Demokratyczny efekt domina

Demokratyczny efekt domina

Powstanie Partii Demokratycznej najbardziej szkodzi PO i PiS, które już podzieliły się władzą Partia Demokratyczna, chociaż jeszcze nawet nie powstała, już wywołała polityczne trzęsienie ziemi. Wejście do gry polityków Unii Wolności oznacza kłopoty dla ugrupowań, które szykowały się do przejęcia pełni władzy. Pojawienie się nowej formacji ma znaczenie o tyle, że stanie się ona katalizatorem zmian na scenie politycznej, zarówno po prawej, jak i po lewej stronie. Panika – tak można określić nastrój, jaki panuje w Platformie Obywatelskiej. Liderzy PO zdają sobie sprawę, że polityczne plany Tadeusza Mazowieckiego i Władysława Frasyniuka najboleśniej odbiją się na nich. Zdaniem socjologów, Platforma może się znaleźć na równi pochyłej. Jeśli w sondażach przeskoczy ją PiS, straci nie tylko kilka mandatów, lecz także fotel premiera, co dotkliwie odczuje cierpiący na przerost ambicji Jan Rokita. – Wyborcy PO to w dużej mierze dawni sympatycy UW, którzy uwierzyli, że Platforma, będąc partią z rodowodem UW, będzie jednocześnie skuteczniejsza. Teraz, kiedy PO stała się partią bardziej radykalną, a jednocześnie powstaje Partia Demokratyczna, mają gdzie wrócić – zauważa prof. Wojciech Łukowski. Inicjatywa Unii Wolności tym bardziej rozsierdziła platformersów, że powtórzyła dokładnie taki sam manewr, jaki wykonała PO w 2001 r. Wówczas PO także wyczuła rosnącą koniunkturę na partię umiaru i zaczęła się kreować na ugrupowanie centrowe. Tyle że wtedy – parafrazując słowa Rokity – do UW dołączył Andrzej Olechowski, a dziś Jerzy Hausner. Na takie porównania burzy się Zyta Gilowska, mówiąc, że różnica jest zasadnicza, bo Olechowski to przecież… elegancki mężczyzna. Podobieństwa między PO sprzed czterech lat a Partią Demokratyczną są uderzające. Już w pierwszym zdaniu deklaracji ideowej czytamy: „Platforma Obywatelska zrodziła się z protestu przeciwko złej polityce”. Dokładnie taki sam cel przyświeca teraz demokratom. Liderzy obu formacji korzystają z tych samych haseł: „Pokażemy, że polityka nie musi być brudna”, „Państwo ma być dla obywateli”, „Dość zawłaszczania państwa przez polityków”. Obie partie zaczynają swą karierę polityczną… demonstracyjnie odcinając się od polityki. Zepchnąć PD na lewicę Aby zaakcentować różnice, liderzy PO starają się zepchnąć PD na lewą stronę sceny. Donald Tusk najpierw zachwala, że to dobrze, że pod skrzydłami Frasyniuka i Mazowieckiego powstaje prawdziwa lewica, a później ubolewa, że taka porządna partia jak UW skumała się z „komuchami”. Tusk, niczym tonący, chwyta się brzytwy i nagłaśnia plotki, że „PD narodziła się podczas rozmowy Michnika z Urbanem” i że Frasyniuk „chodził do Kwaśniewskiego ustalić kolejne ruchy”. W ten sposób stara się zdyskredytować konkurenta w oczach centroprawicowych wyborców. – To są przykre sygnały dla sympatyków UW. Oni nie będą chcieli być w partii, w której symbolami są Kwaśniewski czy Cimoszewicz – mówi Tusk. Nic to, że akurat Hausnerowi i Belce trudno przypiąć łatkę komunisty. Nic to, że jeszcze niedawno PO krytykowała SLD, że przycina plan Hausnera, bo jest za mało socjalny, a za bardzo liberalny. Święte oburzenie wywołują słowa Frasyniuka o tym, że próbuje uporządkować scenę polityczną według kryteriów ideowych, a nie środowiskowych. To wbrew dominującym, prawicowym nastrojom, że ludziom z PRL-owskim rodowodem nie podaje się ręki. Tymczasem, jak mówią socjologowie, w SLD jest więcej liberałów niż w PO – znaleźli się tam, bo wepchnęła ich tam historia. Ale przezwyciężanie historycznych podziałów nie jest wygodne dla prawej strony, bo łatwiej mówić o historii niż o przyszłości. – Mam wrażenie, że PD chce uratować wpływy lewicy na to, co się dzieje w Polsce – przekonuje dalej lider PO. – Marszałek Tusk wyjątkowo bałamutnie zarzuca nowej partii, że usiłuje uratować SLD. To bardzo dziwna forma pomocy lewicy. Myślę nawet, że po raz pierwszy UW jest w stanie ostatecznie rozbić lewicę, przejmując działaczy, którzy mają liberalne poglądy, i pozbawiając ją najlepszych umysłów. Wyjęcie Belki z SLD to przykład próby rozbicia Sojuszu – ocenia prof. Kazimierz Kik. Platforma w potrzasku Platforma nieopatrznie opuściła bezpieczne miejsce w centrum i puściła się w pogoń za PiS. Zakładając koalicję z Kaczyńskimi, starała się odebrać im głosy, by mieć po wyborach jak najmocniejszą pozycję. Ale teraz będzie im niezwykle trudno wrócić na te same pozycje nie, tracąc części sympatyków.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2005, 2005

Kategorie: Kraj