Dramat syryjskich chrześcijan

Dramat syryjskich chrześcijan

Dżihadyści prześladują, porywają i mordują „niewiernych” Syryjscy chrześcijanie boją się o swoją przyszłość. Islamscy ekstremiści terroryzują ich, zmuszają do płacenia podatku dla „niewiernych” albo zabijają. Wyznawcy chrystianizmu znaleźli się między frontami wojny domowej, w której zginęło już 110 tys. ludzi. 450 tys. chrześcijan musiało uciekać, niektórzy schronili się za granicą, inni w spokojniejszych regionach, przede wszystkim w Damaszku kontrolowanym przez wojska rządowe. Patriarcha Ignacy Józef III Younan, najwyższy zwierzchnik syryjskiego ortodoksyjnego Kościoła katolickiego, od 1781 r. będącego w unii z Rzymem, oskarża: „Syryjscy chrześcijanie zostali przez Zachód zdradzeni i sprzedani za ropę. Zachód przez ostatnie dwa lata nie robił nic poza zaopatrywaniem w broń rebeliantów, wszystko jedno, czy są islamistami czy nie”. Rezydujący w Bejrucie patriarcha przypomina, że Zachód i Turcja od dwóch lat zapowiadają, że reżim w Damaszku upadnie. To albo kłamstwo, albo fatalny błąd. Reżim trwa, Syria została spustoszona, tysiące ludzi straciło życie – mówi i wskazuje, że „broniący demokracji” Zachód ściśle współpracuje z Arabią Saudyjską i Katarem, najbardziej reakcyjnymi państwami świata. Strącony krzyż Z Syrii napływają hiobowe wieści. W prowincjach As-Suwajda i Idlib dżihadyści zabili chrześcijańskich lekarzy, duchownych, a nawet poetę, który przyłączył się do powstania. 5 września islamscy ekstremiści z organizacji Front Obrony Ludności Lewantu (Dżabhat al-Nusra) wdarli się do miejscowości Maalula, położonej 55 km na północny wschód od Damaszku, będącej symbolem chrześcijaństwa w Syrii. Wznoszą się tu zabytkowe kościoły i słynny żeński klasztor św. Tekli. Według tradycji Tekla, dziewicza uczennica św. Pawła, uciekała przed prześladowcami. Wtedy otworzyły się góry, dając jej schronienie. Tak powstała Maalula, jedno z nielicznych miejsc, gdzie wciąż żywy jest aramejski, język, w którym mówił i nauczał Jezus. Chrześcijanie i muzułmanie przez wieki żyli tu w zgodzie. Wyznawcy obu religii pielgrzymowali do świętych miejsc Maaluli. Harmonię tę zniszczyli islamiści. 5 września pochodzący z Jordanii bojownik Al-Nusry wysadził się w powietrze w samochodzie pełnym materiałów wybuchowych, masakrując żołnierzy armii rządowej strzegących miasteczka. ONZ wpisała Front Obrony Ludności Lewantu na listę ugrupowań terrorystycznych. Organizacja ta jest powiązana z Al-Kaidą z Iraku. Chrześcijanie z Maaluli próbowali ratować się ucieczką, ale nie wszystkim się udało. „Dżihadyści wdarli się do miasta o świcie. Krzyczeli, że są z Al-Nusry i że przybyli dręczyć krzyżowców”, opowiada chrześcijanka Marie. 62-letni Adnan Nasrallah widział bojowników strzelających do krzyży. Jeden z napastników przyłożył pewnemu chrześcijaninowi lufę karabinu do głowy i zmusił do islamskiego wyznania wiary: „Nie ma Boga prócz Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem”. Adnan Nasrallah przez 42 lata mieszkał w USA, gdzie w stanie Waszyngton prowadził restaurację Maalula. Na swoje nieszczęście wrócił do Syrii krótko przed wybuchem wojny domowej, chciał promować rozwój turystyki, sfinansował w Maaluli wiatrak wytwarzający prąd. „Teraz wszystko, co tu stworzyłem, poszło z dymem. 40 lat pracy na marne”, skarży się. Według katolickich agencji informacyjnych Fides i Asia News, dżihadyści palili ikony i zrzucili krzyż z kopuły kościoła św. Sergiusza. 7 września zamordowali trzech młodych chrześcijan należących do miejscowej milicji. Jeden z nich mógł ocalić życie, przechodząc na islam. Odmówił. Podcięto mu gardło. „Jezus nie przyszedł, aby go uratować”, drwił zabójca. Pogrzeb tej trójki odbył się trzy dni później w zamieszkanej głównie przez chrześcijan dzielnicy Damaszku. Niektórzy bojownicy z bardziej umiarkowanej Wolnej Armii Syryjskiej, często pochodzący z okolicy, usiłowali chronić chrześcijan przed fanatykami z Al-Nusry, wśród których jest wielu przybyszy z zagranicy, opłacanych przez Arabię Saudyjską i Katar. Wiele jednak nie wskórali. Dowództwo syryjskie wysłało milicje chrześcijańskie i złożone z irackich szyitów, które miały odbić miasto. Do 12 września pozostało ono jednak w rękach islamistów. W Maaluli mieszkało ok. 5 tys. osób. Po ataku dżihadystów pozostała ich tylko garstka, w tym mniszki z klasztoru św. Tekli oraz osierocone dzieci będące pod ich opieką. Przełożona klasztoru, matka Pelagia Sayaf, powiedziała: „Jeśli Maalula przetrwa, będzie to prawdziwy cud. Miasto jest puste, tak puste, że na murach możemy widzieć duchy”. Tragedia Maaluli przeraziła syryjskich chrześcijan. Wielu doszło do wniosku, że nie mają przyszłości w ojczyźnie. Przed wybuchem wojny domowej w marcu 2011 r.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 38/2013

Kategorie: Świat