Czarzasty i Biedroń mają konkurencję

Czarzasty i Biedroń mają konkurencję

Umowa programowa między Unią Pracy a Stowarzyszeniem Lewicy Demokratycznej

Który skrót brzmi bardziej znajomo: koalicja SLD-UP czy Nowa Lewica? Odpowiedź jest chyba prosta, więc dodajmy do tego kolejny element – w 21. rocznicę podpisania umowy koalicyjnej między SLD a Unią Pracy odbyła się w Sejmie konferencja, podczas której ogłoszono umowę programową między Unią Pracy a Stowarzyszeniem Lewicy Demokratycznej. Umowę otwartą, do której dołączyć mają kolejne lewicowe ugrupowania. Tak oto na naszych oczach sił nabiera ta część lewicy, która nie znalazła się w ugrupowaniu Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia. Ci, którzy nie zostali do ich partii zaproszeni albo też podczas jednoczenia Wiosny i SLD rok temu zostali wypchnięci lub sami zdecydowali, że wolą stać obok.

Co z tego będzie?

Zdecydowanie za wcześnie jest, by odpowiadać na to pytanie. Przede wszystkim dlatego, że narastający podział Polski na PiS i anty-PiS odbiera tlen innym ugrupowaniom i niesłychanie zubaża debatę publiczną. Różnie więc może być. Ale nie sposób też nie zauważyć, że ta nowa koalicja SLD-UP nie powstała w próżni. Bo ma bazę działaczy i przestrzeń programową.

Zjednoczenie Wiosny i SLD było szumnie zapowiadane, a okazało się – jak to określił prof. Jacek Raciborski – farsą. Poza głównym „zjednoczeniowym” nurtem zostało kilka znaczących organizacji, m.in. Unia Pracy, na aut wypchnięto dziesiątki działaczy.

Z perspektywy roku, wyraźnie widać, że zjednoczenie partii Czarzastego i Biedronia nie służyło wzmocnieniu siły lewicy, ale było rozgrywką o władzę wewnątrz formacji. Dziś obaj są praktycznie nieusuwalni, partia jest ich własnością – bo oni mogą zawiesić każdego. A jednocześnie owo „zjednoczenie” na nic wartościowego się nie przełożyło. Programowo Nowa Lewica buksuje, w debacie publicznej zajmuje pozycję marginalną, nie wychodząc poza banał. Sondażowo też nie błyszczy – oscyluje w granicach 6-11%.

I właśnie ten stan otworzył miejsce dla nowej koalicji SLD-UP.

Trudno bowiem było przypuszczać, by Unia Pracy czy działacze, których Czarzasty pozbył się ze swojej partii, zrezygnują z życia publicznego. Dlaczego mieliby to robić? Nic dziwnego więc, że oni wszyscy, zamiast umierać, zaczęli się organizować. A przychodzi im to tym łatwiej, że Nowa Lewica swoimi błędami otwiera im polityczną przestrzeń.

Po pierwsze, jest zamknięta. Gotowa do współpracy co najwyżej z partią Razem. Tymczasem i Unia Pracy, i Stowarzyszenie Lewicy Demokratycznej deklarują otwarcie na inne środowiska lewicowe. „Mnóstwo ludzi szuka miejsca dla siebie – mówi Witkowski. – Trzeba ich więc przyciągnąć. Przede wszystkim mądrymi propozycjami”. Podobnie mówi Kwiatkowski – „Strategia kierownictwa Nowej Lewicy sprowadza się do wykluczania. Do eliminowania wszystkich niezależnych bytów na lewicy. My mówimy co innego. Po tzw. zjednoczeniu lewicy mnóstwo działaczy popadło w apatię, w zniechęcenie. Chcemy do nich dotrzeć, aktywizować ich. I to po części się udaje. W kolejnych województwach powstają struktury Stowarzyszenia Lewicy Demokratycznej”.

Wbrew pozorom to nie jest trzeciorzędny spór. To są dwa różne modele życia publicznego. Model, który niestety dziś coraz bardziej dominuje, polega na tym, że kierownictwo partii o wszystkim decyduje, a rolą sympatyków jest zaakceptowanie przyjętych decyzji i oddanie głosu w wyborach. Model alternatywny polega z kolei na tym, że sympatycy danej formacji tworzą różne byty – stowarzyszenia, organizacje pozarządowe, kluby i to one w dyskusjach, czasami gorących, kształtują kierownictwo ugrupowania. Oczywiście model ten utrudnia życie różnym kandydatom na dyktatorów, ale zakorzenia formację w kolejnych środowiskach.

Po drugie, SLD-UP i Nową Lewicę różni stosunek do minionych czasów. Widać to było podczas konferencji w Sejmie, w której gośćmi honorowymi byli twórcy koalicji SLD-UP sprzed 21 lat – Leszek Miller i Marek Pol. Nowa koalicja SLD-UP bezpośrednio nawiązuje do tamtej, określa się jej spadkobierczynią.

