Amerykanie zbroją się na potęgę

Amerykanie zbroją się na potęgę

Rosną domowe arsenały. W ciągu zaledwie trzech miesięcy Amerykanie kupili ponad 5 mln sztuk broni

Korespondencja z USA

Nie pozwól, by kryzys się zmarnował – jako pierwszy tej błyskotliwej maksymy użył w 1976 r. ekonomista medyczny M.F. Weiner, opisując relacje między lekarzem a pacjentem. Teraz amerykańscy nacjonaliści nadają jej nowe znaczenie. Podczas gdy Ameryka płonie w ogniu protestów po śmierci George’a Floyda, oni usiłują wzniecić jeszcze większy pożar – regularną wojnę domową.

Ostatni tydzień maja 2020 r. zapisze się w amerykańskiej historii jako wyjątkowo bolesny. Pandemia koronawirusa właśnie zabrała 100-tysięczną ofiarę, a biały policjant z Minnesoty udusił bezbronnego czarnoskórego mężczyznę, czym wywołał protesty i zamieszki na tle rasowym na skalę nieoglądaną od czasów zabójstwa Martina Luthera Kinga w 1968 r.

W Denver w Kolorado pokojowe z początku manifestacje już pierwszego dnia przerodziły się w zamieszki. I jak wszędzie szwadrony uzbrojonej po zęby, bezlitosnej i beznamiętnej policji stanęły naprzeciw obywateli, którzy domagali się społecznej sprawiedliwości, sprzymierzeni z ruchem Black Lives Matter. W weekend rozruchy eskalowały. Gubernator Jared Polis, idąc śladem władz innych stanów, ogłosił w Denver godzinę policyjną, pierwszą w historii miasta.

Kto się bawi w Boogaloo

Czytałam te doniesienia ze smutkiem, ale moją uwagę przykuło coś innego. Oto nie wszyscy cywilni uczestnicy starć w Denver byli tacy bezbronni. Policja została zaalarmowana, że grupa młodych mężczyzn kręcąca się koło półciężarówki być może planuje atak na dużą skalę. Funkcjonariusze skonfiskowali broń, w tym półautomatyczną, wypełniającą bagażnik po brzegi, do tego amunicję i inny sprzęt wojskowy. Właścicielem auta okazał się mieszkaniec mojego własnego miasta, Fort Collins, 20-letni Chevy McGee. McGee utrzymuje, że w Denver był przejazdem, chciał tylko popatrzeć, co się dzieje, a to, że miał w bagażniku taki arsenał, wynika z faktu, że jest zagorzałym myśliwym. Na strzelanki zawsze zabiera znajomych, stąd tyle sztuk broni i amunicji.

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie kilka szczegółów z życiorysu Chevy’ego McGee. Młodzieniec już kilka miesięcy temu znalazł się na radarze sekcji FBI tropiącej w sieci aktywność ekstremistów i terrorystów. Jest lokalnym przywódcą organizacji Boogaloo Bois, której członkowie nie ograniczają się do spotkań na łonie natury w celu postrzelania sobie do dzików i saren. To paramilitarny związek identyfikujący się z ideami białych suprematystów i jawnie nawołujący do wojny domowej, nazywanej boogaloo. W maju McGee puścił w sieci live stream z aresztowania Bradleya Bunna, mężczyzny, który szykował się do ataku bombowego na budynek stanowego Kapitolu w Denver. Do ataku miało dojść 1 maja podczas demonstracji pod hasłem Reopen Colorado organizowanej przez przeciwników ograniczeń wprowadzonych w związku z pandemią. FBI aresztowało Bunna tuż przed protestem. Komentując akcję policji, McGee jednoznacznie dał do zrozumienia, że obawia się tego samego. Wreszcie wyszło na jaw, że zanim przyjechał z kolegami do Denver, zdążył odwiedzić kilka innych miejsc objętych protestami, w tym Salt Lake City w Utah. Trudno w takich okolicznościach wierzyć, że parkując w Denver półciężarówkę pełną broni, nie miał żadnych innych zamiarów niż bierna obserwacja manifestantów z puszką coli w dłoni.

Kto się boi pandemii

Gdy w ubiegłym roku pisałam o licealistach z Florydy, którzy po tragicznej strzelaninie w ich szkole rozpoczęli heroiczną krucjatę przeciwko kulturze broni w USA, wierzyłam, że może w końcu Ameryka znalazła się na dobrej drodze. Że sprzedaż broni, która jest smutnym probierzem stanu amerykańskich umysłów, wreszcie zacznie spadać. I że takie organizacje jak Narodowe Stowarzyszenie Strzeleckie (NRA), które zamydliły społeczeństwu oczy, wpierając mu, że druga poprawka do konstytucji to najważniejszy wyznacznik osobistej wolności – choć w istocie od początku chodziło wyłącznie o pieniądze! – zakończą swoją obrzydliwą działalność. Być może wszystko to było do zrobienia, ale dzisiaj nie jestem już tego taka pewna.

Pierwsza rzecz, która odwróciła trendy, to oczywiście pandemia. Amerykanie znów zbroją się na potęgę jak kraj długi i szeroki, i to w atmosferze paniki, jakiej dawno tu nie widzieliśmy. W marcu, jak podaje organizacja Small Arms Analytics & Forecasting, liczba nabytej przez Amerykanów broni wzrosła w porównaniu z marcem 2019 r. o prawie 85%. W kwietniu skok był mniejszy, bo tylko o 70%, ale w maju znów o 81%. To ponad 5 mln nowych sztuk broni, które zasiliły domowe arsenały w ciągu zaledwie trzech miesięcy. Ameryka ma 200 mln obywateli powyżej 18. roku życia. Czy 5 mln to faktycznie tak dużo? Nie, ale nie zapominajmy, że to jedynie dodatek do 300 mln sztuk, które Amerykanie już oficjalnie posiadają. W rzeczywistości zaś broni jest dużo więcej, bo czarny rynek działa bardzo sprawnie.

Dlaczego w ogóle Amerykanie się zbroją? – Zbroją się, bo mogą, bo broń jest obecna w ich życiu od zawsze, a w zbiorowym wyobrażeniu kojarzy się z najprostszą metodą samoobrony – wyjaśnia Timothy Lytton, prawnik i ekspert ds. przemocy z użyciem broni z Georgia State University. – W czasie pandemii zbroją się ze strachu, że przytłoczone nadmiarem obowiązków służby porządkowe nie dotrą do nich w porę, mądrze więc jest móc się obronić samemu.

Politolog Joseph Uscinski z University of Miami przeprowadził pod koniec kwietnia badania, z których wynika, że zbroją się i z innych przyczyn. Jakich? Strachu przed scenariuszami będącymi w obiegu głównie w mediach społecznościowych, a znanymi jako teorie spiskowe. Wedle raportu Uscinskiego wierzy w nie aż 30% społeczeństwa. Najpowszechniej występuje w tej grupie przekonanie, że będą potrzebować broni, by nie dać się zaszczepić – by przeciwdziałać planowi, nad którym rządy światowe pracują wespół z największym wrogiem ludzkości Billem Gatesem i/lub głodnymi jeszcze większej kasy międzynarodowymi koncernami farmaceutycznymi. Niedaleko w tyle pozostaje przeświadczenie, że wirus WuFlu (prześmiewcza nazwa COVID-19) to tylko wymówka, by zacząć ludzkość masowo czipować (czipy będą przemycane w szczepionkach) w celu inwigilacji i kontroli. Niemały odsetek zbrojących się obywateli wierzy, że koronawirus to narzędzie planowej depopulacji planety, by pozbyć się zwłaszcza kosztownych emerytów, na których żadne państwo nie ma dziś wystarczająco dużo pieniędzy. Dalej mamy tych, którzy nie poddadzą się bez oporu ani budowniczym wież transmisyjnych dla sieci 5G, ani legii Grety Thunberg zmuszającej nas do zmiany nawyków w imię powstrzymania zmian klimatycznych, ani zbrojnej inwazji obcych państw, zwłaszcza Chin i Rosji, która nastąpi, gdy wirus już nas odpowiednio przetrzebi i osłabi. Wreszcie, i tu wracamy do Chevy’ego McGee i jego drużyny, zbroją się, bo spowodowany pandemią kryzys ekonomiczny, pogłębiony ostatnio kryzysem społecznym po śmierci Floyda, wydaje im się wymarzoną okazją do wywołania prawdziwej wojny domowej.

Kto nie słucha Trumpa?

Długo by się rozwodzić, skąd w amerykańskiej wyobraźni tyle parcia na przemoc i zdumiewającej, niepojętej dla reszty cywilizowanego świata, fascynacji wszelkimi przejawami tej przemocy, w tym bronią. Pewnie każda z odpowiedzi będzie w jakiejś części prawdziwa. To, że Amerykanie nigdy nie doświadczyli na swojej ziemi buta okupanta i życia w atmosferze narzuconego terroru. Wyssana z mlekiem matki, mająca korzenie w protestantyzmie idea, że obowiązkiem człowieka jest ewangelizacja, czyli szerzenie wartości, w które się wierzy – siłą, jeśli trzeba. Mit kowboja, który zbawia świat za pomocą spluwy, ulubiony przez twórców amerykańskiej kultury masowej. Od lat ważną częścią tej kultury jest sfera rozrywki wirtualnej, gdzie przemoc często jest i esencją, i celem samym w sobie. Nieprzypadkowo przytłaczająca większość sprawców masowych strzelanin w USA to osoby nałogowo grające w brutalne gry komputerowe, wręcz od nich uzależnione.

Można te wszystkie zjawiska bagatelizować. Można upierać się, że paramilitarne organizacje o zabarwieniu jawnie rasistowskim i nacjonalistycznym to przecież margines. W kraju wolności, za jaki uważa się Ameryka, każdemu wolno wierzyć w takiego boga, jakiego sobie wybierze. Nawet mowa nienawiści stanowi problem, bo czy jej prawne zakazywanie nie kłóci się z konstytucją? Gdyby dla wszystkich było to oczywiste, nie mielibyśmy do czynienia z nieprzerwaną serią rozpraw sądowych mających rozstrzygnąć tę właśnie kwestię.

A jednak trudno się opędzić od myśli, że przekroczyliśmy kolejny próg. Od lat eksperci biją na alarm, że eskalująca w Ameryce przemoc z użyciem broni, w tym masowe strzelaniny, jest bezpośrednim efektem obowiązujących tu nieodpowiedzialnych przepisów, tego, że jest jej coraz więcej w rękach cywilów. Równolegle od jakiegoś czasu rośnie obawa o trendy w innych sferach życia społecznego: o napięcia międzyrasowe i międzyklasowe spowodowane pogłębiającymi się nierównościami ekonomicznymi. Mimo poprawności politycznej i parytetów rasowych w przestrzeni publicznej nasila się nienawiść jednych społeczności do drugich. Winna jest systemowa dyskryminacja mniejszości, w tym ze strony służb porządkowych, ale wielkim winnym jest również prezydent Trump, który jawnie sympatyzuje z radykałami i ekstremistami, a po zamieszkach wywołanych przez białych suprematystów w 2017 r. w Charlottesville potrafił orzec, że „racja leżała po obu stronach”. Teraz doszły do tego pandemia i poczucie opresji, nieważne, że czynnikiem opresyjnym jest de facto sama natura. Arsenały broni, do których mają dostęp niebezpieczni ludzie, to tykająca bomba.

Kto się zaraził tym buntem

2 czerwca ośrodek badawczy Network Contagion Research Institute (NCRI) zajmujący się tropieniem w sieci przejawów nienawiści opublikował raport, który zatrważa. Nosi on tytuł „COVID-19. Conspiracy and Contagious Sedition” (COVID-19. Konspiracja i zarażanie buntem) i zasypuje dowodami, że, jak to ujął dyrektor NCRI Joel Finkelstein, mamy obecnie „nie tylko wystarczająco wielu aktorów wyrywających się, by odegrać swoje brutalne, krwawe role, ale i widownię, która tylko czeka, by ich działania wymknęły się spod kontroli”.

Przede wszystkim w ostatnich miesiącach znacznie wzrosła liczba członków organizacji, które zupełnie jawnie posługują się językiem przemocy i wojny oraz znakami militarnymi, w tym – jak każdy szanujący się amerykański rasista – flagami i symbolami konfederackimi. Finkelstein nazywa je wschodzącą konstelacją Militia Sphere – na znak, że są to uzbrojone grupy pozujące na obrońców wolności obywatelskich, bezpieczeństwa i… zbrojnych starć z szeroko pojętym systemem. Prócz wspomnianej już organizacji Boogaloo Bois do otwartej wojny nawołuje np. Qanon – grupa zawiązana w 2017 r. przez zwolenników teorii spiskowej, że lewicowy tajny rząd planuje obalenie administracji Trumpa, Three Percenters Militia – „patriotyczny” ruch militarny inspirowany poczynaniami kolonistów, którzy wypowiedzieli wojnę Brytyjczykom, czy Proud Boys – ugrupowanie neofaszystowskie i rasistowskie stawiające sobie za cel obronę zachodnich wartości. Pandemia stworzyła im okazję do wspólnego działania, gdy Amerykę zalała fala pandemicznych dysydentów domagających się otwierania kraju i końca ograniczeń. Dostrzec ich i zidentyfikować też jest łatwiej niż kiedykolwiek, ubierają się bowiem w koszule w hawajskie wzory. Jeśli nie zwrócili państwo na to uwagi – zachęcam do ponownego przyjrzenia się zdjęciom z amerykańskich protestów z ostatnich tygodni. I policzenia hawajskich koszul.

Nie mam pojęcia, co przyniosą Ameryce najbliższe dni i tygodnie. Mam nadzieję, że gdy będą państwo czytać te słowa, po zamieszkach trzeba już będzie tylko sprzątać, a uwaga i energia Amerykanów znów zwrócą się ku walce z koronawirusem. Sytuacja jest daleka od idealnej, a zarzucenie podczas protestów środków bezpieczeństwa na pewno zaowocuje kolejnym skokiem zarażeń. Jeśli jednak okaże się inaczej, jeśli rozruchy nie ustaną, a przeciwnie – będą eskalować, możemy zobaczyć, że amerykańscy miłośnicy broni nie zmarnowali kryzysu i w końcu zorganizowali sobie zabawę, o jakiej od dawna marzyli. Apoteoza przemocy i zbyt łatwy dostęp do broni może zniszczyć nawet tak silne i pragmatyczne społeczeństwo, jakim są Amerykanie.

Fot. Forum

Wydanie: 2020, 25/2020

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy