Czy Ukraina się podzieli?

Czy Ukraina się podzieli?

Wschód, który woli Janukowycza, wypracowuje 80% ukraińskiego PKB i nie chce, by pełnia władzy znalazła się w rękach Juszczenki Szkoda, że Stalin nie wydzielił w czasach ZSRR Republiki Galicyjskiej [obejmującej tereny zachodniej Ukrainy – przyp. BG], wtedy prawdziwa Ukraina stałaby murem przy Rosji – powiedział kilka dni temu w Moskwie rosyjski deputowany. Nie tylko zresztą w rosyjskiej Dumie, ale także wśród moskiewskich intelektualistów i zwyczajnych ludzi rozwój wydarzeń na Ukrainie wywołuje zmienne nastroje i emocje. Jak skonstatował – w tym wypadku wyjątkowo trzeźwo – znany rosyjski politolog, Stanisław Biełkowski, „rosyjska elita polityczna (…) do dziś tego nie zrozumiała, że na Ukrainie doszło do rewolucji i wciąż postrzega wydarzenia w Kijowie jako dobrze opłacony przewrót zorganizowany przez socjotechników z Zachodu”. Te pomysły zaczęli podchwytywać w minionym tygodniu także ukraińscy politycy ze wschodu, a więc tej części Ukrainy, która wciąż generalnie stoi murem za Wiktorem Janukowyczem – niezależnie od skali ujawnianych coraz szerszą strugą fałszerstw podczas drugiej tury wyborów prezydenckich i decyzji ukraińskiego parlamentu, który przegłosował wotum nieufności dla rządu Janukowycza. Władze Odessy, rosyjskojęzycznego miasta na południu Ukrainy, zagroziły ogłoszeniem autonomii swego regionu, jeśli Wiktor Juszczenko przejmie ster władzy w Kijowie. – Nie chciałbym powtórzenia się tu scenariusza z byłej Jugosławii, ale jeśli jedna część [Ukrainy, czyli regiony zachodnie – przyp. BG] zachowuje się jak absolutny władca i odrzuca wolę połowy kraju, która głosowała inaczej, ta druga część wcześniej czy później odczuje pokusę utworzenia autonomii – ogłosił mer Odessy, Rusłan Bodelan. W ślad za tym na wiecu przed odesskim merostwem demonstracja ponad 3 tys. osób przyjęła rezolucję domagającą się autonomii dla regionu. Manifestanci zażądali także zwołania zgromadzenia deputowanych z wszystkich regionów południa i wschodu, które przedyskutowałoby utworzenie „terytorium nowej Rosji”, niezależnego zarówno od Moskwy, jak i od Kijowa. Wcześniej merowie kilku miast regionu Doniecka oraz szefowie tamtejszych wielkich zakładów przemysłowych przyjęli rezolucję, według której mieszkańcy Doniecka, jeśli Wiktor Juszczenko przejmie władzę w Kijowie, będą mieli „prawo samodzielnego decydowania o losie swego regionu”. W Doniecku gubernator już praktycznie zapowiedział, że taki plebiscyt powinien się odbyć najpóźniej 9 grudnia br. Z kolei bliski współpracownik Janukowycza, Wołodymyr Rusienko, zapowiedział, że prowincje ukraińskiego wschodu zastrzegają sobie prawo zorganizowania referendum na temat struktury terytorialnej oraz utworzenia autonomicznego regionu Południe-Wschód. Znamienne wydaje się swoiste ostrzeżenie towarzyszące tej zapowiedzi, że tworzące taką autonomię regiony „obejmowałaby powierzchnię większą od zachodniej [popierającej Juszczenkę – przyp. BG] Ukrainy, a w sensie ekonomicznym dostarczałyby 80% ukraińskiego PKB”. Odesskie radio ogłosiło przy okazji, że skoro to właśnie na ukraińskim wschodzie ludzie tak ciężko pracują i tyle produkują, to powinna być szanowana ich wola, także ta wyrażona w ostatnich prezydenckich wyborach, a jeśli nie, to „po co posyłać nasze dochody do Kijowa i finansować rewolucjonistów prowadzących wobec nas prawdziwe polowanie na czarownice?”. Czy te pogróżki i zapowiedzi są realistyczne i mogą grozić Ukrainie rzeczywistym rozpadem na dwie części? Na świecie przynajmniej część ekspertów i polityków bierze je za dobrą monetę. Amerykańscy politolodzy waszyngtońskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) piszą wręcz: „Ukraina balansuje na krawędzi katastrofy. Janukowycz najwyraźniej wygrywa kartę separatystyczną. Jeśli Kuczma zwróci się przeciw niemu i dojdzie do nowych wyborów, które wygra Juszczenko, Janukowycz może postawić na separatystów we wschodniej Ukrainie. Czy dojdzie do powtórzenia scenariusza Mołdawii [gdzie powstała tzw. Republika Naddniestrzańska, popierana przez Moskwę i zamieszkana przez Rosjan – przyp. BG], jeszcze nie wiadomo, ale takie ryzyko istnieje”. Eksperci CSIS wskazują, że w politycznym establishmencie wschodniej Ukrainy istnieją takie siły jak osławiony „klan doniecki”, które mogą pragnąć jeśli nie odrębnego niepodległego państwa, to czegoś podobnego właśnie do Republiki Naddniestrzańskiej. – Aby to osiągnąć, niepotrzebne jest nawet poparcie większości populacji regionu, tylko poparcie dzierżących władzę ekonomiczną, kontrolujących media i miejscowe siły bezpieczeństwa. Rosja wolałaby, aby Janukowycz wygrał w wyborach uznanych za uczciwe, ale jeśli to się nie uda, może się starać destabilizować

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 50/2004

Kategorie: Świat