Czy wysłuchamy Papieża?

Czy wysłuchamy Papieża?

Miłosierdzie to przesłanie nieefektowne. Czy wyda się ono Polakom zbyt mało dramatyczne, aby je zapamiętać? Gdzie podziało się morze flag i transparentów zawsze dotąd towarzyszących papieskim wizytom? Co stało się z atmosferą ludowego, wesołego pikniku podczas mszy i spotkań z Janem Pawłem II? Czego więcej było w jego niedawnej pielgrzymce: radości, że był z nami, czy niepokoju, który wywoływało widoczne cierpienie, z jakim znosił trudy krakowskiej wizyty? Dla obserwatorów i uczestników kolejnych podróży Papieża do rodzinnego kraju różnica między tym, co było kiedyś, a reakcjami ludzi w sierpniu 2002 r. była wyraźna. Tłumy na mszach i trasach przejazdu Jana Pawła II były szczęśliwe, że widzą (często tylko przez chwilę) jego osobę, ale i zaniepokojone każdą oznaką papieskiego osłabienia. Podczas centralnego punktu mszy na krakowskich Błoniach – przeistoczenia, kiedy Papież mówił o ciele Jezusa, które będzie dane, sam wyglądał „jakby prawie umierał”, jak określił to m.in. prof. Jan Grosfeld z Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Widać było, że strasznie cierpi. Nawet nie chciał tej słabości ukrywać. Sam odwoływał się do swojej fizycznej ułomności wiele razy. Powrócił m.in. po latach do sformułowanej po raz pierwszy w 1979 r. prośby, by Polacy modlili się za niego „za jego życia i po śmierci”. 23 lata temu takie wezwanie, wypowiadane przez człowieka pełnego energii i „rządzącego” tłumami brzmiało jednak zupełnie inaczej. Odnosiło się do możliwości tak odległej, że absurdalnie nieprawdopodobnej. Teraz cień przejścia na drugą stronę towarzyszył słuchaniu nauk Jana Pawła II. Jego głos nie był głosem władcy świata, ale starego, schorowanego Ojca, który tylko nadzwyczajnym wysiłkiem woli trwa na Piotrowym tronie i zamierza na nim pozostać do końca. Czy papieskie nauki brzmiały przez to mniej dobitnie dla milionów słuchaczy? Być może. Siła Jana Pawła II – i to nie tylko w Polsce – zawsze tkwiła przecież w jego umiejętności panowania nad tłumem, a także dopowiedzenia prostych słów do czytanych homilii, okraszenia zrozumiałym dla prostego człowieka żartem skomplikowanych prawd, o których znaczeniu przypominał. Teraz było tego niewiele. Za to każda taka dodatkowa wypowiedź wywoływała entuzjazm. Jak w ogóle słuchamy Papieża? To pytanie towarzyszyło obecnej pielgrzymce. Zagraniczni dziennikarze byli (po raz kolejny) pod wrażeniem ludowej ochoty na przyjmowanie nauk Jana Pawła II. Niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” w redakcyjnym komentarzu zwrócił w związku z tym uwagę na podkreślaną często przez zachodnie media przepaść między uwielbieniem Polaków dla Papieża a nieprzestrzeganiem głoszonych przez niego zasad – chociażby w życiu seksualnym. Ale „ten papież, kwitowany na Zachodzie uśmieszkiem jako uciążliwy wyrzut sumienia i uparty człowiek, którego wzrok skierowany jest wstecz, w Polsce jest przynajmniej słuchany”, zauważa „FAZ”. Słuchany czy wysłuchiwany? No właśnie. Przedstawiciele Kościoła nie mieli wątpliwości, że także to drugie. Żegnając Papieża, prymas Polski, kardynał Józef Glemp – jednoznacznie odnosząc się do tej wątpliwości – powiedział z mocną pewnością: „My więcej oglądamy albumów o Ojcu Świętym niż czytamy tekstów, ale wiemy, o co Ojcu Świętemu chodzi w przekazie jego pouczeń”. Przy okazji pojawiła się w wystąpieniu prymasa litania tez mających udowodnić, że „niedowiarkowie” nie mają racji. Nawet ludzie bliscy Kościołowi zastanawiali się, czy jest to stuprocentowa prawda. I czy będzie to prawda po sierpniowej pielgrzymce, podczas której Jan Paweł II tak wiele mówił o miłosierdziu bliźniego. Warto zwrócić uwagę na komentarz prof. Jadwigi Staniszkis, mówiącej: „W kulturze Europy Środkowej – takiej chłopskiej kulturze, która widzi świat poprzez zmitologizowaną narrację – łatwiej przeżyć coś, co wyraża się w kategoriach walki dobra ze złem – do której nawiązywało przesłanie papieża z 1979 r. Miłosierdzie, przesłanie pozornie nieheroiczne, być może ludziom wyda się zbyt mało dramatyczne, aby je zapamiętać”. Czy wysłuchamy wobec tego Papieża? Także w przeszłości w komentarzach przed i po papieskiej wizycie zwracano uwagę, że Polacy rozumieli z jego pouczeń nie wszystko i nie zawsze dokładnie. W czasach PRL msze z jego udziałem były tyleż religijnym przeżyciem, co świadectwem politycznego protestu – dokumentowanym przez tysiące sztandarów „Solidarności” i transparentów z prowokacyjnymi wobec władzy tekstami (czego tym razem w ogóle nie było). W latach 1997 i 1999 miliony uczestniczyły w spotkaniach z Papieżem, słuchały jego homilii, ale przecież w pamięci

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 34/2002

Kategorie: Kraj