Widać to też, gdy rozmowy schodzą na tematy Polski Ludowej. Biedroń wówczas milczy, Czarzasty mówi, że jest „stary komuch”, i uważa, że to załatwia wszystko. No nie załatwia, „starym komuchem” jest też Stanisław Piotrowicz, „starym komuchem” był wieloletni skarbnik PiS Stanisław Kostrzewski i tak można mnożyć. W dzisiejszych czasach to określenie nic nie znaczy. Ważne są za to konkretne działania.

A tu Nowa Lewica jest ostrożna, nie zagłębia się w analizę tamtych czasów, a często, chyba w imię zachowania świętego spokoju, przyjmuje punkt widzenia prawicy.

Po trzecie, partia Czarzastego ma niejednoznaczny stosunek do PiS. I ciągnie się za nią umowa, którą zawarła z Mateuszem Morawieckim przed sejmowym głosowaniem nad Krajowym Planem Odbudowy, te negocjacje prowadzone z Michałem Dworczykiem. „Dziś Nowa Lewica jest bardzo antypisowska – mówi Robert Kwiatkowski. – Ale ponieważ nie jest to partia demokratyczna, wszystko tam zależy od kalkulacji jednego człowieka, więc nie wiemy, co może nastąpić w przyszłości”.

Na tym tle SLD-UP jest absolutnie jednoznaczna. „Zjednoczona Prawica to największy szkodnik w polskiej polityce od 30 lat – mówi Waldemar Witkowski. – I jesteśmy gotowi zrobić wszystko, by odsunąć ją od władzy”.

Po czwarte, co jest bardzo mocno podkreślane, oba środowiska różni podejście do demokracji. Tu krytycy Włodzimierza Czarzastego mają pole do popisu, bo wystarczy im przypominać, co obecny szef Nowej Lewicy wyczyniał podczas ubiegłorocznego zjednoczenia. Kiedy zawieszał członków zarządu partii jeszcze przed głosowaniem, kiedy odmawiał sprawdzenia kworum albo nie wykonywał uchwał Rady Krajowej. Jak można krytykować PiS za brak demokracji, skoro samemu demokracji się nie przestrzega? – pytają. Co zresztą pozwoliło Leszkowi Millerowi wygłosić kilka kąśliwych uwag na temat fascynacji Włodzimierza Czarzastego metodami Jarosława Kaczyńskiego. „Uczeń prześcignął mistrza”. A Robert Kwiatkowski dodaje: „Oni są Nowa Lewica, a my jesteśmy lewica demokratyczna. Nieprzypadkowo”.

Po piąte, koalicja SLD-UP zręcznie podkreśla różnice programowe. Partia Czarzastego im to ułatwiła – wystawiając Roberta Biedronia w wyborach prezydenckich czy też Annę Marię Żukowską w telewizyjnych debatach. W ten sposób Nowa Lewica zaczęła być coraz mocniej utożsamiana z wojną kulturową, z walką o prawa osób LGBTQ+. Teoretycznie można uznać to za pomysł zerwania łatki partii postkomunistycznej, za chęć otworzenia się na nowe środowiska. Ale na razie ten pomysł punktów nie przynosi.

SLD-UP jest za to w tej dziedzinie konsekwentna. Waldemar Witkowski mówi krótko: „Chcemy wrócić do korzeni lewicy. Mówić o prawach pracowniczych, o spółdzielczości i o tym, co dziś szczególnie boli – czyli o mieszkaniach dla młodych”. I dodaje: „Nie trzeba być kapitalistą, żeby mieszkać. Można rozwijać budownictwo spółdzielcze, budownictwo lokatorskie. Trzeba rozwijać usługi publiczne dla wszystkich. I oczywiście mamy na sztandarze 35-godzinny tydzień pracy. Wychodzimy z założenia – załatwmy sprawy bytowe, zbudujmy sprawiedliwe społeczeństwo, to są sprawy kluczowe dla milionów”.

Robert Kwiatkowski temu sekunduje: „Istnieje zapotrzebowanie na reprezentację tradycyjnej lewicy. Idziemy pod czerwonym sztandarem”.

Ten czerwony sztandar, dodają obaj, to także poparcie dla samorządów, dla ludzkiej inicjatywy. „Dajmy szanse wykazać się ludziom innowacyjnością, pracowitością. Nie czekajmy na decyzje rządu. Ja to wiem: urzędnik nie wie lepiej!”, deklaruje Witkowski.

I teraz pytanie zasadnicze: czy te różnice okażą się dla sympatyków lewicy istotne? I jak nowy byt wpłynie na przyszłość całej formacji?

Jedna rzecz wydaje się pewna – nie wpłynie źle, nic nie pogorszy. Lewica potrzebuje wyjść z apatii, więc wszystko, co temu sprzyja, jest dobre. I nie ma co w tej chwili się martwić, jak to wpłynie na wynik wyborczy. Bo do wyborów daleko, ponad rok. Zatem bardziej martwmy się, czy w ogóle będą i czy będą uczciwe.

A lewica, i w ogóle Polska, potrzebują mobilizacji, zwłaszcza że PiS wypycha nas z pozycji, którą uznaliśmy za najlepszą dla kraju. Wypycha nas z Unii Europejskiej, zohydza ją każdego dnia i wypycha nas z demokratycznego dobrostanu. Przepychając, krok po kroku, w stronę formy autorytarnej.

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 2022, 44/2022

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy