Disco rozwali wszystko

Disco rozwali wszystko

Napaści z siekierami i kamieniami oraz profanacja grobów to normalna sceneria dla dyskoteki w Konojadach Z jednej strony kościół, z drugiej cmentarz. W środku budynek wiejskiego domu kultury. Jednak dziś nie ma tam ani śladu po kulturalnej placówce. W zamian – co sobotę i w każde święta – dyskoteka. Wówczas dawny WDK zamienia się w „Venus” – dance club, jak głosi napis przy wejściu. Naprzeciwko „Venus”, za asfaltową drogą, dom rodziny Rudników. – To wesoły rewir – nie ma wątpliwości część mieszkańców Konojad, małej wsi w woj. kujawsko-pomorskim. Lecz wcale im nie do śmiechu. Teresa Rudnik, w koszulce z satanistycznymi motywami, stoi w progu domostwa. – Wszystkie szyby powybijali! – zawodzi ochrypłym głosem. – Nie mam na nowe, to dykty wkładam. Ale jak walną kamieniem, takim ze trzykilowym, to i dykta nie wytrzyma. Cud, że nikogo nie zabili. Krew na ścianach Kobieta zaprasza do środka zniszczonego i zaniedbanego domu. Z sieni widać niemal wszystkie pomieszczenia. Brudne, od lat niemalowane ściany, zdemolowane meble, podarte dywany. W powietrzu zapach stęchlizny. W samym przedpokoju na ścianach bure plamy. Zaschnięta krew. – To nic – macha ręką gospodyni. – Świnię szlachtowalim, pryskało, to i plamy zostały. Niczym nie dało się zmyć – zapewnia rzeczowym głosem, po czym kontynuuje wcześniejszy monolog. – Kto rzuca? Właściciel „Venus” i jego ochroniarze. Czasem też swoich gości kusi, by mi podokuczali. I za co? Za niewinność. Na początku nie miała nic przeciwko dyskotece. Ale, opowiada, parę miesięcy temu zaczęły się prześladowania. Właściciel dyskoteki oskarżył jej najstarszego syna, Wojtka, o włamanie do klubu. Raz, drugi, trzeci. – A to nieprawda, syn nie kradł! – oburza się Rudnikowa. – Jest upośledzony, nie odważyłby się. Właściciel nie wierzył. Ciągle nasyłał policję. Potem zaczął wybijać szyby. Najgorzej było w kwietniu, kiedy razem z ochroniarzami chciał pobić syna i męża. Ta wersja wydarzeń różni się od ustaleń policjantów z Komendy Powiatowej Policji w Brodnicy. Wynika z nich, że to Teresa Rudnik, jej mąż, brat i dwóch synów zaatakowali Grzegorza Ścieszyńskiego, dzierżawcę pomieszczeń WDK. Mężczyznę dotkliwie pobito. Następnego dnia rodzina Rudników ponownie przypuściła szturm na szefa dyskoteki. Tym razem przy użyciu kijów i siekier. Gdy mężczyzna schronił się wewnątrz WDK, napastnicy wytłukli wszystkie frontowe szyby w budynku. Grozili przy tym Ścieszyńskiemu śmiercią i podpaleniem lokalu. – Brat zrobił odwet – tłumaczy powody ataku na „Venus” Marcin Rudnik, jeden z synów Teresy. – Za to, że dzień wcześniej nas pobili, my im wypieprzyliśmy szyby. Należało się, co nie? Napad na dyskotekę przerwała policja. W akcji wzięło udział aż 12 funkcjonariuszy. – Zatrzymaliśmy pięciu członków tej rodziny, w tym jedną kobietę – relacjonował mi dzień po zdarzeniu podinspektor Kazimierz Bartnicki z KPP w Brodnicy – Wkrótce zostaną im postawione zarzuty pobicia, niszczenia mienia i stosowania gróźb karalnych. Krowa w piwnicy Atak na „Venus” zakończył się dla Rudników 48-godzinnym zatrzymaniem i ustaleniem dozoru policyjnego. Zdaniem Grzegorza Ścieszyńskiego, nie są to wystarczające środki. – Oni są nieobliczalni! – twierdzi. – Powinno się ich odizolować. Kłamią, że wybijam im szyby. Robią libacje, biją się, kłócą między sobą, to i szyby lecą. A tego Wojtka to sam na gorącym uczynku kilka razy złapałem. Zresztą oni wszyscy kradną jak najęci. Wystarczy ludzi popytać. Potwierdzą. Większość mieszkańców Konojad nie chce mówić o Rudnikach. Boją się. – A bo to wiadomo, komu spuszczą lanie? – mówią. Ale opowiadają, że w marcu na przykład z pobliskiego PGR zginęła krowa. I to nie byle jaka, bo jałówka wysoko cielna. Dwa dni później policjanci znaleźli ją… w piwnicy u Rudników. Ledwie żywą. W kwietniu na teren gospodarstwa Rudników wjechała straż pożarna w asyście radiowozu. Z bajorka przy oborach strażacy wyłowili rzeczy, o których mieszkańcy wsi w większości pozapominali. Bo kto pamięta, co mu przed dziesięcioma laty zginęło? Na dnie nie zabrakło jednak i świeższych „fantów”. Na przykład głośników stereo pochodzących z „Venus”. – Sprawdzał pan na policji, w straży? I co, nie miałem racji? – upewnia się w trakcie następnego spotkania Grzegorz Ścieszyński. – Cmentarz to też

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 28/2002

Kategorie: Kraj