Czy rząd ma rację, chcąc przyśpieszyć prywatyzację?

Czy rząd ma rację, chcąc przyśpieszyć prywatyzację?

Prof. Aldona Kamela-Sowińska, b. minister skarbu
Tak. Rację ma rząd, który chce przyśpieszyć prywatyzację, gdyż każdy dzień zwłoki to mniejszy pieniądz. Na początku naszej transformacji osiągało się z prywatyzacji bardzo duże przychody. Dziś są one coraz mniejsze. Nikt już po ten majątek specjalnie się nie kwapi i im szybciej się go sprzeda, tym większe pieniądze się otrzyma. Nie ma żadnej gwarancji, że za jakiś czas wartość tego majątku miałaby wzrosnąć. Poza tym dzisiaj największym dobrem jest pieniądz. Zamiast więc sięgać do kieszeni podatników, nas wszystkich, lepiej sprzedać majątek. Podnosząc podatki, można zmniejszyć popyt wewnętrzny, który decyduje o koniunkturze gospodarczej, sprzedając majątek, nie pogarszamy naszych możliwości nabywczych.

Prof. Witold Orłowski, b. doradca ekonomiczny prezydenta
Rząd nie bardzo ma wyjście, wiele osób zwraca uwagę, że nie jest dobrze. Z drugiej strony wiadomo, że jeśli rząd musi coś sprzedać, to dostanie dosyć niskie ceny. Wszyscy jednak wiedzą, że ostatnie parę lat zostało zmarnowane, reforma finansów się odwlekała i grozi nam teraz przekroczenie progów ostrożnościowych, gdy chodzi o dług publiczny. Gdyby do tego doszło, to może nie byłaby jeszcze ostateczna katastrofa, ale trzeba by szybko podnosić podatki i zapychać dziurę budżetową. Jednym ze sposobów uniknięcia tego jest prywatyzacja. Są tylko takie dwa wyjścia, by złagodzić deficyt budżetowy.

Wiesław Kaczmarek, b. minister skarbu
To polityka błędna, bo prywatyzacja zamiast stać się narzędziem polityki gospodarczej, służy wyłącznie polityce fiskalnej. Używa się jej po prostu do zapychania dziury budżetowej. Takie mechaniczne traktowanie sprzedaży majątku to najgorsze, co może być. Nigdy nie akceptowałem takiego podejścia do prywatyzacji, więc opinie min. Rostowskiego uważam za nieuzasadnione. A do ministra skarbu mam pretensję, że dał się sprowadzić wyłącznie do roli zapychacza deficytu budżetu państwa.

Prof. Joanna Senyszyn, ekonomistka, europosłanka SLD
Tonący brzydko się chwyta i tak czyni rząd. Donald Tusk nie wie, co robić. Żadnych obietnic nie zrealizowano, nawet najprostszych. Nie potrafiono sprzedać stoczni, a teraz chce się prywatyzować wszystko inne. Ale to tylko deklaracje. le by się stało, bo sprzedawanie nagle, to po diable, ale możemy być zupełnie spokojni, bo tego również rząd premiera Tuska nie zrealizuje. Jestem tego pewna. Jeśli premier się załamie na skutek moich słów, to będzie jedyne, co może jeszcze uda mu się zrobić.

Jacek Piechota, b. minister gospodarki
W tej dziedzinie reprezentuję niekoniecznie lewicowe podejście do prywatyzacji. Choć dziś czas dla prywatyzacji nie jest najlepszy, akcje skarbu państwa nie stoją specjalnie wysoko, rząd znalazł się w sytuacji przymusowej. Mimo to trzeba prywatyzować. Mądrze, rozsądnie i rozważnie prowadzona polityka w tym zakresie jest tutaj niezbędnym warunkiem. Powinno się podnosić wartość oferowanego majątku, sprzyjać dobremu zarządzaniu i szukać inwestorów, którzy będą chcieli w ten majątek inwestować. Nie należy doprowadzać wyłącznie do prostej sprzedaży. Np. w sektorze stoczniowym nie jest tak ważna cena, jaką zaoferuje inwestor, ile zapłaci za ten majątek. Można by nawet wybrać takiego, który mniej zapłaci, przyjąć nawet sprzedaż za symboliczną złotówkę, jeśli inwestor zobowiąże się do wysokich nakładów. Taka prywatyzacja ma wówczas sens.

Aleksandra Natalli-Świat, posłanka PiS, Komisja Finansów Publicznych
Sprywatyzować część przedsiębiorstw należy, ale nie może to być prywatyzacja, której celem jest wyłącznie chęć chwilowego zasypania dziury w budżecie, bo to podejście krótkowzroczne.

Prof. Mieczysław Kabaj, ekonomista, b. ekspert MOP
Po pierwsze, pośpieszna akcja w tej dziedzinie nie prowadzi do optymalnych efektów ekonomicznych. Szybko to tanio, a my jesteśmy specjalistami w sprzedawaniu majątku za 25% jego wartości. Druga sprawa to wpływ prywatyzacji na zatrudnienie. Z moich badań wynika, że za rządów AWS, czyli w latach 1997-2001, uzyskano gigantyczne kwoty z prywatyzacji i największy procent sprzedanych firm, ale liczba miejsc pracy zmniejszyła się o 1,2 mln. I mimo sporych przychodów nasze zadłużenie jeszcze wzrosło. Ogromna część prywatyzacji, ponad 80%, to była prosta sprzedaż przedsiębiorstw, a tylko 20% polegało na budowaniu nowych. Inwestorzy kupując gotowy zakład, najczęściej drastycznie zmniejszali zatrudnienie. Tymczasem za rządów SLD-UP prywatyzacja była niemalże zamrożona i wówczas inwestorzy zagraniczni tworzyli od nowa zakłady, co skutkowało w tym okresie stworzeniem około miliona nowych miejsc pracy netto. Kapitał zagraniczny szukał sposobu wejścia na nasz rynek i stawiał od podstaw nowe zakłady. Widać z tego, że masowa prywatyzacja prowadzi do wyzbywania się miejsc pracy, zwłaszcza że kapitał woli raczej kupować gotowe, niż budować.

Notował Bronisław Tumiłowicz

Wydanie: 2009, 37/2009

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy