Dwa lata bezrobotny z Olsztyna walczył w sądzie z urzędem o należne mu środki Po tym jak Sąd Okręgowy w Olsztynie wytknął niekompetencję pracownikom miejskiego urzędu pracy, jego dyrektor powinien spalić się ze wstydu. Ale nic takiego nie nastąpi, bo urzędnicy kryją się za szyldem instytucji podległej prezydentowi miasta. I tak dobrze, że wyrok sądowy powstrzymał egzekucję należności od Marka Płaksy, który nie musi zwracać dotacji przyznanej mu na rozpoczęcie działalności gospodarczej. Ta walka jednak kosztowała go wiele zdrowia. Człowiek – najlepsza inwestycja Marek Płaksa, rocznik 1975, wkraczał w dorosły świat już w erze polskiego kapitalizmu. Jako absolwent technikum samochodowego planował rozkręcić biznes w swoim fachu. W końcu dopiął swego i w 1998 r. kupił używany pojazd, rejestrując firmę taksówkową. Pech chciał, że pożyczył samochód koledze, a ten rozbił go kompletnie, pozostawiając pana Marka z długami i złudzeniami. Płaksa zlikwidował działalność tego samego dnia, w którym ją rozpoczął (25 marca), co później zostało potwierdzone w zaświadczeniu naczelnika urzędu skarbowego. Nie zadbał jednak o wykreślenie firmy z Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEIDG). – Potem o wszystkim zapomniałem, zajmując się zarabianiem na chleb – wspomina Marek Płaksa, który jeździł po Polsce jako przedstawiciel handlowy, a w Warszawie po raz pierwszy zetknął się z optyką. Pracował w salonie optycznym i ukończył kurs w tej dziedzinie, co zajęło mu kilka dobrych lat. Ale że był już żonaty i urodziło mu się drugie dziecko, żona nakłaniała go do powrotu do Olsztyna. Wtedy znajomi doradzili, żeby założył sklep optyczny, skoro optyka stała się jego pasją. Pomysł dobry, tylko skąd wziąć kapitał na rozkręcenie interesu? Obawiał się brać kredyt z banku, a żadnego dobrego wujka nie miał. Koleżanka podpowiedziała mu, że może się ubiegać o bezzwrotną dotację z urzędu pracy w ramach unijnego programu „Człowiek – najlepsza inwestycja”. Taki jest wkład państwa w walkę z bezrobociem, które na Warmii i Mazurach wynosi 17% i jest najwyższe w Polsce. Odkrycie w ratuszu – Najpierw zarejestrowałem się jako bezrobotny, a po pewnym czasie złożyłem wniosek o dofinansowanie początku działalności gospodarczej. Urzędniczki rozwiały wszystkie moje obawy, a i ja widziałem przyszłość w jasnych barwach – opowiada pan Marek. Oprócz wniosku złożył oświadczenie, że w ostatnich 12 miesiącach nie prowadził działalności gospodarczej, po czym przyznano mu prawie 22 tys. zł na zakup nowego sprzętu i wyposażenia zakładu. Jako poręczyciele wystąpili jego ojciec i kolega. Z pomocą rodziny kupił też mały lokal (33 m kw.) w centrum miasta, wyremontował go i zaczął urządzać. Wtedy pojawiły się kłopoty. Bo choć dotacja na rozruch działalności jest bezzwrotna, nie udziela się jej bezwarunkowo. Był styczeń 2014 r. Po dostarczeniu do urzędu miasta wymaganych dokumentów Marek Płaksa bez problemu uzyskał wpis do CEIDG. Wszystko było w porządku, urzędniczka ratusza pogratulowała mu, że został nowym przedsiębiorcą… A dzień później ta sama urzędniczka poinformowała pana Marka, że ponieważ od 16 lat prowadzi działalność gospodarczą, dotacja mu się nie należy. – Byłem przerażony – wspomina tamtą chwilę. – Przecież ani w ratuszu, ani w urzędzie pracy żadnej mojej działalności gospodarczej wcześniej nie stwierdzono, nie płaciłem składek ZUS i byłem przekonany, że niczego nie ukrywałem. Co najwyżej mogłem coś przeoczyć. Rzecznik z pomocą Nachodził urzędników, próbując wyjaśnić sytuację, dostał się nawet do samego prezydenta Olsztyna, któremu podlega MUP. Ten wcześniej spotkał się z prawniczką urzędu pracy, potem wysłuchał pana Marka, poklepał go po ramieniu i pożegnał stwierdzeniem: „Ja pana rozumiem, ale te pieniądze musi pan zwrócić”. Płaksa nie godził się na to, więc miasto Olsztyn (w imieniu MUP) zażądało zwrotu pieniędzy. Gdy Płaksa nie spełnił żądania, został pozwany do sądu rejonowego, gdzie po krótkiej rozprawie zapadł niekorzystny dla niego (i żyrantów) wyrok. Mieli zwrócić dotację wraz z odsetkami i do tego 3,6 tys. zł kosztów procesu. – Mój ojciec gotów był nawet zorganizować zbiórkę w rodzinie i wszystko spłacić, żeby tylko dali nam spokój – opowiada Marek Płaksa. On sam jednak się nie poddał, zwłaszcza że już otworzył sklep optyczny i zdobywał kolejnych klientów. Poprosił więc kancelarię mec. Lecha Obary z Olsztyna o złożenie apelacji, zwrócił się
Tagi:
Marek Książek









