Duży może więcej

Duży może więcej

Rozmowa z Markiem Polem, przewodniczącym Unii Pracy Niektórym naszym byłym kolegom wydawało się, że główną misją Unii Pracy jest okładanie SLD. To było niemądre. To służyło wyłącznie politykom prawicy   To czwarte wyborcze podejście Unii Pracy. Najpierw dwa razy star­towała sama, potem w Przymierzu Społecznym z PSL i Emerytami, te­raz przyszedł czas na koalicję z SLD. Co się zmienia, że za każdym razem Unia idzie do wyborów w in­nej konfiguracji? – Zacznijmy od tego, co się nie zmie­nia: otóż Unia Pracy staje do wszyst­kich wyborów parlamentarnych pod własną nazwą. Niewiele jest w Polsce takich partii, weźmy choćby tak głośne dziś ugrupowania jak ZChN czy SKL – gdy przychodzi czas wyborów, one za­wsze chowają się pod jakiś inny szyld. Natomiast co się zmienia: otóż wybory w roku 1998 były samorządowymi, a one rządzą się innymi prawami. Wówczas weszliśmy w koalicję, która była możliwa do zawarcia tylko na szczeblu lokalnym. Bo jeśli chodzi o poziom krajowy, Unia Pracy i PSL zbytnio się różnią w sprawach świato­poglądowych. To są rzeczy, które nie przeszkadzają we współpracy w samo­rządach. Ale w parlamencie na pewno ją utrudniają. Nie mogliście już wówczas, w ro­ku 1998, zawrzeć koalicji z SLD? – Wtedy nie dostrzegałem ze strony SLD specjalnej gotowości

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2000, 43/2000

Kategorie: Wywiady