Czy nadchodzi czas radykałów?

Czy nadchodzi czas radykałów?

Lawina społecznego buntu jeszcze nie leci, ale pierwsze kamienie spadają Policja pałowała robotników w Ożarowie. Wcześniej wynajęci ochroniarze bili blokujących fabrykę robotników, kopali kobiety. Polska znów podzieliła się na Polskę złodziei, ochranianych przez policję, sytych i zadowolonych, i Polskę ludzi biednych, poniewieranych. Lawina jeszcze nie leci, ale pierwsze kamienie spadają. Ożarów, górnicy, pielęgniarki we Wrocławiu. Telewizja pokazała obrazek – pielęgniarkom pomóc postanowiły dzieci z podstawówki. Zebrały pieniążki i przyniosły głodującym. Jedna z pielęgniarek, zniszczona przez życie kobieta, brała te pieniądze i płakała. – Życzę ci dziecko – mówiła do dziewczynki, która wręczała to co w szkole zebrano – żebyś nigdy nie doświadczyła losu, którego my doświadczyłyśmy. My i oni. Ta przepaść jest coraz większa. Tylko że jeżeli przez ostatnie lata ci biedni patrzyli na tych bogatych (którzy jeszcze parę lat temu byli ich kolegami, znajomymi) z pewną zazdrością (a to im się udało), obojętnością (gdzie nam do nich, to inny świat), to teraz zaczynają patrzeć z nienawiścią – bo ci bogaci ich krzywdzą. W Ożarowie, na Śląsku, we Wrocławiu. Nie tylko ich upokarzają, ale skazują na poniewierkę. Ich samych i ich dzieci. Ten krzyk trwa. Tak naprawdę to on kreuje polityczną mapę Polski, nie bacząc na opowieści polityków czy komentarze dziennikarzy. Partie „tradycyjne” są tu bezradne. Jeżeli właściciel Tele-Foniki legalnie kupił zakład, a potem zdecydował się go zamknąć – cóż można zrobić? A śląskie kopalnie czy zbankrutowane szpitale? Tu też wybór jest ograniczony – bo albo zamykamy firmę przynosząca straty, albo solidarnie wszyscy do niej dopłacamy. Tak argumentują politycy SLD, PO, UW. Dlatego partie te tracą wyborców. Bo inna jest logika księgowego, a inna człowieka, któremu grozi utrata pracy lub też właśnie ją utracił. Bo politycy są po to, by takie trudne sytuacje potrafili rozwiązywać (czyż nie obiecywali tego przed wyborami?), a nie opowiadać, że się nie da. Więc zyskują politycy i ugrupowania, które opowiadają, że się da. Czy to się rozleje? Gorącą atmosferę tonują socjologowie. Tonują, aczkolwiek – dociskani – przyznają, że niczego nie można wykluczyć. – Socjologowie pamiętają rok 1980, pamiętają wyniki badań sprzed Sierpnia, a były one przeprowadzane bez nacisków, swobodnie, więc są pokorni, jeśli chodzi o prognozy – mówi prof. Jacek Raciborski z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. – Owszem, może powstać ładunek wybuchowy, bunt, a wtedy jego liderzy się znajdą. Ale przewidzenie takiego buntu nikomu się nie udało. Można jedynie wyliczyć przesłanki, które do sytuacji wybuchowej prowadzą. Przede wszystkim grupę niezadowolonych muszą zasilić ludzie młodzi, wykształceni, dynamiczni. Oni tworzą nową jakość. To oni, gdy istniejący system blokuje im możliwość rozwoju, awansu, zasilają armię potencjalnych rewolucjonistów. Po drugie, skuteczny bunt można przeprowadzić, gdy istnieją w społeczeństwie skoncentrowane grupy, które są przekonane, że mają wspólne interesy. Tak było w PRL, gdzie mieliśmy tzw. wielkoprzemysłową klasę robotniczą, wielkie zakłady pracy, więzi branżowe. Tak nie jest w III RP. Dawne molochy albo padły, albo zatrudniają niewielką część dawnej załogi, a o solidarności branżowej nie ma nawet mowy. Bo czy spodziewać się można, że w obronie Ożarowa zastrajkują pracownicy Tele-Foniki z Myślenic? Albo w obronie pracowników z warszawskiego Żerania, pracownicy Fiata z Bielska-Białej? Konflikty w III RP są więc de facto konfliktami lokalnymi dotyczącymi pojedynczych grup. Konflikt chłopski jest konfliktem chłopskim. Konflikt w górnictwie – też nie będzie się rozlewał na wszystkie inne sfery. Inaczej było w PRL. Teraz każda grupa pilnuje swoich interesów. I – w sytuacji masowego bezrobocia – jest to zrozumiałe. W niedawno opublikowanym komunikacie CBOS można było wyczytać, że aż 95% Polaków uważa, że sytuacja na rynku pracy w Polsce jest zła. I tylko 11% ankietowanych uważa, że w ciągu najbliższego roku sytuacja ta się poprawi, 44% uważa, że się nie zmieni, a aż 37% przypuszcza, że się pogorszy. I jeszcze dwie liczby: 41% Polaków liczy się z możliwością utraty obecnej pracy, 54% jest jej pewnych. Czyli dwóch na pięciu Polaków żyje w sytuacji niepewności, obawy, że utracą środki do życia. Ten strach rodzi dwie postawy pozornie ze sobą sprzeczne. Pierwszą – konformistyczną, drugą – cichego buntu. Tacy ludzie nie odważą się strajkować czy głośno manifestować swoje niezadowolenie. Ale przy urnie –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 48/2002

Kategorie: Kraj