Czy leci z nami… stewardesa?

Czy leci z nami… stewardesa?

Są wśród nich aktorki, dentystki, socjolodzy. Bo ciągle jeszcze bardziej się opłaca być stewardesą Bagaż nie może leżeć na siedzeniu – Agnieszka Maj grzecznie poprosiła pana, który postawił skrzyneczkę na fotelu obok, żeby ją przestawił. – Ale to jest mój brat!! – zaprotestował. – Za chwilę znajdę odpowiednie miejsce dla pana i pańskiego brata – wystrzeliła wyuczoną formułką z podręcznika dla stewardes. – Sekundę później zdałam sobie sprawę, że w skrzyneczce były prochy zmarłego – opowiada. Agnieszka lubi turbulencje. Ma za sobą czteroletni staż i tyleż farsowych, co traumatycznych przeżyć w powietrzu. Ale świadomość zawieszenia na wysokości ponad 10 km zagłusza rutyna. Jest fatalistką. Jeśli coś ma się zdarzyć, zdarzy się mimo awaryjnych wyjść. Na wszelki wypadek podróżuje ze skarabeuszem. Zresztą, statystycznie, większe ryzyko jest wtedy, gdy jedzie z domu na lotnisko. Była mgła, kiedy Jolanta Jarosz-Hryniewicz, kierownik działu starszych stewardes i szefowa pokładu PLL LOT, prowadziła auto. Na jej oczach autobus spadł ze skarpy. Pokierowała akcją ratunkową z zimną krwią. Odruch zawodowy. Zostaje po takich lotach jak ten do Splitu. Rozdawała cukierki z regulaminowym uśmiechem, gdy poleciała pod sufit. Nagle piorun przeleciał przez kabinę. Z okienka do okienka. Jedna z dziewczyn ten lot zapamiętała na zawsze. Kręgosłup nie wytrzymał. Maria Smoła, stewardesa Air Polonii, czasem żegna się ukradkiem. Ściska ją w żołądku tylko podczas lądowań. Odkąd zginął jeden z kolegów ojca, pilota migów, instynktownie nasłuchuje pracy silników. Ale nie powinna o tym mówić. Każda ma nawyk wyrzucania z pamięci złych dat. Zimna krew też jest regulaminowa. Tajemnicza księga LOT-u Budzik Weroniki Dziekan dzwoni o różnych porach. Nastawiony tak, by zameldowała się u szefowej na godzinę przed startem. Rano najbardziej pilnuje, by dobrze nawilżyć cerę – w górze jest tak sucho, że na kosmetykach się nie oszczędza. Jedyna pewna data w harmonogramie Weroniki (studentka zaocznego prawa) to dwa dni wolnego weekendu w miesiącu, więc nawet kurs tańca jest wykluczony, nie mówiąc o planowaniu życia w ogóle. Jedna z najmłodszych w załodze LOT-u. Ale trzyletni staż wystarczył, by przywyknąć, że tydzień nie ma niedziel. Dziedzicznie obciążona, jak wiele córek pilotów, znała wcześniej Wigilie bez ojca, ale znała też dewizowy dostatek. Dziś to już trochę legenda, skoro zlikwidowali nawet dodatek kaloryczny, który jeszcze parę lat temu przysługiwał za pracę w ciężkich warunkach. Ale jest z czego spłacać mieszkanie w Warszawie, bo trudno było dojeżdżać z Nieporętu. Za niepunktualność można się pożegnać z pracą. „Co pani zrobi, gdy rozleje pasażerowi wino na koszulę?”, zapytała Weronikę komisja na pierwszej rozmowie. Odparła, że przeprosi, zaproponuje pranie na koszt firmy albo zwrot za garderobę. Zdała. Tak powinna zareagować. Na pewno zapunktowały trochę blond loki. Wiadomo. Jeśli ładna panna wyleje człowiekowi wino na koszulę, łatwiej go rozbroi. Nad kamizelką bordo grzecznie zawiązana apaszka. Ponad godzinę przed lotem Weronika jest już na Okęciu. Zaczyna się briefing stewardes. – Jestem druga – melduje jedna z czwórki w załodze. – Za które wyjście ewakuacyjne odpowiadasz? – losowe pytanie z listy. – Tylne, przez drzwi. – Lecę na pozycji trzeciej. – Gdyby… – Oceniam sytuację. Gaśnice przy toaletach. – Sprawdzam sprzęt ratunkowy i apteczkę. – Czwórka. Twoje otoczenie awaryjne? – Butle tlenowe, kaptur przeciwdymny… Jak postępować z zawałem? Astma? Które drzwi otwierasz podczas wodowania? „Pozycja jeden”, szefowa, czyli najbardziej oblatana dziewczyna w załodze, przeprowadza szybki test. Zawsze. Tu nie ma złych dni ani marginesu na dowolność. Jeśli nie odpowiesz na jedno pytanie, nie lecisz i zastępuje cię jedna z dyżurnych. Na kąśliwe uwagi typu zaciągnięte rajstopy też trzeba kiwnąć głową. Bo tu jest poczucie miejsca w szeregu… Formułki zawarte w tajemniczej 600-stronicowej „Cabin crew manual”, biblii stewardes, recytują nawet obudzone w nocy. To wewnętrzny druk, strzeżony, bo tych sytuacji lepiej nie przywoływać w świadomości pasażerów. I komendy. Też znają na pamięć. „Skacz”, „Dwoje naraz”, „Suń się po trapie”. Proszę zapiąć pasy Pół godziny przed startem już są w samolocie. Podstawki, szklaneczki. Gdzie te serwetki?! Catering przyjęty. Jeszcze cabin sweep – kontrola bezpieczeństwa.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 31/2004

Kategorie: Kraj