Czy banki mają ojczyznę?

Czy banki mają ojczyznę?

Jak bankowe spółki matki wysysają pieniądze z naszej gospodarki Wygląda na to, że w Polsce zaczyna się społeczny bunt przeciw zagranicznym bankom. W styczniu pracownicy zakładów mięsnych Duda bis protestowali przed siedzibami banków Raiffeisen (austriacki) oraz ING (holenderski) przeciw „destrukcyjnej polityce zagranicznych banków”, zagrażającej bytowi polskich firm. W 2007 r. zakłady mięsne zaczęły mieć problemy ze spłatą kredytów (zaciągnęły prawie 140 mln zł). Zaczęły się rozmowy, firma przedstawiła najpierw jeden, a potem drugi plan restrukturyzacji. Oba zostały odrzucone przez banki, a w styczniu tego roku Raiffeisen wystąpił o upadłość Dudy. Pretekst był, bo wartość zobowiązań firmy przekroczyła 10% jej wartości bilansowej. Jak mówi Piotr Czarnecki, prezes Raiffeisena, trzeba potrząsnąć przedsiębiorcami, którzy są w trakcie potężnych inwestycji, by przejrzeli na oczy i zrozumieli, że nie wszystko, co wyprodukują, będą w stanie sprzedać. Już wcześniej skutecznie potrząsnął przedsiębiorcami bank Pekao SA (włoski Unicredito), który najpierw zakręcił kurek kredytowy wytwórni makaronów Malma, a potem Intrallowi, producentowi samochodów Lublin i Honker. Obie firmy upadły. Teraz zatrzęśli się, ale ze złości, klienci mBanku i Multibanku, należących do BRE (niemiecki Commerzbank), prawie 20 tys. osób, którym w przeszłości podniesiono oprocentowanie kredytów we frankach, bo rosły stopy procentowe. Gdy jednak Szwajcarzy zaczęli stopy obniżać, kredyty wcale nie staniały. Oprocentowanie kredytów wziętych przed wrześniem 2006 r. jest bowiem w tych bankach ustalane decyzją zarządu, a nie na podstawie wysokości stóp procentowych. Zarząd miał więc formalnie pełne prawo, by najpierw podnieść dowolnie oprocentowanie kredytów – a potem go nie obniżać. Ludzie nie chcieli płacić zawyżonych rat, władze BRE zaproponowały więc rozmowy – i spotkanie z pożyczkobiorcami w Łodzi, w walentynki. Część klientów pojechała, choć z oporami, bojąc się swoistej powtórki masakry w dniu św. Walentego, zorganizowanej w Chicago przez Ala Capone. BRE Bank żądał bowiem od protestujących, by przed spotkaniem podali dokładne dane z PESEL-em, co rodziło wśród nich obawę, iż będzie to wstęp do późniejszych represji i „odstrzelenia” najbardziej niepokornych klientów przez rozwiązanie z nimi umowy kredytowej pod byle pretekstem. Okazja nawet by była, bo do wspomnianej gangsterskiej rozprawy z oponentami, zaproszonymi na rozmowę przez Ala Capone, doszło dokładnie 80 lat temu. Przedstawiciel BRE Banku złożył jednak stosowne gwarancje, wytłumaczył, iż żądanie podania pełnych danych to normalne procedury bezpieczeństwa, i zapewnił, że bank nie będzie stosował żadnych represji wobec uczestników rozmów. Swoją drogą ciekawe, że bankowość, gdzie królują stonowane garnitury, symbolizujące spokój i zaufanie, stała się od pewnego czasu miejscem zdarzeń gwałtownych i zgoła gorszących, co widać w wielu krajach… Sytuacja klientów BRE nie jest wyjątkowa, bo kredytów oprocentowanych na podstawie swobodnej decyzji zarządu udzielały w Polsce np. banki Raiffeisen i Santander (hiszpański). Bankowcy tłumaczą, iż wysokie oprocentowanie pożyczek jest uzasadnione, gdyż rośnie ryzyko i koszt utrzymania płynności. Trzeba więc szukać wszelkich sposobów na zdobycie pieniędzy. Ich metody bywają jednak mocno wątpliwe. Klienci żalą się już nie tylko na zawyżone marże i prowizje oraz duże opłaty za każdą czynność (od sporządzenia wyciągu czy zaświadczenia, przez wydanie karty, do spłaty kredytu przed terminem), ale i – co stanowi pewną nowość – na oszukańcze machinacje kursem. Chodzi np. o zawyżanie kursu franka i euro przy przeliczaniu rat kredytów walutowych na złotówki albo nawet – na to także są skargi – o podawanie lipnych, znacznie wyższych kursów na początku miesiąca, akurat wtedy, gdy bank ściąga ratę kredytu. Klienci mają oczywiście do podobnych praktyk stosunek jednoznaczny, dlatego więc w internetowej sondzie na pytanie: „Czy odniosłeś wrażenie, że twój bank cię oszukuje?”, padło 100% odpowiedzi twierdzących. Odpowiedzi „nie” i „nie wiem” nie udzielił nikt. Rośnie też popularność – zwłaszcza w okresach wydatków przedświątecznych – internetowych serwisów pożyczkowych (Fair Rates, Kokos, Monetto czy Finansowo), konkurencyjnych wobec banków. Nie pobierają one prowizji ani opłat bankowych, a pożyczyć można z reguły do 25 tys. zł, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by wziąć nawet cztery takie pożyczki. I choć Polacy nie ufają sobie nawzajem, to bankom nie ufają jeszcze bardziej, więc o dziwo znajdują się ludzie i instytucje, skłonni do udzielania pożyczek poprzez sieć. Ostrożności nigdy za wiele Banki w Polsce od kilku miesięcy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2009, 2009

Kategorie: Kraj