Dialog pod kulami

Dialog pod kulami

„Plonter”, czyli izraelski teatr szuka przyszłości Para uzbrojonych po zęby żołnierzy strzeże wejścia na salę teatralną. Wykrzykują coś do mnie nieprzyjaźnie. Chyba po arabsku. Ktoś pokazuje dowód tożsamości. Wyciągam paszport. Żołnierz ogląda dokument wnikliwie, porównuje zdjęcie z oryginałem. Przepuszcza, mogę wchodzić. Tak to się zaczyna. Nie jestem zaskoczony. Widzę ten spektakl po raz drugi. Wcześniej widziałem go podczas międzynarodowego festiwalu teatralnego w Seulu i, przyznam szczerze, podejrzewałem teatr o manipulację, studencką zgrywę. No cóż, pamięta się te spektakle z czasów festiwali teatru otwartego we Wrocławiu, kiedy ściśnięci jak śledzie w beczce czekaliśmy na początek przedstawienia, niepewni, kto wejdzie do środka. Ale tym razem chodzi o coś zupełnie innego. Kontrola przed wejściem na salę to blady cień tych rzeczywistych kontroli, jakie przechodzą na co dzień Palestyńczycy na punktach granicznych w Strefie Gazy i innych terytoriach pod tymczasową okupacją izraelską. Palestyńczycy (i nie tylko) muszą się poddać temu narzuconemu przez okoliczności systemowi upokorzeń, jeśli chcą się poruszać między strefami. Twórcy spektaklu uchwycili to znakomicie. Przedstawienie nazywa się „Plonter”, co w slangu sabra oznacza coś na kształt węzła, słowo bliskie znaczeniowo węzłowi gordyjskiemu, którego nie sposób rozwiązać, chyba że się wpadnie na koncept Aleksandra Macedońskiego. Sytuacja tak się właśnie przedstawia – konflikt żydowsko-palestyński to zasupłany węzeł, splot niekończących się i zadawnionych pretensji. I teatr próbuje (ale czy jest w stanie?) je przezwyciężyć. „Plonter” to coś znacznie więcej niż spektakl – trudno widowisko oceniać wyłącznie w kategoriach artystycznych. To przede wszystkim deklaracja polityczna, wypowiedź w dyskusji o przyszłości Izraela, najwyraźniej w duchu postsyjonizmu, który kwestionuje zasadność traktowania Izraela wyłącznie jako państwa żydowskiego. Spektakl dojrzewał powoli. Jego młoda reżyserka i autorka sztuki Yael Ronen należy do drugiej generacji Izraelczyków. Już w szkole teatralnej pisała sztuki z grupą młodych aktorów. Jej dramaty: „Przewodnik udanego życia” (2004), „Plonter” (2005), „Czary” (2007) spotkały się z uznaniem w Izraelu i za granicą. „Plonter” jest owocem trwającej dobre osiem miesięcy wspólnej pracy dziewięciorga młodych izraelskich aktorów – piątki Żydów i czwórki Arabów, którzy przygotowywali swoje role, odwołując się do realnych źródeł i lekcji historii. Odwiedzali palestyńskie miasta, osiedla żydowskie i punkty kontrolne. Rozprowadzali kwestionariusze na temat konfliktu żydowsko-palestyńskiego, początkowo wśród rodzin i przyjaciół, potem wśród spotykanych ludzi. Razem studiowali historię, rozmaicie odmalowaną w palestyńskich i izraelskich źródłach, odnajdując, jak mówi Ronen, „to, czego nie nauczono nas w szkole”. To było dla nich bardzo osobiste doświadczenie. Trudno tu mówić o akcji biegnącej od zawiązania do zakończenia, jak w sztuce dobrze skrojonej. „Plonter” to raczej zbiór scen ilustrujących codzienność w podzielonym Izraelu, w szczególności na tzw. terytoriach. Scenariusz ukazuje rodziny izraelskie, żydowskie i palestyńskie, żołnierzy, wojowniczych demagogów, cynicznych obrońców praw człowieka i zdezorientowanych strażników. Co ważne, w role palestyńskich i żydowskich bohaterów wchodzą wszyscy aktorzy – nie ma tu podziału na grających tylko Arabów lub tylko Żydów. Ton tej opowieści rozciąga się od satyry do powagi. Dekoracje, uzupełniane od czasu do czasu impresjami filmowymi, przedstawiają rozmaite wnętrza: od salonu w Tel Awiwie po cmentarz i wnętrze autobusu. Paradoksalnym spoiwem widowiska jest mur, wznoszony między Izraelem a Zachodnim Brzegiem. W jednej ze scen palestyński dom, stojący na granicy stref, zostaje dosłownie przepołowiony murem: kuchnia i łazienka pozostają po stronie Izraela. „Czy używacie ich często?”, pytają izraelscy robotnicy właściciela domu przed instalacją punktu kontrolnego w jego salonie. „Kiedy będziecie potrzebowali ich użyć, powiedzcie żołnierzowi, że to humanitarna sprawa”. Narracja ma luźną strukturę, a jej punktem zwrotnym jest przypadkowa śmierć 11-latka, Khalila Barthouma, zabitego przez żołnierzy izraelskich. Yoni z elitarnej jednostki izraelskiej po śmierci Khalila przechodzi piekło wyrzutów sumienia, chce wystąpić z wojska. Matka Yoniego, Tsippi Peleg, to głupiutka kobieta o dobrym sercu (notabene pochodząca z Polski), dumna z wojskowej kariery syna, ale pragnąca też lepiej zrozumieć Arabów. Pewnego piątku zaprasza na obiad arabskie małżeństwo. To podobno bardzo w Tel Awiwie modne: żydowska rodzina powinna mieć swojego zaprzyjaźnionego Araba. Koniec wieczoru jest krępujący:

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 37/2008

Kategorie: Kultura