Dwa okresy PRL

Dwa okresy PRL

Rozmowa z prof. Władysławem Markiewiczem – socjologiem, profesorem Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu Pojednanie między Polakami a Rosjanami wydaje mi się zadaniem równie ważnym jak modernizacja Polski – Rok 1945. Wychodzi pan z nazistowskiego obozu w Mauthausen. Trafia pan na Zachód: do Włoch, potem do Wielkiej Brytanii. Co spowodowało, że w roku 1947 zdecydował się pan na powrót do Polski Ludowej? – Do powrotu przekonał mnie mój zaangażowany w lewicę brat, który z kraju przesyłał mi pełen zestaw prasy krajowej: od tytułów katolickich przez socjalistyczne po komunistyczne. Chciał, abym sam w oparciu o te zróżnicowane źródła wyrobił sobie opinię o tym, jak wygląda sytuacja w Polsce. Po regularnej lekturze tej pluralistycznej prasówki zdecydowałem się na powrót. Akceptowałem kierunek przemian w Polsce. Chciałem włączyć się w jego bieg. Potrzeba działania była zresztą typowa dla wszystkich, którzy kilka lat spędzili w obozach. – Ale zaangażowanie polityczne brata chyba ułatwiło decyzję o powrocie? – Na pewno tak. Zresztą przed wojną również byłem związany z lewicą. – Jest to o tyle ciekawe, że pochodzi pan z Poznania, który przed wojną był bastionem endecji. Jak to możliwe, że w Poznaniu wychował się młody socjalista? – Owszem, mój ojciec pochodził z Wielkopolski, ale potem wyjechał za chlebem do Francji, gdzie pracował jako górnik. Tak jak większość tzw. francuzów miał poglądy zdecydowanie antykapitalistyczne. Lagry i łagry – Przeżył pan nazistowski obóz koncentracyjny w Mauthausen. Potem jednak wrócił pan do komunistycznej Polski. Dla dzisiejszego inteligenta wychowanego na tezie o bliźniaczości komunizmu i nazizmu to rzecz niepojęta. – Na pewno nie można stawiać znaku równości między komunizmem a nazizmem, aczkolwiek próbowano i wciąż od nowa próbuje się to robić. Patrząc na rzecz z punktu widzenia genezy teoriopoznawczej i społecznej, podobieństw między obiema doktrynami i oboma ruchami politycznymi nie ma żadnych. Całkowicie rozbieżne były racje etyczno-intelektualne i motywy praktyczno-polityczne leżące u podstaw narodzin i wytycznych działania komunizmu i nazizmu – do tego stopnia, że powszechnie od razu uznano obydwa stanowiska za skrajnie sobie przeciwstawne. To przekonanie o nieprzezwyciężalnej wrogości żywili przede wszystkim przywódcy i zwolennicy każdego z tych ruchów. – A pakt Ribbentrop-Mołotow? – Uznawanie paktu Ribbentrop-Mołotow za dowód jednorodności komunizmu i nazizmu jest pochopne. Przez obie strony był traktowany jako przejściowy, zrazu korzystny dla nich, manewr taktyczny. Zasadniczo odmienne były też założenia programowe obydwu kierunków, to, co każdy z nich promował, było przeciwieństwem preferencji przeciwnika. – Czy zatem zwolennicy tezy o podobieństwie nazizmu i komunizmu mylą się w zupełności? – Z pewnością wystąpiło zadziwiające podobieństwo sposobów, metod osiągnięcia założonych celów przez obie zwalczające się strony. W obydwu systemach formalnie uznawano demokrację, wolność, równość i sprawiedliwość. Faktycznie zaś stosowano zasady totalitaryzmu: dyktaturę i kult jednostki, rządy monopartii i monoideologii, powszechną inwigilację i indoktrynację, nagminne łamanie prawa i stosowanie tortur. – Metody te same, za to cel chyba inny? – Zgadza się. Dla hitlerowskiego nazizmu tym celem było fizyczne unicestwienie wrogich ras, ludobójstwo zapoczątkowane i w zasadzie zrealizowane w stosunku do europejskich Żydów i Romów, a na krótką metę zaprogramowane wobec Słowian, przede wszystkim Polaków i Rosjan. Tymczasem stalinowski reżim nastawiał się na likwidację wrogów wewnętrznych i dlatego najliczniejszymi jego ofiarami byli obywatele ZSRR, w pierwszej kolejności koledzy Stalina ze wspólnej ekipy Lenina. – Dzisiaj niektórzy publicyści i historycy starają się zestawiać ze sobą hitlerowskie lagry i stalinowskie łagry, sugerując, że te ostatnie to było prawdziwe piekło. – Bodaj Gustaw Herling-Grudziński opisał, jak więźniowie stalinowskiego łagru zorganizowali w jakiejś sprawie strajk głodowy. Gdy to usłyszałem, głucho się roześmiałem. W niemieckim obozie żaden esesman by się takim strajkiem nie przejął. Cieszyłby się tylko, że paru więźniów pomarło mu szybciej. Komendant obozu, którego byłem więźniem, twierdził, że przeciętna długość życia jeńca w „jego obozie” wynosi 20 dni. Było to poparte badaniami naukowymi, na ile dni życia wystarczy podawana więźniom racja żywnościowa. – Czy takie dyskusje, „gdzie było gorzej”, toczyły się wśród byłych więźniów bezpośrednio po wojnie? – Po wyzwoleniu obozu pojechałem wraz z kolegami do Włoch do II Korpusu.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2010, 2010

Kategorie: Wywiady