć – i zapowiadać, że być może rząd zdecyduje się na zwiększenie wydatków także tam, gdzie jest to rzeczywiście potrzebne. Chodzi tu przede wszystkim o pomoc publiczną dla naszych przedsiębiorstw, której oczekują firmy z niemal wszystkich branż, od przemysłu ciężkiego do przetwórstwa rolnego. Wiadomo, że pod rządami PO nie dostałyby ani grosza, mimo że większość rozwiniętych państw zachodnich, na czele z USA i krajami UE, wspiera środkami publicznymi swoją gospodarkę. Oczywiście nie każdy zasługuje na wsparcie, środki publiczne trzeba ważyć, wiedzieć, komu pomóc; nie wolno popełniać takich błędów jak choćby odmówienie pożyczki Stoczni Gdańskiej, mimo że miała portfel zamówień wypełniony na kilka lat. Czy Piotr Woźniak, nowy minister gospodarki, dysponuje taką wiedzą? Wydaje się, że powinien, przecież był doradcą premiera Buzka ds. infrastruktury, należy też do grona ekspertów gospodarczych PiS. Jednak jego zainteresowania (geolog z wykształcenia, osiągnął stanowisko wiceprezesa PGNiG za rządów AWS) w połączeniu z silnym aspektem ideologicznym właściwym dla rządów PiS mogą sprawić, że skoncentruje się na rozliczaniu rzekomych błędów poprzedników w polityce energetycznej. Piotr Woźniak ostro krytykował rządy SLD za „zaniechania” i brak postępu w uniezależnieniu Polski od rosyjskiego gazu. Sam był, z niejasnych powodów, bardzo zaangażowany w niefortunny, mogący przynieść Polsce kolosalne straty, pomysł gazociągu norweskiego (na szczęście udało się zapobiec realizacji tego projektu), mimo że znacznie taniej można było zbudować gazociąg Szczecin-Bernau, również otwierający Polskę na dostawy innego gazu niż rosyjski. Dziś, jako minister gospodarki, Piotr Woźniak krytykuje „niezdrowy pośpiech” w prywatyzacji PGNiG, choć sprzedaż części akcji tej firmy skończyła się sukcesem finansowym. Zdaniem ministra, akcji PGNiG nie należało sprzedawać przed wyborami i w ogóle nie było potrzeby prywatyzacji, bo firma była w bardzo dobrej kondycji finansowej. Oczywiście, pomysł, by sprzedawać akcje tylko tych firm, które są w złej kondycji finansowej, jest generalnie kuszący, problem tylko, że zapewne będzie niewielu nabywców, którzy zechcą dać za nie satysfakcjonującą cenę. Na początku była krytyka Minister Woźniak krytykuje też budowę gazociągu bałtyckiego z Rosji do Niemiec. Miejmy nadzieję, że oprócz tego przedstawi również racjonalne pomysły na dywersyfikację dostaw, bo od samej krytyki gazu nie przybędzie, a mogą tylko się pogorszyć relacje Polski z naszym dwoma najpotężniejszymi sąsiadami. Będziemy też czekać na koncepcje rozwoju dotyczące innych dziedzin polskiej gospodarki. Na razie ministra gospodarki, zajętego reorganizacją swego resortu i ostatecznym wydzieleniem Ministerstwa Rozwoju, wyręcza minister finansów, prof. Teresa Lubińska, kierownik katedry finansów Uniwersytetu Szczecińskiego, prywatnie żona genetyka prof. Jana Lubińskiego, ubiegłorocznego zdobywcy Busoli, nagrody tygodnika „Przegląd”. Za bodaj najważniejsze zadanie uznała ona podniesienie konkurencyjności polskiej gospodarki. Zadaniem najpilniejszym miało

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 45/2005

Kategorie: Kraj